Andrzej Klemba, Interia.pl: Zdobywał pan z Wisłą Płock mistrzostwo Polski jako zawodnik, a teraz jako działacz. Jakie towarzyszą emocje na ławce rezerwowych? Adam Wiśniewski, zawodnik Wisły w latach 1999-2017: Kiedyś jak się grało, to miało się wpływ na to, co się dzieje na boisku. Dzisiaj przeżywam bardzo te mecze, bo już nie mogę pomóc. Cieszę się tego tytułu, bo nie układał nam się ten mecz, szczególnie w pierwszej połowie. Przegrywaliśmy, ale druga część była już zupełnie inna. W końcówce najpierw wyrównaliśmy, a potem prowadziliśmy jedną bramką i znowu w finale doszło do rzutów karnych. Wygraliśmy i jesteśmy bardzo, bardzo szczęśliwi. To wasz dziewiąty tytuł mistrzowski, ale Industria ma ich 20. Teraz czas na dominację Wisły? - Kielce wciąż mają więcej złotych medali. Drugi raz z rzędu wygraliśmy i mam nadzieję, że nie ostatni. Budujemy cały czas zespół, wzmacniamy się, bo oprócz Orlen Superligi chcemy też zaistnieć w Lidze Mistrzów. Niemal przez cały mecz goniliście rywali. Co udało wam się zmniejszyć straty do jednej bramki, Industria odskakiwała na trzy. Dopiero w 50. minucie pierwszy raz był remis. - Podobnie wyglądała też druga połowa w pierwszym meczu w Płocku. Dochodziliśmy rywali, a oni znów nam uciekali. W końcu przełamaliśmy ich u siebie i także w rewanżu w hali w Kielcach. Duże gratulacje dla chłopaków i sztabu trenerskiego, ale i dla kibiców, bo zrobili dla nas super atmosferę. Ten rewanż to był popis bramkarzy. Najpierw na ustach kibiców był Bekir Cordalija, ale potem też Mirko Alilović wszedł na wysoki poziom i obronił m. in. trzy rzut karne. Co działo się w przerwie w szatni, gdy przegrywaliście trzema golami? - Emocje w takich meczach zawsze towarzyszą, ale było spokojnie. Trenerzy mówili, co trzeba poprawić względem pierwszej połowy. Oczywiście jedenaście odbitych piłek przez Bekira robi wrażenie, ale to my musieliśmy poprawić skuteczność rzutową poprawić. Bo pomimo takiej formy bramkarza, przegrywaliśmy tylko trzema bramkami, co oznacza, że nasza obrona też dobrze grała. I druga połowa była zupełnie inna. Jak już w konkursie rzutów karnych, Mirko złapał pierwszego, to już czułem, że jesteśmy blisko. No i mamy złoty medal po raz drugi z rzędu. Cieszyliście się w Kielcach, a nie wolałybyście w Płocku? - Tutaj oczywiście nikt nie kalkuluje. Chcemy wygrywać jak najszybciej. Z tyłu głowy oczywiście jest to, że masz dwie szanse na zdobycie mistrzostwa. Jak przegrywasz w finale 0:1 i grasz u siebie, to czujesz dużą presję. Tak było z zespołem z Kielc, chcieli doprowadzić do trzeciego meczu, ale się nie udało. Nikt nie chciał wracać na trzecie spotkanie do Płocka. Teraz do niego wrócimy, ale bardzo wesołym autobusem.