Andrzej Grupa, Interia.pl: Wrócił pan właśnie z Rosji. Widać w tamtejszym społeczeństwie jakieś zmiany po agresji na Ukrainę? Patryk Rombel, trener reprezentacji Polski: - Ludzie żyją raczej normalnie, przynajmniej w samej Moskwie. Nic się tam nie dzieje, może poza tym, że rozmawiają o tej całej sytuacji. Nie za bardzo chcą, by kraj się w to angażował i raczej marzą, by nic złego z tego nie wynikło. A pan cieszy się, że nie ma na głowie takich problemów jak trener kobiecej reprezentacji Arne Senstad? Jego kadrę na początku marca czeka wyprawa do tego kraju. - Zawsze staram się w takiej sytuacji myśleć o meczach: polecieć, zagrać. Nie chcę koncentrować się na sytuacji politycznej, bo to nie pomaga w pracy, a może nawet trochę przeszkadza. Myślę, że gdybym miał tam teraz grać mecz czy turniej, to myślałbym tylko o pracy. Patryk Rombel: Nie czułem zagrożenia w Zaporożu Cała ta sytuacja dotyczy Ukrainy, a pan przez ponad rok pracował w tym kraju, prowadził Motor Zaporoże. Ten sam Motor, który w środę zagra w Kielcach. Ma pan jeszcze kontakt z tymi ludźmi? - Tak, i to z kilkoma osobami z klubu oraz jego otoczenia. To stały kontakt, ale też praca w Zaporożu była etapem w życiu, który dużo mi dał i dużo mnie nauczył. Korzystam z tego doświadczenia, które tam zebrałem. Rozmawiał pan z nimi w ostatnich dniach? Motor jest mocno poszkodowany w tej sytuacji, nie może grać w Lidze Mistrzów w swojej hali. Jak oni to odbierają? - Tak, w zeszłym tygodniu miałem kontakt z jednym z trenerów, z którym sam współpracowałem w Zaporożu. Rozmawialiśmy o tej sytuacji i mówił, że ludzie na Ukrainie są już nią zmęczeni. Nie wiedzą, co teraz będzie. A trochę też przestali się już jej bać, bo - jak kolega mi mówił - czekają na rozwój sytuacji. Co ma być, to będzie. Prowadził pan zespół z Zaporoża, także w Lidze Mistrzów, a stamtąd znacznie bliżej już na Krym czy do Doniecka, niż do Kijowa. Odczuwał pan jakieś zagrożenie? - Do Doniecka jest nieco ponad 200 km, ale tak szczerze, to ani przez moment nie miałem poczucia jakiegokolwiek zagrożenia. Może jedynie ta sytuacja pojawiała się podczas rozmów z ludźmi ze sztabu czy klubu, którzy mieli wtedy, a może wciąż jeszcze mają, rodziny w tamtych okręgach. Docierały więc relacje, co się dzieje na wschodzie. Sam nie mogę jednak mówić o żadnej chwili zagrożenia. Motor Zaporoże zrobił wielkie postępy Wie pan może, jak odbierają to wszystko zawodnicy Motoru Zaporoże? W kluczowej fazie rozgrywek, gdy mają szansę awansu do 1/8 finału, muszą tułać się po obcych halach. To ma wpływ na ich grę? - To trudne do osądzenia dla kogoś, kto stoi z boku. Na pewno bez wpływu nie pozostaje, ale tak jak powiedziałem: będąc zawodnikiem i mając swoje zadania, każdy stara się w jak największym stopniu koncentrować na sporcie. Te inne sprawy siłą rzeczy pozostają w tyle głowy. Domyślnie jednak bez wpływu nie pozostają. Patrzę na skład tego zespołu i widzę, że sporą jego część trenował pan cztery lata temu. Są: Malasinskas, Kozakiewicz, Puchowicz czy Komok. - Kilku tych podstawowych zostało, ale to nie jest większość składu. Ten obecny Motor jest fajnie budowany, trener Savukynas robi superrobotę. Oglądam większość meczów Ligi Mistrzów, Zaporoża również i uważam, że ten klub zrobił spory progres w ostatnich latach. Kiedyś dla niego charakterystyczne było to, że potrafił grać jak równy z równym z najlepszymi we własnej hali, teraz potrafi to robić też na wyjeździe. Myślę, że jako zespół Motor się rozwinął i miło się go ogląda. A patrząc realnie, są w stanie urwać coś w meczu z Łomżą Vive Kielce? - Dyplomatycznie powiem, że faworytem są Kielce. Zwłaszcza po ostatnim meczu we Flensburgu, gdzie pokazali bardzo wysoki poziom. Myślę, że choćby punkt zdobyty przez Motor byłby wielką niespodzianką czy nawet sensacją. Motor już jednak pokazał, że potrafi je sprawiać, o czym przekonał się w tym sezonie Telekom Veszprem. Jestem przekonany, że Kielce podejdą do tego spotkania ze stuprocentową koncentracją, bo oni już wiedzą, że Motoru nie można zlekceważyć. Przekonali się o tym w pierwszym spotkaniu na Ukrainie, bo tam niewiele zabrakło, a skończyłoby się remisem. Łomża Vive zawsze myśli o Final Four Ligi Mistrzów Jak pan spojrzy w przeszłość i losowanie grup w Lidze Mistrzów, że mistrz Polski trafia na Barcelonę, PSG, Veszprem, a także Flensburg, to widział pan wówczas w ogóle szansę na wyjście z tej stawki bezpośrednio do ćwiercfinału? I to może nawet z pierwszego miejsca? - Sądzę, że niewielu się tego spodziewało. A to pokazuje, jak zespół z Kielc jest zbudowany i jaką ma teraz siłę. Pewnie większość fachowców upatrywała faworytów w trójce: PSG, Barcelona, Veszprem, ale patrząc też na skład Vive, wierzyłem w tę drużynę. To co oni robią jest dobre dla polskiej piłki ręcznej. Czy to, że wygrają prawdopodobnie grupę B powoduje, że od razu staną się głównym faworytem Ligi Mistrzów? Ta stawka wygląda na mocniejszą niż w grupie A. - Aż tak bym nie stawiał sprawy, tak na ostrzu nożna. Vive to klub, który zawsze myśli o wygrywaniu oraz o Final Four w Lidze Mistrzów. Niewiele się tu pewnie zmienia, cel jest jasny, oni są tego świadomi. A pan już ochłonął po finałach Mistrzostw Europy? Czy wciąż może myśli, że można było w Bratysławie ugrać coś więcej? - Wciąż mamy dużo analiz, prowadzę indywidualne rozmowy z zawodnikami, mamy wideo dla nich. Minął już miesiąc, a cały czas szkoda tej całej otoczki turnieju, sytuacji z izolacjami. Wszystkich one dotykały, ale nas szczególnie mocno doświadczyły i miały wpływ na wyniki. Jestem ciekaw, jak by to wyglądało, gdybyśmy mogli grać w pełnym składzie. Oczywiście, zawsze można było coś więcej ugrać, ale z drugiej strony cieszę się, że zrobiliśmy krok do przodu. Szkoda dwóch meczów, w których zagraliśmy poniżej naszych możliwości, ale też fajnie, że na końcu były takie dobre, w których powalczyliśmy z rywalami o punkty. To dobrze świadczy o drużynie i jest dobrym prognostykiem przed kolejnym ważnym turniejem, czyli mistrzostwami świata u nas w 2023 roku. Ten mundial w Polsce i Szwecji ma być dla pana imprezą docelową czy przystankiem przed igrzyskami w Paryżu? - To zależy od miejsca, które zajmiemy w mistrzostwach świata. Jeśli będziemy tam poniżej siódmego, to żadnego przystanku nie będzie. Mówimy więc o turnieju docelowym i to pod niego budujemy zespół. Trzon się wyklarował i będziemy patrzeć, jak ci zawodnicy przez kolejny rok będą się rozwijać. Miejmy nadzieję, że będą zdrowi. Michał Jurecki? Byłby w kadrze liderem A w jakiej formie jest Michał Jurecki? - Michał od momentu, jak trafił do Puław, jest podstawowym zawodnikiem, który wyróżnia się na tle zespołu i ligi. Forma u niego się nie zmienia, ma ogromny wpływ na zespół i w dalszym ciągu świadczy o jego sile. W kadrze też mógłby decydować o jej sile? Zadeklarował chęć powrotu, ponoć pan z nim rozmawiał, później jednak zmienił zdanie. - Tak, rozmawialiśmy, bo staram się jak najwięcej rozmawiać ze wszystkimi zawodnikami. W poniedziałek udzielił jednak wywiadu i powiedział, że nie wróci. W rozmowie ze mną, wcześniej, też nie złożył jednoznacznej deklaracji, tylko wspominał, że coś głośno powiedział na antenie. Mówił, że musi wszystko przemyśleć i potrzebuje czasu, a widocznie efektem tych przemyśleń był jednak wspomniany wywiad. Panu pewnie szkoda? - Na pewno, bo z jednej strony Michał dałby większe pole manewru, a więcej zawodników to więcej możliwości i lepszy komfort pracy. Z drugiej jednak wiemy, że Michała w tej kadrze długi czas nie było, więc dla niego to też nie byłoby takie proste: wejść z marszu w rolę lidera. Ogromną rolę odegrało to, że przemyślał jednak całą sprawę i podjął najlepszą dla siebie decyzję. Ja mu powiedziałem, że uszanuję każdą. Rozmawiał: Andrzej Grupa