Płoczanie na przerwę świąteczno-noworoczną udawali się w całkiem niezłych nastrojach, wygrali w Kielcach z Industrią 29:28, ustawili się na pole position w walce o mistrzostwo Polski. A chwilę wcześniej w Orlen Arenie rozbili wręcz Telekom Veszprem, jedną z najmocniejszych kadrowo drużyn w Europie. I tym samym, po fatalnym początku, otworzyli też sobie drzwi do awansu w Lidze Mistrzów. W tych elitarnych rozgrywkach niedawno rzeczywiście wskoczyli do fazy play-off, w rodzimej Orlen Superlidze swoją dominację w fazie zasadniczej mieli udowodnić właśnie w rewanżu z Industrią Kielce. Przetrzebioną kadrowo, właściwie skazywaną na Mazowszu na porażkę. Tymczasem na niespełna kwadrans przed końcem meczu to goście mieli osiem bramek, robili co tylko chcieli.I wygrali 34:29. Dlaczego to niemożliwe? Krzysztof Lijewski wyjaśnił, co scaliło mistrza Polski Nic więc dziwnego, że po meczu nastroje w obu zespołach były skrajnie różne. Alex Dujszebajew, lider Industrii, nie mógł nachwalić się swoich kolegów, podkreślał, zresztą słusznie, świetną postawę środkowych obrońców. Bo tylko Arciom Karaliok jest tym podstawowym defensorem, Michał Olejniczak i Dylan Nahi wspomagają go awaryjnie. A wyglądali przy rywalach jak nauczyciele. - Walka, intensywność, wielki szacunek dla zespołu. Wiemy, ile mamy kontuzji w tym momencie, ale walczymy dalej. Daliśmy z siebie wszystko, pokazaliśmy moc i klasę - mówił reprezentant Hiszpanii. Po meczu jeden z dziennikarzy powiedział drugiemu trenerowi Industrii Krzysztofowi Lijewskiemu, że dokonali czegoś, co wydawało się niemożliwe. - Dlaczego niemożliwe? - zapytał były wybitny reprezentant Polski. - Można też tak na to spojrzeć, bo mamy siedmiu kontuzjowanych zawodników, a każdy jest kluczowy. Tyle że te kontuzje nas nie złamały, a wydaje mi się, że z każdym tygodniem jesteśmy coraz bardziej scaleni. I każdy bierze dodatkową odpowiedzialność, a dodatkowe minuty mu nie przeszkadzają - ocenił. Mocne słowa reprezentanta Polski Dawida Dawydzika. Tak grać po prostu nie wypada Zupełnie inne nastroje są w Płocku, Wisła straciła nie tylko atut własnej hali w ewentualnym trzecim spotkaniu o mistrzostwo, ale być może coś więcej. Pewność siebie, którą zyskała w grudniu w Kielcach. - Odczucia są teraz fatalne, wydaje się, że przeszliśmy obok meczu, przegraliśmy go bez wiary i charakteru - grzmiał po spotkaniu Dawid Dawydzik. I przepraszam komplet kibiców, który wypełnił Orlen Arenę i wspomagał drużynę przez całą godzinę meczu. - Obiecuję, że to się nie powtórzy, bo tak zwyczajnie nie wypada. By przy pełnej hali u siebie w domu zagrać coś takiego - stwierdził. I docenił zespół z Kielc, który w pewnych kwestiach był w czwartek po prostu lepszy. - Cały mecz tak wyglądał, że chcieliśmy zagrać dobrze i pokazać swoją wyższość, ale bez znaczenia był wynik z Kielc. Byliśmy przygotowani, ale też uważam, że takie boje wygrywa drużyna, która bardziej tego chce. I dziś Kielce chciały bardziej. Jak odskoczyli, to zeszło z nas ciśnienie - powiedział.