Poziom piłki ręcznej na świecie powoli się wyrównuje i choć nadal, od czasu do czasu, w eliminacjach zdarzają się miażdżące zwycięstwa jednej z drużyn, to już naprawdę rzadko zdarzają się spotkania, w których oglądający je kibic ma wrażenie, że stojące naprzeciwko siebie zespoły uprawiają inną dyscyplinę sportu. No chyba, że tak właśnie jest... Ten wynik to rekord świata Zbliżają się mistrzostwa świata piłkarek ręcznych, czyli okazja aby zobaczyć kilka drużyn egzotycznych z punktu widzenia piłki ręcznej. Uzbekistan, Portoryko czy Kongo raczej o medale nie powalczą, ale będą mieć okazję, by zmierzyć się z czołowymi zespołami świata, a przy tym promować handball w swoim kraju.Mimo różnicy klas z dużą dozą pewności można założyć, że żadna z tych drużyn nie dozna porażki, która nawet zbliżyłaby się do rekordowego wyczyny. A ten dzierży zespół, którego na hiszpańskich parkietach nie zobaczymy. Mowa tu o zawodniczkach Wysp Owczych, które w towarzyskim turnieju rozgrywanym w Bośni i Hercegowinie pokonała Albanię 81:1!Piłka ręczna w wydaniu kobiecym jest na Farojach niezwykle popularna i choć ta reprezentacja nie należy do potęg, to jednak stanowi dumę tego niewielkiego kraju. Mimo to nawet na Wyspach Owczych rozmiary tej wygranej, obok zachwytów, wzbudziły również zasadne pytania, jak takie coś jest w ogóle możliwe? Kuriozalna pomyłka No właśnie, jak to w ogóle możliwe? W reguły mówi się, że to zawodnicy i zawodniczki ostatecznie odpowiadają za wynik, jednak w tym wypadku należałoby reprezentacją Albanii z tej odpowiedzialności zwolnić. Dlaczego? Otóż, choć brzmi to kompletnie absurdalnie, na turniej szczypiornistek w Bośni albańscy działacze, na skutek pomyłki, wysłali drużynę koszykarek...Nic więc dziwnego, że te, choć miały na sobie stroje narodowej reprezentacji, nie bardzo wiedziały, co mają robić na parkiecie. Uprawiały na co dzień zupełnie inną dyscyplinę i sam fakt, że udało im się rzucić rywalkom, profesjonalistkom, choć jedną bramkę, można uznać za swego rodzaju niespodziankę.Zresztą mówiąc o tym rekordzie, przede wszystkim warto podkreślić sportową postawę Albanek, które mimo tego, że zdawały sobie sprawę z zupełnego braku szans w tym meczu i z kompromitującego je rezultatu, już do przerwy przegrywały 0:36, zostały na parkiecie do samego końca. Ba, zagrały też dwa inne spotkania, przegrywając 1:61 z Gruzją i 6:31 z Anglią. Zawodniczki zasłużyły na duże brawa, działacze powinni w najlepszym wypadku pokonać odległość z Vogošćy, gdzie odbywało się to starcie, do Tirany na piechotę. I to niosąc zawodniczkom cały sprzęt! "Ten mecz był katorgą dla wszystkich" Co ciekawe, jak możemy dowiedzieć się z książki Macieja Wasielewskiego i Marcina Michalskiego "81:1: opowieści z Wysp Owczych", na Farojach mało kto przykładał do tego rekordowego w końcu wyniku jakąkolwiek wagę. Część fanów w ogóle o nim nie słyszała, a ci, którzy wiedzieli, jak do tego doszło, nie uważali tego za wyczyn szczególnie godny zauważenia.Nawet same zawodniczki przyznawały, że pomimo rekordowej wygranej nie było mowy o przesadnej radości. - Dziwny epizod. Podobno ktoś po stronie albańskiej się pomylił i na zawody wysłano drużynę koszykarek. Zamieszano je w absurdalną sytuację: nie znały taktyki, nie potrafiły rzucać, dryblować i bronić, wyglądały na zakłopotane. Ten mecz był tak naprawdę katorgą dla wszystkich - powiedziała w rozmowie z Wasielewskim i Michalskim jedna z uczestniczek tego meczu Heidi Maria Akselsen.Farerzy zresztą też potraktowali ten mecz nieszczególnie poważnie. Trudno doszukać się nawet składów z tego spotkania, wiadomo tylko, że najskuteczniejszą strzelczynią była zdobywczyni 15 bramek Ása Dam á Neystabø. Z drugiej strony należy docenić szacunek dla rywalek. Zawodniczki z Wysp Owczych mogłyby przecież, widząc kuriozalność sytuacji, celowo chybiać, nie chcą upokorzyć rywala. Tyle, że sportowa postawa wymaga właśnie zaprezentowania najwyższego zaangażowania, żeby pokazać nawet dużo słabszemu rywalowi, że traktuje się go poważnie.