Gdy rok temu w Tokio Francja sięgnęła po mistrzostwo olimpijskie, mogła podziękować zawodniczkom występującym pod szyldem Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego, że te ograły w półfinale jedną bramką wielkiego faworyta, czyli Norwegię. Bo Norwegia, absolutny dominator w ostatnich latach, grała rewelacyjnie, wygrywała wszystkie mecze. Aż w końcu trafił jej się w Japonii słabszy moment w półfinale.Teraz Francja zrobiła wszystko, by uniknąć Norwegii przed decydującym starciem o złoto. Wygrywała każde kolejne spotkanie w pierwszej i drugiej fazie grupowej, a przecież Norwegia miała zrobić tak samo. Tylko że w środę niespodziewanie uległa Danii i spadła na drugie miejsce. A to oznaczało, że do wielkiego rewanżu dojdzie już na etapie półfinału. Francja miała plan na starcie gigantów. Do 25. minuty realizowała go bardzo dobrze Trudno było tu wskazać zdecydowanego faworyta, bo choć Norwegia to wielka potęga, to i Francja zrobiła w ostatnim czasie wiele, by powoli za taką ją uważać. Decydowała więc dyspozycja dnia i wielkie indywidualności. Choć nie tak od razu, bo pierwsza połowa to niemal do samego końca walka gol za gol. Na niecałe pięć minut przed końcem Grace Zaadi dała Francji piąte w tym meczu prowadzenie - 11-10. I - jak się później okazało - ostatnie. Przez blisko pięć minut Francuzki nie potrafiły zdobyć bramki, trafiła za to najpierw Emilie Hovden, a po niej - Stine Oftedal. Zaczął się koncert norweskiej bramkarki Silje Solberg i wielkie problemy mistrzyń olimpijskich w ataku pozycyjnym. Coś, co przesądziło o ich porażce w drugiej połowie. A Norwegia wygrała tę pierwszą część, bo w ostatniej akcji Solberg obroniła dwa rzuty rywalek z czystych pozycji! Po przerwie Norwegia cały czas dominowała, choć w 48. minucie było jeszcze tylko 21-19. Francja mogła mieć nadzieję, ale ta nadzieja została jej brutalnie odebrana. Ważnym momentem chwilę wcześniej był już rzut karny, który zmarnowała Zaadi. Ba, mogła nawet wylecieć z boiska z czerwoną kartką, bo niemieckie sędzie analizowały w systemie VAR, czy czasem nie rzuciła piłką w twarz doświadczonej bramkarki Katrine Lunde. Trafiła w łokieć, blisko twarzy - decyzja o braku kary wywołała dużą radość na ławce Francuzek. I to był w sumie ostatni w tym meczu ich powód do radości. Norweska maszyna ruszyła w ostatnim kwadransie. Finał po wysokim zwycięstwie! Gdy w 52. minucie Thale Rushfeldt Deila podwyższyła na 24-19, trener Olivier Krumbholz próbował jeszcze ratować sytuację czasem i dodatkową motywacją dla drużyny. Zmiany sytuacji jednak nie było, udała się tylko pierwsza akcja po tej przerwie, gdy trafiła Orlane Kanor. A później zaczął się koncert Norwegii w ataku, zaś w bramce niepokonana do końca była już Solberg. Norwegia rozbiła mistrzynie olimpijskie 28-20 i w niedzielę w Lublanie zagra o złoto z Danią. Norwegia - Francja 28-20 (12-11) Norwegia: Solberg (14/34 - 41 proc.), Lunde (1/1 - 100 proc.) - Arntzen, Aardahl, Skogrand 1, Mørk 8, Oftedal 7, Larsen, Breistøl, Ingstad 3, Reistad 5, Hovden 1, Næs Andersen 2, Wollik, Rushfeldt Deila 1, Høgseth. Kary: 2 minuty. Rzuty karne: 6/6. Francja: Darleux (7 obron/30 rzutów - 23 proc. skuteczności), André (2/7 - 29 proc.) - Nze Minko 1, Toublanc, Zaadi 5, Sercien-Ugolin 1, Foppa 3, Flippes, C. Lassource 1, Valentini 4, Ondono, D. Lassource, Edwige, Coatanea 1, Horacek 1, Kanor 3. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 2/3.