Finałowa rywalizacja odbędzie się w hali Altice Arena w Lizbonie - może ona pomieścić do 15 tys. widzów, a podczas koncertów - nawet 20 tys. Decyzja o wyborze organizatora zapadła tuż przed losowaniem. Mecze półfinałowe zostaną rozegrane w sobotę 28 maja, a pojedynek o trzecie miejsce i finał - następnego dnia. Benfica Lizbona rywalem Orlenu Wisły. Jak do tego doszło? Procedura losowania polegała najpierw na wyciągnięciu dwóch kulek z formalnymi gospodarzami kolejnych półfinałów - pierwszym był Orlen Wisła Płock, drugim - broniący trofeum SC Magdeburg. Było więc już wiadomo, że wicemistrz Polski nie wpadnie na najmocniejszą drużynę w stawce, która za kilka tygodni najprawdopodobniej będzie świętowała mistrzostwo Niemiec. Rywalami tych drużyn miały być Benfica Lizbona oraz chorwacka drużyna RK Nexe Našice, teoretycznie najsłabszy zespół w stawce. Niestety, kolejna kulka, a oznaczająca rywala dla Polaków, nie zawierała nazwy chorwackiego zespołu. Oni zmierzą się z Magdeburgiem, a do Wisły dolosowano Benficę Lizbona. "Orły" będą miały duży atut, czyli doping tysięcy własnych kibiców. Droga Orlenu Wisły Płock do Final4 Ligi Europy Zespół prowadzony przez Xaviera Sabate, choć przecież w zeszłym roku też był wśród czterech najlepszych zespołów Ligi Europy i aplikował o start w Lidze Mistrzów, musiał przebijać się do fazy grupowej przez eliminacje. W drugiej rundzie płocczanie okazali się lepsi od Rumunów z Dobrogea Sud Konstanca, w Płocku rozgromili rywali 25-14, na wyjeździe przegrali 20-26. W fazie grupowej Orlen Wisła wygrał aż dziewięć z dziesięciu spotkań. To jedno zakończone niepowodzeniem wicemistrzowie Polski mieli w swojej hali - ulegli Füchse Berlin 24-28. Zrewanżowali się jednak "Lisom" w ostatniej kolejce w Berlinie, dzięki czemu wygrali grupę. Wcześniej wygrali po dwa spotkania z Fenixe Tuluza, Bidasoą Irun, Tatranem Preszów i Pfadi Winterthur. W 1/8 finału płocczanie nie bez trudu ograli niemieckie TBV Lemgo (31-28 na wyjeździe i 28-28 w Płocku), a w ćwierćfinale rozgromili Kadetten Szafuza ze Szwajcarii (33-31 i 35-22). Benfica Lizbona w ceniu FC Porto i Sportingu Portugalskie kluby może nie należą do europejskich potentatów, ale FC Porto od lat dobrze poczyna sobie w Lidze Mistrzów, a dobre wrażenie zostawiał też po sobie Sporting Lizbona. Benfica jest trochę w ich cieniu - nawet w krajowych rozgrywkach jest za plecami tych drużyn, choć i tu widać zwyżkowy trend. W lutym "Orły" z Lizbony wygrały z FC Porto, co dla tej drugiej drużyny jest jedyną ligową porażką w sezonie. Do rewanżu, już w Porto, dojdzie kilka dni przed finałowym turniejem Ligi Europy. W rozgrywkach europejskich Benfica w ostatniej dekadzie dwukrotnie docierała do finału mniej prestiżowych rozgrywek Challenge Cup, ale je przegrywała. Czterokrotnie też mierzyła się z polskimi klubami. Najpierw w 2015 roku wyeliminowała Azoty Puławy, gdy wygrała 37-29 w Polsce i przegrała 31-32 w swojej hali. W rewanżu półtora roku później, gdy ważył się awans do fazy grupowej Pucharu EHF, Benfica wygrała z Azotami 24-18, a w rewanżu przegrała tylko 29-34. Później dwukrotnie mierzyła się jeszcze z Gwardią Opole - w kwalifikacjach Pucharu EHF w 2017 roku (50-49 dla Gwardii w dwumeczu) i tuż przed wybuchem pandemii w fazie grupowej tego pucharu (29-24 i 30-23 dla Portugalczyków). Benfica sprawiła sensację w kwalifikacjach Droga Benfiki do Final4 byłą znacznie trudniejsza niż Orlenu Wisły. Już w kwalifikacjach Portugalczycy zmierzyli się z Rhein-Neckar Löwen, czyli czołową drużyną Bundesligi, wielokrotnym uczestnikiem Ligi Mistrzów. A jednak wygrali dwumecz (31-31 i 33-28), czym sprawili sporą niespodziankę. W fazie grupowej potrafili dwukrotnie pokonać Lemgo, wywalczyć trzy punkty w rywalizacji z mocnym HBC Nantes, ale byli wyraźnie słabsi od Duńczyków z GOG Gudme. W fazie pucharowej okazali się lepsi od grupowej rywala Orlenu Wisły, czyli Fenixa Tuluza, a później od słoweńskiego Gorenje Velenje. Najlepszymi strzelcami zespołu są Serb Petar Đorđić i Niemiec Ole Rahmel - obaj przez lata występowali w Bundeslidze. Najbardziej znanym zaś graczem - szwedzki weteran Jonas Källman.