- "Jak będzie karny, to idziesz", powiedział mi wcześniej trener Marcin Lijewski, więc się delikatnie nastawiłem - mówił już po spotkaniu wyraźnie wzruszony Ksawery Gajek, który debiutował w narodowej koszulce. W 49. minucie podwyższył na 26-12, a publiczność w hali w Ostrowie Wielkopolskim zareagowała tak, jakby trafił na miarę zwycięstwa. Owacja była ogromna. Później dołożył jeszcze jedną bramkę z "siódemki". Nic dziwnego, to chłopak "stąd" - wychowanek Ostrovii, który wrócił do niej po dwuletnim okresie występów w Gdańsku. Debiut zaliczył więc w pierwszym meczu w historii, który został rozegrany w tym wielkopolskim mieście. Niespodziewane powołanie, koledzy z drużyny przekazali wieści. A później zadzwonił nowy selekcjoner - Dowiedziałem się o tym wczoraj wieczorem, choć było też mówione dziś rano, ale sam nie byłem do końca pewny. Nikt mi wprost nie powiedział, że będę grał, ale że może dostanę szansę - twierdzi Gajek. Cała historia jego powołania do kadry narodowej jest dość zaskakująca, bo przecież występuje w dość przeciętnej drużynie Superligi. - Gdyby ktoś mi to powiedział dwa, trzy miesiące temu, to w życiu bym nie pomyślał, że będzie taka okazja. I że już się nadaję. Ten sezon przyniósł mi bardzo wiele, ale mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. Po jednym z meczów ligowych, bodaj w Kielcach, dostałem telefon od trenera Lijewskiego. - Później dostałem wiadomość, że jestem w rezerwie, przekazali mi to chłopaki w klubie. Aż wreszcie w poniedziałek zadzwonił trener Lijewski i zaprosił na zgrupowanie, które w niedzielę zaczynało się w Pruszkowie. To był wielki spontan - wspominał po meczu z Łotwą Gajek. Marcin Lijewski: Pracowity chłopak, ten sezon należy do niego - Ksawery ma potencjał, by wejść na stałe do tej drużyny. Myślę tu o nim jako elemencie formacji defensywnej, bo w ataku jest jednak bardzo duża konkurencja. To pracowity chłopak, zobaczymy, jak się będzie rozwijał. Ten sezon należał na razie do niego - mówi Marcin Lijewski, też ostrowianin, który w niedzielę również zaliczył w swoim rodzinnym mieście debiut. Dla niego potyczka z Łotwą była bowiem drugim meczem w roli selekcjonera, ale pierwszym rozegranym w Polsce. Z Gajkiem Lijewski współpracował w czasie swojej pracy w Wybrzeżu Gdańsk. - Miło mi słyszeć takie słowa, ale mam nadzieję, że utrzymam się w tej kadrze i znajdę tu miejsce dla siebie. Trener od początku mówił mi, że będzie mnie widział w obronie. Za mało czasu było, bym wszedł w ten system grania, gdzie chłopaki już się bardzo dobrze znają i mają dogadane zagrywki w ataku. Mieliśmy sześć czy siedem treningów, muszę lepiej poznać zespół, by było lepiej - opowiada Gajek. Polska miała załatwić sprawę w obronie. I tak zrobiła, Łotwa nie poszalała Na parkiet wszedł w pierwszej połowie, w 14. minucie jako pierwszy z Polaków dostał dwie minuty kary za faul, po powrocie popełnił błąd kroków. Później było już znacznie lepiej. - No tak, delikatnie się zestresowałem, ale to do wybaczenia. Mecz był w miarę bezpieczny. Gdy podchodziłem do karnego w drugiej połowie, wysoko prowadziliśmy. Mecz był już wygrany, może dla kogoś nie byłoby to stresujące. Dla mnie jednak było. Szykowałem się, byłem pewny swego, chciałem dołożyć tę cegiełkę - wspominał po spotkaniu. - Po ciężkim spotkaniu, które chłopaki mieli we Włoszech, mieliśmy tu wyjść i głównie obroną załatwić sprawę. To się generalnie udało, choć błędy też były, bo dawaliśmy się mijać jeden na jednego i nie zawsze sobie pomagaliśmy. Można jednak powiedzieć, że to było łatwe zwycięstwo - zakończył Gajek.