Przed tygodniem Chrobry Głogów zdobył historyczny punkt w fazie grupowej Ligi Europy - zremisował we własnej hali z liderem z Konstancy 29:29. Była to spora niespodzianka, dająca jednocześnie cień szans na awans do kolejnej fazy rozgrywek. Aby tak się stało, musiało się spełniać kilka warunków: tak w ten wtorek, jak i kolejny. Pierwszy wypełnili Rumuni z HC Dobrogea Sud Constanța - pokonali węgierski zespół z Tatabanyi 28:25. Drugi krok musieli już wypełnić głogowianie - znaleźć sposób na Sporting Lizbona. Ten sam Sporting, który ledwie pięć tygodni temu rozbił go 37:20. Wtedy był to wstydliwy debiut głogowian w fazie grupowej tych rozgrywek. Bolesna lekcja w Głogowie. Sporting karcił każdy błąd Chrobrego Dość szybko okazało się jednak, że o żadnej sensacji nie może być mowy. Wyrównanych było raptem pięć minut, do remisu 3:3. A później goście zaczęli uciekać Chrobremu. Każdy błąd drużyny z Dolnego Śląska kończył się natychmiastową kontrą. Wicemistrzowie Portugalii potrzebowali kilku sekund, by przemieścić się pod bramkę, w której stali Anton Derewiankin bądź Rafał Stachera. Na ich dwie bramki Chrobry odpowiadał jedną, przewaga stale rosła. Gospodarze kompromitowali się w ofensywie, popełniali błędy, jakie zdarzać się mogą w meczach juniorskich. A nie na poziomie europejskich rozgrywek. Portugalczycy byli bezlitośni, kontrowali raz za razem, a mogli prowadzić znacznie wyżej. Dwukrotnie nie zdołali jednak pokonać Derewiankina z rzutów karnych. Po 30 minutach obie drużyny dzieliło osiem bramek (9:17) Trener prosił, nie pomagało. Różnica klasy, wicemistrz Portugalii wygrywał "na luzie" Jeśli jeszcze na początku pierwszej połowy hala w Głogowie "żyła", doping wspierała graczy Chrobrego, to po przerwie kibice byli już zrezygnowani. Podobnie jak podopieczni Witalija Nata, którzy nie podejmowali już walki. W pięć minut gospodarze stracili pięć bramek, zmarnowali kolejny rzut karny, popełniali błąd za błędem. Trener Chrobrego poprosił o przerwę, mówił swoim podopiecznym o konkretnych zagraniach, nie mógł wymieniać wszystkiego, nie miał tyle czasu. - Zacznijcie grać twardo w tej obronie, chłopaki, to jest Liga Europa - zaapelował. Sporting wtedy prowadził 22:11, jego zwycięstwo nie było w żaden sposób zagrożone. "Sukcesem" Chrobrego mogła być ewentualnie porażką mniej niż dziesięcioma bramkami, ale patrząc na różnicę w umiejętnościach technicznych i przygotowaniu szybkościowym, nie było na to dużych nadziei. Blisko powtórki z Lizbony. Sytuację "uratował" bramkarz Rafał Stachera A mimo to głogowianie byli w stanie przez kilka minut grać "gol za gol". Gdy jednak tylko znów zaczęli popełniać błędy w ataku, momentalnie byli za to karceni. A Sporting nie odpuszczał, trener Ricardo Costa cały czas wymagał zaangażowanie. Przy stanie 30:17 dla jego drużyny, zaczął się o coś wykłócać z arbitrami, dostał żółtą kartkę, musiał nawet interweniować delegat EHF. Mógł się powtórzyć wynik z pierwszego spotkania - Sporting prowadził 35:20, Jan Gurri przegrał wtedy pojedynek z "siódemki" z Rafałem Stacherą. Za chwilę bramkarz Chrobrego popisał się ładną interwencją, jego zespół przegrał więc "tylko" 22:35. I pożegnał się z marzeniami o awansie. Za tydzień w Tatabanyi Chrobry zakończy fazę grupową. Chrobry Głogów - Sporting Lizbona 22:35 (9:17) Chrobry: Derewiankin (3/22 - 14 proc.), Stachera (5/20 - 25 proc.) - Grabowski 2, Strelnikow 1, Wrona, Kosznik, Tilte 5, Orpik 2, Jamioł 1, Dadej 2, Matuszak 1, Otrezow, Styrcz 2, Paterek 5, Hajnos, Skiba 1. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 1/3. Sporting: Maciel (8/22 - 36 proc.), Kristensen (6/14 - 43 proc.) - Edy Silva 4, Portela, Araujo 2, F. Costa 5, Suarez Diaz 2, Gurri 5, Salvador 2, Våg, Þorkelsson 5, Gassama 1, Gomes 3, Mocquais 2, Moga, M. Costa 4. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 1/4.