Szmal: Burza w szklance wody kliknie się lepiej, ale my wolimy skupić się na działaniach
Sławomir Szmal od roku stoi na czele Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Były wybitny bramkarz stara się wyciągnąć dyscyplinę z marazmu. W rozmowie z Interią Sport opowiedział o tym, co udało zrobić się w ostatnich 12 miesiącach.

Damian Wysocki: Minął rok, odkąd został pan prezesem Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Jakie to było 12 miesięcy?
- Na pewno pracowite. Jestem trochę zmęczony, bo w ostatnim czasie działo się bardzo dużo. Na szczęście towarzyszą temu pozytywne emocje. Codziennie zderzamy się z nowymi problemami, a ja lubię je rozwiązywać. W zależności od tygodnia, wyzwań jest więcej lub mniej. Na pewno mam mało czasu prywatnego. To jest minus tej misji. Jednak z małżonką dalej jesteśmy w dobrym kontakcie. (śmiech) Aneta czasami mówi, że muszę bardziej wyluzować.
Wiemy, że nie przejął pan związku w momencie, w którym polska piłka ręczna była w złotych czasach. Stało się to w chwili, w której trzeba wyciągnąć dyscyplinę z marazmu, w który popadła. Jakie są kluczowe obszary, nad którymi pracowaliście w ostatnich miesiącach?
- Najważniejszym zadaniem było skupienie się na dzieciach i młodzieży. Musieliśmy nadać odpowiedni kierunek szkoleniu. Przy tym ważna jest promocja piłki ręcznej wśród najmłodszych. Jestem najbardziej zadowolony z Programu Akademii Piłki Ręcznej. To pomoc dla klubów, które odpowiadają za treningi. Wprowadziliśmy wytyczne, które zakładają, że w ciągu trzech lat powinniśmy zwiększyć liczbę drużyn w juniorze młodszym, a w ciągu czterech w juniorze starszym. Obecnie są z tym problemy. W tych rocznikach jest mniej zespołów niż w młodzikach. To jest temat, który ciągle trzeba rozwijać i wszystkiego pilnować.
Trudnym przedsięwzięciem, ale bardzo istotnym, które dało nam oddech, było podpisanie umowy z Orlenem, jako sponsorem strategicznym. To były dla mnie pierwsze doświadczenia w tematach zabezpieczenia bytu związku. Kolejny istotna sprawa to zmiana przepisów w rozgrywkach dzieci.
Właśnie, w rozgrywkach najmłodszych zostały zmniejszone boiska, ale też wycofano jednego zawodnika. Widzicie, że to zaczyna przynosić pozytywne rezultaty?
- Wprowadzenie tych zmian było trudne. Ze środowiska padło sporo pytań. My wiedzieliśmy, że warto iść w tym kierunku, chociaż wielu wydawało się, że niektóre decyzje będą złe. Teraz jesteśmy po dwóch miesiącach funkcjonowania tych mechanizmów i są osoby, które do nas zdzwonią, przyznają się do błędu w ocenie i mówią: to jest super rzecz. Granie jednego zawodnika mniej zmieniło wiele, bo dzieciaki więcej biegają, mają więcej kontaktów z piłką.
Kiedy rozmawia się o szkoleniu, to często padają zdania w stylu, że dzisiejsza młodzież jest słabiej przygotowana pod względem motorycznym, że tego utalentowanego narybku jest coraz mniej, a piłka ręczna też nie jest sportem pierwszego wyboru. Czy z ministerstwem rozmawiacie też o tym, aby w szkołach było więcej handballu?
- Temat wychowania fizycznego pojawiał się już w czasach, w których byłem aktywnym zawodnikiem. Moim zdaniem dzieci z obowiązku powinny uczestniczyć w lekcjach wf-u i otrzymywać oceny za swoje postępy. To pozwoli nam na zbieranie danych. Na tę chwilę wiemy, że rok rocznie sprawność dzieciaków ulega pogorszeniu. Niebawem będę uczestniczył w debacie na ten temat. On jest bardzo trudny i złożony. Razem z ministerstwem wprowadzamy swoje programy, aby trafić z piłką ręczną do najmłodszych. W klasach I-IV wiele frajdy sprawia sama gra, dlatego postaraliśmy się, aby w ramach programu Gramy w Ręczną było jak najwięcej turniejów dla dzieci. Z perspektywy dwóch lat wiemy, że rośnie liczba akademii dla młodszych roczników. Handball może być atrakcyjny. Wiemy, jak ważne jest nabranie umiejętności ruchowych w tym wieku. W mojej prywatnej opinii, nie powinno być tak wczesnej specjalizacji. Dzieci powinny być przede wszystkim sprawne, a kolejnym krokiem niech będzie wybór dyscypliny.
Do wyborów szedłeś też z hasłem poprawy szkolenia i rozwoju trenerów. Jak przebiega ten proces?
- To działka dyrektora sportowego Marcina Smolarczyka. On wykonał bardzo dużą pracę. Przede wszystkim zmiana struktury szkoleń i zwiększenie ich liczby. Staramy się pracować w mniejszych grupach. Kursów musi być więcej. Do tego działamy przy tworzeniu platformy dla trenerów. Miałem nadzieję, że uda się z nią ruszyć do końca roku. Zebranie wszystkich materiałów jest jednak czasochłonne. Wszystko powinno wystartować do końca pierwszego kwartału przyszłego roku. To też kosztowny proces. Tam znajdą się materiały przygotowywane przez bardzo dobrych specjalistów. Przed nami trzy szkolenia w Polsce, na które przyjedzie trener, który był odpowiedzialny za tworzenie systemu szkolenia w Danii i w Norwegii. Spotkania odbędą się w Kielcach, Warszawie i Gdańsku. Chcemy wychodzić do szkoleniowców, aby mogli rozwijać swoje umiejętności.
Jako prezes szybko zmierzył się pan z koniecznością zmiany trenera reprezentacji Polski. Po nieudanym mundialu, Marcina Lijewskiego zastąpił Jota Gonzalez. Czy on ze swoim analitycznym podejściem do piłki ręcznej zapewni zbudowanie solidnej kadry?
- Myślę, że w perspektywie kilku lat jest to możliwe. Na razie jesteśmy po jednym, wymagającym zgrupowaniu. Trener przede wszystkim kontaktuje się z dyrektorem sportowym i swoim asystentem, czyli Zygmuntem Kamysem. Z raportów, które mam, wiem, że on wnikliwie obserwuje naszych zawodników.
Przy wyborze selekcjonera oceniałem realnie nasze położenie. Wiedziałem, że kto tutaj nie przyjdzie, to będzie trudno oczekiwać wielkich wyników. Zbudowanie silnej drużyny wymaga ogromu pracy. Na pewno z obecnymi zawodnikami możemy zrobić progres, czyli osiągać lepsze wyniki na mistrzowskich turniejach. Ważne, żebyśmy w nich regularnie uczestniczyli. Na pewno stać nas na więcej niż 25 miejsce w świecie. Fajnie, aby w kadrze zaczęły pojawiać się młode twarze. Nie możemy obiecać, że dostaniemy się do czołowej ósemki jakiegoś turnieju. Taka deklaracja wzbudziłaby tylko uśmiech. Nie żyjemy fikcją. Ważne, aby drużyna z każdym kolejnym zgrupowaniem pokazywała rozwój, miała swój styl. To pierwsze było trudne. Podczas przegranego spotkania z Izraelem trener próbował różnych zmian. One nie wyszły. W drugim, najważniejszym meczu z Rumunią o awans na Euro, wybrał rozwiązania najprostsze do realizacji. Starał się uniknąć błędów, które mogą zaistnieć w trudniejszych schematach. Widać u niego dużą pasję, a takie podejście powinno dać dobre rezultaty.
Reprezentacja ma jednak kilka problemów do rozwiązania. Mówił pan o tym, co udało się zrobić na plus. Z boku wydaje się, że związek mógł zdecydowanie lepiej rozwiązać sprawę Kamila Syprzaka.
- Nie jestem specjalistą od komunikacji. Na mistrzostwach zaistniała sytuacja, po której Kamil został ukarany przez dyrektora sportowego. Zarząd zaakceptował karę. To zostało zakomunikowane. W dalszej perspektywie, przy rozmowach z trenerem nie było momentu, w którym powiedzielibyśmy, że ten gracz ma zabroniony wyjazd na jakiekolwiek zgrupowanie. Jota Gonzalez chciał poznać problem. Kamil nie jest w żaden sposób zawieszony. Selekcjoner chce poznać również perspektywę zespołu. Po tym będzie podejmował decyzję. To nie jest tak, że zrzucamy odpowiedzialność na trenera. To do niego zależy wybór zawodników, bo to on jest odpowiedzialny za wynik.
Sprawa jest jednak skomplikowana, bo widać, że w drużynie jest konflikt, w którym czołowe miejsce zajmuje obrotowy PSG. Wiemy, że karą było wydalenie ze zgrupowania. Poza tym nikt nie komentował tej sprawy.
- Podaliśmy komunikat. W naszym interesie nie było pogłębianie konfliktu…
A pan rozmawiał z Kamilem? Są szanse, aby od dalej był członkiem reprezentacji?
- Moje stanowisko w tej sprawie ma najmniejszy udział. To trener zdecyduje, czy będzie korzystał z usług Kamila. Naszą rozmowę chciałbym zostawić dla siebie.
Jeśli jesteśmy przy komunikacji, to jest znacznie świeższa sprawa. Grę w niej zawiesili Arkadiusz Moryto i Szymon Sićko. Obaj mają problemy zdrowotne. W obu przypadkach wyszło, jakby zrobili to na dłuższy czas. W przypadku Arka, sam przyznał, że niebawem przejdzie szczegółowe badania barku, ale jeśli będzie tylko mógł, to pojedzie na Euro. Nie dało się tego przedstawić bardziej przejrzyście?
- Nie wiem, co w komunikacie mogłoby być błędne. Nie napisaliśmy, że zawodnicy nie chcą grać w reprezentacji. Dla nas najważniejsze jest zdrowie chłopaków. Jeśli nie będą mieć problemów, to wówczas mogą dawać z siebie sto procent. W przypadku Arka o wszystkim będą decydować lekarze. Moim zdaniem rozpoczęła się niepotrzebna dyskusja, bo ktoś w dwojaki sposób odczytał komunikat związku. Mamy burzę w szklance wody, o nic. Sam byłem w sytuacji, gdzie nie mogłem pojechać na zgrupowanie reprezentacji z powodu urazu kolana. Też nie wiedziałem, czy będę odpoczywał przez jedno okienko reprezentacyjne, czy na dłużej.
Głośnym echem odbiła się sprawa zakupu gadżetów reprezentacji Polski, w tym koszulek. Skończyła się umowa z operatorem sklepu, do tej pory nie wyłoniono nowego. Nie dało zachować się płynności?
- To nie jest taka sytuacja, w której zakończyła się umowa. Współpracowaliśmy z firmą z Węgier. Ona do pewnego momentu wyglądała dobrze. Daliśmy jej zewnętrzną sprzedaż asortymentu. Później dowiedzieliśmy się, że rozpoczęły się problemy komunikacyjne. Kibice poinformowali nas, że są problemy przy zakupie koszulek. Podjęliśmy działania kontaktowe i zaczęliśmy szukać innego podmiotu. We wrześniu poinformowaliśmy dotychczasowego operatora o wypowiedzeniu umowy, rozpoczął się proces wygaszania. Jednocześnie, prowadziliśmy rozmowy z nowym podmiotem. Po dwóch tygodniach okazało się, że on nie może tego dla nas zrobić. Rozpoczęliśmy kolejne negocjacje. Szukamy nowych rozwiązań. Do tego doszło w gorącym momencie. Potrzebujemy jeszcze kilku dni.
Ale to nie świadczy dobrze, że kibice informują o problemach, a na meczu reprezentacji z Czechami w Wałbrzychu nie będą mogli kupić żadnych gadżetów…
- Ze strony związku pojawił się komunikat w tej sprawie. W danym momencie nie mogliśmy zrobić więcej. Temat jest kontynuowany. Znalezienie odpowiedniego partnera nie jest takie proste. Nie możemy oddać tego komuś z przypadku. Firma z Węgier też była sprawdzona, bo świadczy takie usługi przy kilku klubach. W Wałbrzychu prawdopodobnie nie będzie jeszcze sprzedaży.
Te ostatnie sprawy, o których rozmawiamy wpływają na wizerunek polskiej piłki ręcznej.
- W tym zakresie zostaną przeprowadzone ruchy. W piątek (24 października) zostanie zaprezentowany nowy rzecznik prasowy, który weźmie na siebie większy ciężar komunikacyjny…
Gdybyś zapytał mnie, co mi przeszkadza… Teraz rozmawiamy o Kamilu i sprzedaży koszulek. Wcześniej poruszyliśmy tematy, które są bardzo ważne dla całego środowiska, czyli akademie i zmiany systemu szkolenia. My rozmawiamy o burzy w szklance wodny. Ja wiem, że to się klika, że media lubią tytuły, gdzie pojawiają się konflikty, ale wolimy skupić się na działaniach. Te sprawy zostały już wyjaśnione.
Ale dla dyscypliny to ważne, bo efekty akademii przyjdą za jakiś czas, a pozycja piłki ręcznej jest coraz słabsza.
- Uważam, że temat z Kamilem był komunikowany. Jeśli chciał ktoś na nowo rozkopywać, to okej. W ostatnim czasie zrobiliśmy wiele rzeczy. Zmiana sposobu rozgrywek u młodzieży pokazała już, że są obszary, na które mamy realny wpływ. Widzimy zainteresowanie dzieciaków. W programie "Gramy w ręczną na Orliku" wzięło udział ponad 11 tysięcy osób. To świadczy o mega potencjale. Lepiej mówić o takich sprawach, a nie o rzeczach, które albo zostały rozwiązane, albo lada dzień będą.
W wyborach miałeś mocne wsparcie całej drużyny "Orłów Wenty". Przez ten rok ich obecność nie jest jednak zauważalna. Z czego to wynika, że ich potencjał nie jest wykorzystywany?
- Każdy z nich prowadzi swoje życie, ma jaką działalność. Mamy ze sobą regularny kontakt, zwykle telefoniczny. Ich głos był i jest ważny, bo zależy im na rozwoju dyscypliny. Dla mnie ważniejsze jest dobre słowo od tych, którzy widzą, jaką wykonujemy pracę. Jeszcze tego nie mówiłem, ale w zarządzie zarabia tylko prezes. Z mojej inicjatywy, na start, podjąłem decyzję o obcięciu swojej pensji. Wiele osób działa społecznie. Być może powinniśmy bardziej chwalić się pewnymi rozwiązaniami.
Jak podczas kampanii, dalej dużo jeździ pan po Polsce. To pozwala mieć wszystko na oku?
- Poznałem problemy polskiej piłki ręcznej. Zza biurka w Warszawie czasami może być to niedostrzegalne. Rozmowy dają więcej. Niektóre sprawy możemy rozwiązywać systemowo. To część działalności, która zabiera sporo czasu, również weekendy. Deklarując pracę dla związku powiedziałem, że cztery lata swojego życia poświęcę, aby spróbować pociągnąć piłkę ręczną w górę, zwłaszcza na tym poziomie najmłodszych.
Mijają miesiące, a nawet lata, a gorącym tematem ciągle jest zasadność istnienia przepisu o dwóch Polakach na boisku w superligowych meczach. Czy w jakieś perspektywie czasowej można spodziewać się zmian?
- Tak. Do takich zmian może dojść. Cała reforma szkolenia dotknie również tego zakresu. Mówimy o dzieciach i młodzieży, ale ci zawodnicy, którzy osiągną odpowiedni poziom muszą mieć możliwość gry na najwyższym szczeblu. W Lidze Centralnej i Orlen Superlidze muszą grać najbardziej utalentowani, młodzi ludzie. Oni muszą zaistnieć na tym poziomie. Na pewno pewne zmiany będziemy ogłaszać już po nowym roku. Rozmawiamy obecnie o przepisach, również dotyczących opłat za młodych zawodników. Badania jasno pokazują, że kibice na boisku chętnie oglądają naszych graczy, często wychowanków. Z własnego doświadczenia pamiętam, jak w Kielcach debiutował Miłosz Wałach. Jaką zyskał sympatię u fanów. Kluby muszą pracować z młodzieżą, zwracać na nią szczególną uwagę, podnosić jakość szkolenia. Oczywiście, przy współpracy ze związkiem. Tylko to poprawi wyniki naszych reprezentacji w kolejnych latach.
To wsparcie ministerialne na akademie rzeczywiście może zrobić różnicę?
- Podzieliliśmy to na trzy poziomy: złoty, srebrny i brązowym. Myślę, że w tym pierwszym akademie mogą liczyć na solidne dofinansowanie. Na pewno to nie starczy na wszystko, czyli trenerów, wyjazdy i sprzęt, ale to realna pomoc. Nie mieliśmy nic, a teraz coś zostało dane. Mam nadzieję, że kluby zaczną spełniać normy, które narzuciliśmy. Będziemy je jeszcze modyfikować.
Jakie są cele związku na kolejne miesiące?
- Chcę dalej realizować program, który narzuciłem sobie idąc do związku, a więc "Siódemkę Szmala". Te punkty główne, o których rozmawialiśmy, wymagają jeszcze modyfikacji. Musimy mieć z tego, jak najwięcej. Akademie muszą być świetnie przypilnowane, musimy służyć pomocą klubom. Czeka nas jeszcze bardzo dużo pracy. W przyszłym roku zorganizujemy kobiece mistrzostwa Europy. To będzie dla nas wyjątkowe wydarzenie. Cieszę się, bo dziewczyny tworzą mocny zespół. Liczę na to, że przed naszymi kibicami, będą w stanie spełnić niespodziankę. Ostatnio na Euro były dziewiąte. Zobaczymy, jak teraz będzie na mundialu. Na poprzedniej imprezie dziewczyny zagrały dobre mecze z mocnymi reprezentacjami. Czasami czegoś brakowało. Ten zespół jest stosunkowo młody, więc takie doświadczenie było im bardzo potrzebne. Oby zrobiły kolejny krok w przód, najlepiej dwa. Wierzę w tę drużynę. Panuje w niej bardzo dobra atmosfera. Jako związek staraliśmy się spełnić wszystkie wymagania sztabu, aby przygotowania przebiegały w odpowiedni sposób.
A panowie… Mając w grupie na Euro Węgry, Islandię i Włochy najważniejsza będzie dobra gra, a ewentualny awans dalej już niespodzianką?
- Chciałbym zobaczyć dobrą atmosferę w drużynie i realizację celów narzuconych przez trenera. To pokaże, że ten zespół robi progres. Na pewno chcemy wybrać z Włochami. Oni na ostatnich imprezie pokazali się z dobrej strony, ale uważam, że mamy mocniejszą kadrę. Jadąc na mistrzostwa warto wierzyć w sprawienie niespodzianki. Na ostatnim turnieju przez blisko 50 minut prowadziliśmy wyrównany pojedynek z Niemcami. Niedawno rozmawiałem z ich trenerem, i sam mówił, że był zaskoczony, że później poszło nam słabo. Ci zawodnicy na pewno mają potencjał, aby notować lepsze wyniki.
Dziękuję za rozmowę.








![Jak on to zrobił? TOP 10 akcji 11. kolejki Orlen Superligi [WIDEO]](https://i.iplsc.com/000LXYTPPG34B755-C401.webp)


