26 lutego Industria Kielce rozgromiła w Opolu Gwardię 40:24, ale dla jej fanów wynik spotkania nie miał większego znaczenia. Jeszcze w pierwszym kwadransie, podczas akcji ofensywnej, Szymon Sićko wyskoczył w górę, ale delikatnie poślizgnęła się jego lewa stopa. Już w locie czuł ból kolana, próbował je chwycić. Po chwili spadł na parkiet, koledzy chwytali się zgłowy, trener Tałant Dujszebajew skrył głowę pod ręcznikiem. Jeden z liderów Industrii, ale i reprezentacji Polski, doznał poważnej kontuzji - zerwanie więzadła właściwego rzepki. Przerwa w grze może potrwać nawet rok. Sićko dość szybko przeszedł operację w Barcelonie, a od początku marca kontynuuje rehabilitację: w klubie oraz w klinice Rehasport w Poznaniu, pod okiem fizjoterapeuty reprezentacji Bartosza Kiedrowskiego. I co oczywiste - nie mógł pomóc kolegom w kluczowych spotkaniach Ligi Mistrzów, nie zagrał też już w trzech kolejnych "Świętych Wojnach" z Orlenem Wisłą Płock. W tym w pierwszym starciu finału mistrzostw Polski, które "Nafciarze" wygrali w rzutach karnych 2:1, a wcześniej był remis 22:22, po mocno kontrowersyjnym bezpośrednim rzucie wolnym Kiryła Samoiły już po upływie czasu gry. Drugie spotkanie finałowe - w niedzielę o godz. 20. Szymon Sićko: Nie żałuję gry w mistrzostwach Europy. Czułem się dobrze Andrzej Grupa, Interia.pl: - Wściekałeś się przed telewizorem, oglądając pierwszy mecz w Płocku? - Zdecydowanie. I tak naprawdę dopiero teraz zauważyłem, że dużo prościej jest być na boisku. A na nawet na ławce jako rezerwowych, niż oglądać to w telewizorze. Duże emocje i jak dla mnie, nie są to przyjemne chwile. To zapytam tak: rzut Elohima Prandiego na remis w meczu Francji ze Szwecją w mistrzostwach Europy był prawidłowy? - Nie znam się aż tak na przepisach, by na to pytanie odpowiedzieć. A w takim razie ten Kiryła Samoiły z Orlenu Wisły w zeszłą niedzielę? Masz to pewnie w głowie, widziałeś w telewizji. - Pomidor. Były, są i pewnie będą takie sytuacje w piłce ręcznej, gdzie sędziowie podejmują zaskakujące decyzje. W waszym meczu z Płockiem rok temu, gdy decydowały się losy mistrzostwa Polski, też w ostatniej minucie nie odgwizdano błędu kroków Alexowi Dujszebajewowi, a on zdobył najważniejszą bramkę... - Ciężko mi się wypowiadać w tych kwestiach, jako zawodnikowi, ale wiemy przecież, jaka jest piłka ręczna, jak dynamiczna. I że sędziom ciężko jest podejmować decyzje, ale gdy w pewnych sytuacjach dostępne jest analiza VR, to wtedy tłumaczenie, że do szybki i dynamiczny sport staje się bezsensowne. W tym przypadku było bowiem inaczej niż u Prandiego, tam sędziowie nie sprawdzali ostatniego rzutu. To jest ta różnica. Tak dynamiczny sport, że można odnieść bardzo poważną kontuzję, która zdarza się dość rzadko? - No właśnie, tak się stało w moim przypadku. Wiadomo, jak ktoś zerwie więzadła krzyżowe, to sytuacja jest bardziej klarowna, to się zdarza dość często. U mnie wyszło inaczej. Ale nie płaczę, ciężko trenuję i wrócę silniejszy. Nie żałujesz może trochę, że nie odpuściłeś mistrzostw Europy, jak Arkadiusz Moryto? Miewałeś problemy z kolanem skoczka, może było warto się podleczyć? - Nie, bo w styczniu czułem się bardzo dobrze, już na samej imprezie w Niemczech. Chciałem grać w tych mistrzostwach i zdrowie mi na to pozwalało, by wystąpić. Arek miał większe problemy, dlatego nie mógł grać. I nie żałuję. Fizjoterapeuta na wskoczenie nie pozwoli. Szymon Sićko chce po prostu wejść na podium Miało być dziesięć, a może nawet dwanaście miesięcy przerwy, a po niespełna trzech od zabiegu już normalnie chodzisz. - Noga wygląda bardzo dobrze, choć nie zapeszajmy. Czuję się też bardzo dobrze, cieszę się z każdego progresu. - Z procesu rehabilitacji też można wyciągnąć fajne rzeczy. Jeśli koledzy dadzą w środę, po ewentualnym trzecim meczu, powód, to wskoczysz na podium czy podest dla mistrzów Polski? - Myślę, ze Bartek Kiedrowski, fizjoterapeuta, mi na to nie pozwoli. Ale wejść będę mógł, bo spokojnie już wchodzę na wysokie stopnie. A wychodzisz już na tyle daleko w przyszłość, by pomyśleć o szansach na grę w kolejnych mistrzostwach świata, w styczniu przyszłego roku? Koledzy z kadry sprawili prezent, choć w bólach, to jednak do nich awansowali. - Kibicowałem im, byłem w Gdańsku na pierwszym meczu, drugi oglądałem w telewizji. Naprawdę byłem pewny, że awansujemy, nie miałem cienia wątpliwości. Mimo porażki w pierwszym meczu w Polsce. Natomiast ja o nich nie myślę, na razie spoglądam tylko na kolejne etapy rehabilitacji, na kolejne ćwiczenia. To są moje perspektywy. Wszystko zależy teraz od siły mięśni, które muszę odbudować w kontuzjowanej nodze. Miałem rzadki uraz, w którym trudno jest coś planować dokładnie. Ale czekam na ten moment, gdy będę mógł biegać. Jeszcze trzy, cztery lata temu niemal co mecz byliście lepsi od Orlenu Wisły. A w ostatnich dwóch sezonach to się zmieniło, przeważnie oni wygrywają. Skąd ta zmiana? - Zrobili duży progres, nawet bardzo duży. To znakomity zespół, świetnie pracują, a polska piłka ręczna powinna się cieszyć, że mamy dwa mocne zespoły w Lidze Mistrzów. Tyle że to my dalej jesteśmy mistrzem Polski, byliśmy nim przez ostatniej bodaj 10 lat. I jestem pewny, że w tym sezonie będziemy również. Przed pierwszym meczem byłeś tak samo przekonany o tym jak teraz? - Tak. Mecz zakończył się rzutami karnymi, wcześniej był remis. Karne to loteria. Płock wygrał, gratulacje dla nich, ale po bardzo wyrównanym spotkaniu, świetnym dla oka i fanów tego sportu. Dalej za to uważam, że dwa w Kielcach wygramy. Gdzie przewagę mają rywale, a gdzie wy? - Naszą będą kibice. Widziałem obrazki z tego tygodnia, że na trening przyszło kilkudziesięciu naszych sympatyków, by udzielić wsparcia. To największy i jedyny taki atut, jaki mi teraz przychodzi na myśl. Ci kibice są niesamowici, dodają kilka procent to wartości drużyny. Przegraliście awans do Final 4 Ligi Mistrzów w Magdeburgu rzutami karnymi, teraz to samo było w Płocku. Gdyby nie kontuzja, podszedłbyś do siódemki? - Myślę, że tak. Byłem w tym sezonie drugim wykonawcą karnych, po Arku Moryto. Więc zapewne tak by się stało. Rozmawiał Andrzej Grupa