Mistrzostwa świata piłkarzy ręcznych do lat 21 w Niemczech i Grecji dobiegają powoli końca, Polakom został jeszcze tylko jeden. W czwartek powalczą o Puchar Prezydenta - nagrodę pocieszenia dla zespołów, które nie dostały się do czołowej szesnastki po pierwszej fazie. A szkoda, bo Biało-czerwoni niemal we wszystkich spotkaniach pokazują, że na rywalizację z egzotycznymi przeciwnikami są za dobrzy. A pech sprawił, że nie wyszli z bardzo mocnej grupy eliminacyjnej, choć toczyli wielkie boje z Chorwacją czy Francją. Trzech reprezentantów zapewniło Polsce względny spokój. Szybko zapewnili przewagę W drugiej fazie turnieju podopieczni Zygmunta Kamysa nie mieli problemów w żadnym z trzech kolejnych spotkań, choć dziś, przeciwko Kuwejtowi, zagrali chyba najsłabiej. Libię i Algierię ograli bardzo wysoko, podobnego scenariusza można się było spodziewać w starciu z trzecim zespołem Azji. Przenosiny z Magdeburga do Hanoweru, choć oba miasta nie są wcale daleko oddalone od siebie, nie wyszły jednak Polakom na dobre. Za dużo było nonszalancji i prostych błędów, które wpływały na jakość i płynność gry naszej reprezentacji. Polacy dość szybko objęli wysokie prowadzenie, w czym zasługę miało trzech graczy. Jakub Powarzyński tym razem wziął na siebie nie tylko rolę faceta od czarnej roboty w defensywie i asystenta w ataku, ale sam wypuszczał potężne bomby z dziesiątego metra. Na kole skuteczny był też Paweł Stempin, a w bramce świetnie radził sobie Jakub Ałaj, który tym razem wyszedł w podstawowej siódemce zamiast Marcela Jastrzębskiego. To wszystko dało naszej drużynie prowadzenie 7:2 w 11. minucie. Straty, które irytowały kibiców. Piętnaście w wykonaniu Polaków w całym meczu Kolejny kwadrans był jednak słaby w wykonaniu polskiej drużyny, Kuwejt zmniejszył nawet straty do trzech bramek (8:11 w 25. minucie), trener Kamys momentami załamywał ręce. Azjaci nie pozwalali naszej drużynie na kontrataki, ale sami też mieli problemy z naszą defensywą. Końcowe minuty pierwszej połowy były lepsze, po bramce zdobyli obaj skrzydłowi (Szymon Wiaderny i Tomasz Kosznik), po 30 minutach było już spokojne 14:8. Ogromna w tym zasługa Ałaja, mającego blisko 50 procent skuteczności w bramce (7 obron z 15 rzutów). Barcelona zagra w Polsce. Od jesienie znów wielkie emocje!Kuwejt chciał jeszcze odmienić losy tego spotkania, zmienił system gry w ataku. Wycofał bramkarza, w polu pojawił się drugi obrotowy. Dość szybko okazało się, że ta roszada korzyści nie przynosi - Jakub Sladkowski po przechwycie rzucił do pustej bramki. Rywale wrócili więc do normalnego ustawienia, za gnębienie polskiej defensywy wziął się lider Kuwejtu Saif Aldawani. Biało-czerwoni nie potrafili odskoczyć na więcej niż 10 bramek, popełniali masę błędów (15 w całym spotkaniu), irytowali w grze ofensywnej. Trener Kamys też chyba przyjął do wiadomości to, że jego zespół ma po prostu słabszy dzień. Jutro już go mieć nie może - Polacy zagrają w Hanowerze ostatnie spotkanie. Rywalem będzie Japonia. Polska - Kuwejt 27:21 (14:8) Polska: Ałaj, Jastrzębski - Karpiński 1, Nowak, Stempin 3, Kosznik 3, Powarzyński 8, Graczyk, Krawczyk 3, Molski, Mielczarski, Będzikowski 2, Sladkowski 3, Krok 1, Wasiak, Wiaderny 3. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 1/1. Kuwejt: Aljuwaieed, F. Abdullah - Almotawaa 1, Almashari 2, Almutairi 1, Hashem 1, Hassan, Hussain, Alhaddad 1, A. Abdullah, Aldawani 10, Alenezi, Alsanad, Alshammari 2, Alsalem 1, Jaafar 2. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 1/2.