Gdyby nie było w Kielcach Bertusa Servaasa, prawdopodobnie nie byłoby w tym mieście wielkiej piłki ręcznej - na najwyższym światowym poziomie. Z Holendrem w roli prezesa klub zdobył 15 tytułów mistrza Polski, tyle samo razy triumfował w krajowym pucharze, sześciokrotnie dotarł do Final 4 Ligi Mistrzów. Dziś, przed starciem z PSG, absolutnie hitowym w całej Lidze Mistrzów, Servaas został oficjalnie pożegnany w Hali Legionów, w której nie dało się wcisnąć nawet szpilki. Mistrzowie Polski chcieli uczcić to efektownym zwycięstwem. Mistrz Francji stracił swój motor napędowy. Zaskakująca absencja w Kielcach Starcia Kielc z Paryżem praktycznie zawsze dostarczają wielkich emocji. Albo są niezwykle dramatyczne jako pojedyncze spotkania, albo też dramatyczne jako dwumecze. Jak choćby wiosną 2019 roku w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, gdy PSG było wielkim dream-teamem i poległo w Hali Legionów 24:34. By w rewanżu prowadzić w końcówce z Vive już nawet różnicą jedenastu trafień, ale ostatecznie wygrać "tylko" 35:26 i odpaść. W czerwcu w Kolonii, w półfinale Final 4, decydowała jedna bramka, do finału awansowali kielczanie. I teraz też wydawało się, że to oni są w lepszej sytuacji. A to dlatego, że PSG przyjechało do Kielc bez swojego genialnego rozgrywającego - żona Luca Steinsa spodziewa się dziecka, Holender został więc w domu. A bez tego gracza, może najszybszego na świecie, gra się zupełnie inaczej. Zacięty początek i kapitalny fragment Industrii. Koncert Szymona Sićki Steinsa zastępował najpierw Nikola Karabatić, ikona piłki ręcznej, może nawet najlepszy gracz w całej historii tej dyscypliny. Nie szło mu najlepiej, choć udało się efektownie obsłużyć na kole Kamila Syprzaka. Lepiej spisywał się w tej roli później Sadou Ntanzi, choć żaden z graczy mistrza Francji nie potrafił tak dobrze napędzać kontrataków jak Steins. Do ofensywnej gry kielczan nie można się było w ogóle przyczepić - była kombinacyjna, różnorodna, skuteczna. Z każdą minutą coraz lepiej było też w defensywie, skończyły się rzuty gości z szóstego metra. Mało tego, kielczanie wymuszali błędy, od razu sami ruszali do kontr w drugie tempo. Efekty momentalnie pojawiły się na tablicy wyników. Jeszcze w 9. minucie był remis 5:5 i wtedy Miłosz Wałach zaliczył pierwszą skuteczną interwencję. Za to jaką - obronił rzut karny Kamila Syprzaka! Gospodarze poszli za ciosem, po dwóch szybkich atakach odskoczyli na 7:5. Kompletnie nie radził sobie w bramce reprezentant Szwecji Andreas Palicka - po dziesięciu nieskutecznych interwencjach został zastąpiony przez Jannicka Greena. Duńczyk spisywał się nieco lepiej, choć i tak potrzebował dłuższej chwili, by wskoczył na właściwe obroty. Pomogli mu w tym zresztą mistrzowie Polski, trochę za szybko decydując się na kończenie akcji w ostatnich minutach pierwszej połowy. Kontuzja lidera Industrii Kielce. Mistrz Polski został bez prawego rozegrania A szkoda, bo Industria mogła mieć w przerwie już dość duży komfort. Dzięki kapitalnej skuteczności Szymona Sićki, ale też i kilku dobrym interwencjom Wałacha, kielczanie prowadzili w 19. minucie 13:9. Chwilę później Green zaliczył pierwszą obronę, PSG ruszyło do odrabiania strat. I przegrywało po pierwszej połowie zaledwie 15:16, a do tego Industria miała spory problem. W 28. minucie, podczas swojego ataku, kontuzji - prawdopodobnie mięśnia dwugłowego uda - doznał Alex Dujszebajew. Hiszpan od razu pokazał, że chce zmiany, a jego brak to wielki cios dla drużyny. Mistrz Polski nie ma bowiem teraz godnego zastępcy, po tym jak wiosną sprzedał do Veszpremu Nedima Remiliego. Było jasne, że bez starszego z synów na parkiecie trener Dujszebajew może mieć kłopot z ułożeniem gry w ofensywie. Pięć bramek przewagi Industrii, a po chwili już tylko jedna. Wiele się działo w starciu gigantów Gospodarze zareagowali jednak na brak swojego lidera bardzo dobrze - zdobyli trzy pierwsze bramki po przerwie, odskoczyli na 19:15. Gra się zaostrzyła, sędziowie reagowali karami, a kielczanie starali się pilnować nieznacznego prowadzenia. I szło im to bardzo dobrze, w 43. minucie prowadzili nawet 23:18. Tyle że to wciąż niewiele znaczyło. Zastąpienie Alexa Dujszebajewa było bowiem trudnym wyzwaniem - tak dla Michała Olejniczaka, jak i przesuniętego ze skrzydła Arkadiusza Moryty. Wystarczyły trzy nieskuteczne akcje kielczan, do tego chwila geniuszu mistrza olimpijskiego Elohima Prandiego w ataku i już Francuzi nawiązali kontakt. Przegrywali zaledwie 22:23. Teraz trwała już walka o każdą piłkę po obu stronach boiska. Jedna bramka różnicy w meczu Kielc z PSG? To już nie powinno dziwić Kluczowy był gol w 56. minucie Szymona Sićki, potężna bomba z drugiej linii, a za chwilę świetna interwencja Wałacha po rzucie Prandiego. Gdy Karacić podwyższył na 28:25, kielczanie nie mogli już podobnej sytuacji zmarnować. Tym bardziej, że PSG ryzykowało, wycofało bramkarza i... straciło kolejną bramkę - po przechwycie rzucił Nahi. On spinał się na każdy pojedynek z graczem PSG, także z kolegami z reprezentacji Francji. Z tego klubu trafił przecież do Kielc. Industria miała cztery bramki zaliczki i nagle ją prawie straciła. Na 20 sekund przed końcem Prandi trafił na 30:29, kielczanie zdołali jednak utrzymać piłkę, choć ostatni rzut Karalioka zatrzymał się na słupku. Gospodarze wygrali więc minimalnie, ale zasłużenie. Industria Kielce - Paris Saint-Germain Handball 30:29 (16:15) Industria: Wałach (8/35 - 26 proc.), Błażejewski (0/1 - 0 proc.) - Olejniczak 1, Wiaderny, Kounkoud, Sićko 8, A. Dujszebajew 1, Tournat 2, Karačić 7, Moryto 5, D. Dujszebajew 1, Thrastarson, Paczkowski, Gębala, Karaliok 1, Nahi 4. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 6/7. PSG Handball: Palicka (0/10 - 0 proc.), Green (5/24 - 21 proc.) - Marchán 2, Ntanzi 5, Keita, Sole, Tønnesen, Balaguer 2, Grebille 1, Syprzak 7, L. Karabatić, Mathe 3, Holm 2, N. Karabatić 2, Peleka, Prandi 5. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 3/4.