W mistrzostwach świata piłkarzy ręcznych w Katarze po raz pierwszy w tej dyscyplinie można sięgnąć po zapis wideo, by zweryfikować decyzje sędziów. Czy to dotyczy wszystkich spornych sytuacji? Marek Góralczyk: - Do tej pory ten system wideo w ogóle nie był stosowany w piłce ręcznej. Po raz pierwszy w Katarze wykorzystano nowoczesne technologie. Trzeba podkreślić, że został zrobiony dopiero pierwszy krok. Jest to ostrożnie wprowadzane. To nie jest tak jak w siatkówce, że to trener może domagać się sprawdzenia zapisu wideo. To należy tylko do oficjalnego delegata IHF (Międzynarodowa Federacja Piłki Ręcznej - red.) i sędziów. I to tylko oni mogą sprawdzać, a w dodatku tylko w określonych sytuacjach. Jakie to sytuacje? - Przede wszystkim system wideo powtórek przydatny jest przy ocenie, czy był gol, czy nie. W każdej bramce dodatkowo są zainstalowane po trzy kamery. Oprócz 14 obsługujących mecz zamontowano sześć w bramkach. Poza tym przedstawiciel IHF jak widzi, że sytuacja nadaje się na czerwoną kartkę, a była poza zasięgiem wzroku arbitrów, może też wtedy przerwać spotkanie i poinformować prowadzących je o zajściu. Może też interweniować gdy jest zamieszanie, a czerwoną kartką ukarany zostanie niewłaściwy zawodnik. Sędziowie jak mają wątpliwości też mogą poprosić o weryfikację. Czy ten system weryfikacji wideo często się sprawdzał w Katarze? - Mieliśmy kilka takich przypadków. M.in. w meczu Polaków z Niemcami został wykorzystany. Mnie z trybun wydawało się, że gola dla nas nie było, a tymczasem bramka została uznana po analizie zapisu wideo. Jest pan sekretarzem Związku Piłki Ręcznej w Polsce, a w MŚ w Katarze jaką pełni funkcję? - Jestem delegatem technicznym IHF. Moje zadania związane są z organizacją i przebiegiem meczu. Siedzimy z kolegą przy stoliku sędziowskim, wraz z mierzącym czas i sekretarzem zawodów. Z ramienia federacji nadzorujmy przebieg spotkania, m.in. prawidłowość dokonywanych zmian zawodników, czy zachowanie na ławkach rezerwowych. Jakie macie obowiązki poza meczami? - Każdy z delegatów technicznych ma inne, dodatkowe powinności. Razem z kolegą z Włoch mamy zadanie reprezentowania IHF przed zawodnikami w hotelu Hilton i Grand Hyatt. Jeżeli team liderzy nie potrafią rozwiązać jakiegoś problemu lub pojawiają się kłopotliwe sytuacje, jak np. głośne imprezy nocne w Hiltonie, to próbujemy coś temu zaradzić. Podczas meczów często się zdarza, że do waszego stolika podbiegają zawodnicy lub członkowie sztabu szkoleniowego różnych drużyn z pretensjami pod adresem sędziów. Jaka jest wasza rola w tym przypadku? - Od oceniania pracy arbitrów są członkowie Komisji Sędziowskiej, siedzący gdzieś na trybunach, poza stolikiem. Dlatego dziwne jest i niezręczne, że w czasie meczu trenerzy i zawodnicy przybiegają do nas z pretensjami. Domagają się interwencji, a my nie jesteśmy od spraw sędziowskich. Wynika to prawdopodobnie z przyzwyczajenia, bowiem np. w Lidze Mistrzów jest jeden delegat odpowiedzialny praktycznie za wszystko. W Katarze my jesteśmy tylko od przebiegu meczu. Więc to im nic nie daje. Czy macie prawo przerwać spotkanie? - Jeżeli byłaby sytuacja grożąca powtórzeniem meczu lub złożeniem protestu, to mamy prawo przerwać zawody. Wtedy podajemy informację sędziom, ale oni wcale nie są zobligowani do brania jej pod uwagę i sami podejmują decyzję. Delegat może tylko napisać raport po spotkaniu i to wszystko. Przed każdym turniejem grono rozjemców otrzymuje pewne "wytyczne" co do sposobu sędziowania. Na co tym razem położono nacisk? - W przepisach nic się nie zmieniło, zwrócono jedynie uwagę na ich interpretację, a w Katarze szczególną uwagę - na zachowanie kołowych. Różne pary sędziowskie różnie na to reagują. Niektórzy od pierwszych minut dają sygnał, że nie będą przymykać oko na grę nie fair. Wszystkie decyzje mają służyć przede wszystkim bezpieczeństwu zawodników, czyli nie będą tolerowane i surowo karane głupie faule, jak np. popychanie zawodnika w powietrzu. Myślę, że w tych MŚ sporo jest wykluczeń i to dobrze, bo w ten sposób uniknie się w jakimś stopniu niepotrzebnych kontuzji. Trzeba chronić zdrowie piłkarzy. To najważniejsze. W Dausze rozmawiał Cezary Osmycki