Słynne PSG rozbite w Płocku, historyczna chwila. Koncert mistrza Polski w drugiej połowie
Aż do 13 lutego tego roku gracze Orlenu Wisły Płock czekali na pierwsze zwycięstwo z PSG, po dziewięciu wcześniejszych porażkach. U siebie zawsze jednak z finansowym gigantem ze stolicy Francji przegrywali. I dziś też się na to zanosiło, tuż przed końcem pierwszej połowy PSG wygrywało aż 16:11. A później nastąpił zwrot i koncert "Nafciarzy". Koncert na miarę historycznego triumfu i święta na Mazowszu. Mistrzowie Polski wygrali 35:32, choć aż 12 bramek rzucił im genialny Elohim Prandi.

Mecze z PSG długo były dla "Nafciarzy" koszmarem - przegrywali wszystkie po kolei, czy to u siebie, czy w stolicy Francji. Aż wreszcie na początku tego roku nadszedł przełom, zdobyli Stade Pierre de Coubertin, wygrali 31:28. Wtedy to było zwycięstwo kluczowe, mistrzowie Polski walczyli o wyjście z grupy do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.
Dziś w tabeli byli wyżej od PSG, po najlepszym dla siebie w całej historii początku rozgrywek w elicie. Trzy zwycięstwa w czterech meczach, a przecież i w Magdeburgu Wisła mogła w ostatnich sekundach zremisować. To wszystko sprawiło, że paryżanie pierwszy raz nie przystępowali do tej potyczki w roli faworyta.
A jeszcze, tak się wydawało, byli zdecydowanie bardziej osłabieni od mistrzów Polski.
Liga Mistrzów. Orlen Wisła kontra PSG. Fenomenalny kwadrans gości. A później odpowiadał im Francuz z Płocka
Kiepską informacją z Płocka było to, że z gry, możliwe że na dłuższy czas, wypadł Abel Serdio. Hiszpański obrotowy miał kapitalny początek sezonu, imponował w ataku, ale też wykonywał świetną pracę w obronie. Został więc Dawid Dawydzik, to na niego spadła cała odpowiedzialność na linii szóstego metra. PSG zaś wiedziało, że mistrz Polski lubi grać z wykorzystaniem obrotowego. I dość szybko zaczęło ograniczać do niego dostęp.

W PSG straty kadrowe były większe, dużo większe. Paryżanie przyjechali do Płocka bez kontuzjowanego Kamila Syprzaka, ale nie tylko. Nieobecność Jacoba Holma oznaczała osłabienie lewego rozegrania, a Sebastiana Karlssona i Ferran Sole - brak doświadczonych graczy na prawym skrzydle.
Goście uznali więc, że nie będą rozrzucać defensywy Orlenu Wisły i kończyć akcje z boków. Mieli w swoich szeregach niesamowitego Elohima Priandiego, którego wspierali jeszcze Omar Yahia i Luc Steins.
Jeszcze w 8. minucie gospodarze mieli w dorobku remis 4:4, odrobili dwie bramki. A już za moment było 4:7, później 5:10. Co gorsza, goście nawet grę w osłabieniu byli w stanie wygrać 2:0. Brakowało wsparcia w bramce Torbjorna Bergeruda, brakowało lepszej gry na środku obrony. Prandi rzucał z każdej pozycji - i trafiał. A jak już płocczanie wychodzili do niego, to albo trafiał Omar Yahia, albo wchodził w te dziury Luc Steins.
"Nafciarze" zaś w ataku mieli problemy, chaos wprowadził Siergiej Kosorotow, nie było kompletnie miejsca na środku. Głównie za sprawą Karla Konana i Luki Karabaticia, choć dobrą pracę wykonywał też silny Prandi - to oni zamurowali środkową strefę. Tuż przed końcem Prandi trafił po raz siódmy, goście prowadzili już 16:11.
Ostatnie dwa słowa przed przerwą należały do płocczan, choć tyle było dobrych wiadomości.
Koncert Orlenu Wisły, PSG na kolanach. Jeden gracz próbował zepsuć święto w Płocku
Trzy bramki to nie jest w piłce ręcznej wielka różnica. Płocczanom udało się nieco powstrzymać Prandiego, ale wtedy z rzutami włączył się Yahia. Widowisko było absolutnie pierwszej jakości, PSG odskakiwało na trzy bramki, Wisła trafiała za moment na dwie. Potrzebny był jednak jakiś przełom.

Aż ta chwila nastąpiła, po przechwycie Leona Susnji w 40. minucie. Za moment Dawydzik trafił z koła, było 21:22. Pierwszy kontakt od początkowych fragmentów spotkania. Jakby było mało, Mirko Alilović wygrał pojedynek z Prandim przy rzucie karnym, a Miha Zarabec wyrównał. Momentalnie więc trener gości Stefan Madsen poprosił o przerwę. W Orlen Arenie nie dało się słyszeć własnych myśli, taki klimat zgotowali miejscowi fani.
Gospodarze poszli za ciosem, szaleli Słoweńcy: Zarabec i Janc, "Nafciarze" pierwszy raz objęli prowadzenie. W obronie grali już jak w najlepszych czasach, harowali na całej szerokości. I Dawydzik wszedł w rolę Serdio - to on podwyższył z koła na 25:23, a później na 26:23. Zostało 13 minut do końca.
A później przewaga wzrosła do pięciu bramek (31:26), na dodatek Richardson zmarnował rzut karny. Wydawało się, że te kilka minut gospodarze muszą już dociągnąć na prowadzeniu. A tu za moment zrobiło się 32:30, niecałe trzy minuty przed końcem.
Udało się, mistrzowie Polski wygrali 35:32. Mają osiem punktów po pięciu meczach. I do starcia z Barceloną w przyszły czwartek przystąpią już bez takiej presji.
Orlen Wisła Płock - PSG 35:32 (13:16)
Orlen Wisła: Bergerud (2/13 - 15 proc.), Alilović (8/29 - 28 proc.) - Richardson 10 (4/6 z karnych), Dawydzik 7, Janc 6, Fazekas 3, Zarabec 2, Krajewski 2, Daszek 1, Samoiła 1, Mihić 1, Szita 1, Kosorotow 1, Szyszko, Susnja, Ilić.
Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 4/6.
PSG: Lokvist (3/18 - 17 proc.), Green (2/22 - 9 proc.) - Prandi 12 (0/1), Yahia 9 (3/3), Steins 3, Ducap 2, Karabatić 2, Loredon 2, Grebille 1, Heldal 1, Maras, Konan, Abdou, Pelleka, Gaudin.
Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/4.












