Robert Lewandowski w piłce klubowej osiągnął niemal wszystko - zdobył Ligę Mistrzów, był wielokrotnie królem strzelców Bundesligi, pobił w niej wiele rekordów. W Barcelonie w poprzednim sezonie też prezentował się bardzo dobrze, ale tam był otoczony, podobnie jak wcześniej w Bayernie, innymi znakomitymi zawodnikami. W reprezentacji Polski takiego wsparcia prawie nigdy nie miał, sam musiał kreować sobie sytuacje, jego rajdy czy błyskotliwe akcje "przepychały" Polskę w kolejnych meczach eliminacyjnych. Nie licząc EURO w 2016 roku, "Orły" nigdy jednak nic wielkiego nie pokazały w finałowych turniejach. Teraz, gdy Lewandowski jest już bardziej zaawansowany wiekowo i nie ma tak genialnej formy, kadrze jest trudniej. Już nie w tych właśnie decydujących imprezach, ale eliminacjach do nich. Niewielu pyta, co będzie "po Lewandowskim". Kamil Kosowski podjął takie rozważania, nie widzi planu B Stąd coraz częściej pojawiają się pytania, co się stanie, gdy Lewandowskiego w tej kadrze zabraknie. Jeśli stracimy tę naszą największą perłę, jedynego gracza światowego formatu, jakiego mieliśmy w tym wieku. Bo raczej nie ma wątpliwości, że to sam "Lewy" podejmie taką decyzję - do tej pory żaden z selekcjonerów nie zdecydował się na taki radykalny krok, by mu podziękować. I zapewne nie zdecyduje. Tym ryzykownym tematem zajął się we wrześniu, po bolesnej porażce w Albanii, Kamil Kosowski, były reprezentant Polski, a dziś piłkarski ekspert. Napisał wprost w felietonie w "Przeglądzie Sportowym", że doszedł do wniosku, iż kadra zacznie budować swój styl i tożsamość, gdy nie będzie w niej już Lewandowskiego. Jego zdaniem - reprezentacja jest zdana na "Lewego", nie ma planu B. - Przez lata Robert zawsze dbał o siebie, nie był kontuzjowany, prezentował się znakomicie i wiele dał kadrze, więc ona nie musiała mieć drugiego oblicza. On zawsze tam był - pisał Kosowski. I sugeruje, że ktoś będzie musiał spróbować wejść w buty "Lewego". Podobną "rewolucję" przetestowano już w innej reprezentacji - teraz zobaczymy, czy się sprawdziła. Kudłacz-Gloc, czyli "Lewandowski w spódnicy". Wielka gwiazda w innej dyscyplinie, wybitna reprezentantka Polski Taką samą bowiem pozycję w kadrze piłkarek ręcznych miała przez lata Karolina Kudłacz-Gloc. Zawodniczka znakomita, która w 2007 roku trafiła do Bundesligi i do dziś jest w niej gwiazdą. Pięć tytułów mistrzyni tego kraju, sześć zdobytych Pucharów Niemiec, do tego wygrana Liga Europy z BBM Bietigheim. W kadrze narodowej była od 2004 roku, zdobyła dla niej najwięcej bramek w historii, dwukrotnie doprowadziła Polki do czwartej pozycji w mistrzostwach świata. A jednak ponad dwa lata temu norweski selekcjoner Arne Senstad zrezygnował z powoływania największej gwiazdy - to bez niej Polki powalczą od dziś o sukces na mundialu i przedłużenie olimpijskiej ścieżki do Paryża. Pytanie brzmi, czy decyzja Norwega była słuszna, skoro Kudłacz-Gloc to ósma snajperka Ligi Mistrzyń, zaś jej klub jest liderem Bundesligi? - Uważam, że po tej decyzji staliśmy się silniejsi - wyjaśnił Senstad. I podał argumenty. "Fantastyczna zawodniczka i świetna osoba". A jednak selekcjoner jej nie powołuje Norweg zdradził, że znał się z Kudłacz jeszcze zanim w 2019 roku został selekcjonerem reprezentacji Polski. - Karolina zawsze była dla mnie fantastyczną zawodniczką i wciąż taką pozostaje. To także świetna osoba, o której nie mogę powiedzieć złego słowa. Decyzja o niepowołaniu jej do reprezentacji Polski ani nie jest uwarunkowana jej poziomem sportowym, który jest na najwyższym poziomie, ani jej wiekiem, bo wiem, że takie zarzuty także się pojawiły. Jeśli jesteś wystarczająco dobra i pasujesz do zespołu, wiek nie ma znaczenia - zaznaczył Senstad w rozmowie z oficjalną stroną ZPRP. Kudłacz-Gloc w styczniu skończy 39 lat, ale wciąż prezentuje się znakomicie. W ośmiu meczach Ligi Mistrzyń zdobyła 47 bramek, aż 14 razy pokonała bramkarki Brest Bretagne. Selekcjoner reprezentacji Polski dostrzegł jednak, że rozwój jego drużyny dwa lata temu spowolnił, popsuła się gra. To wtedy Polska przegrała eliminacje do mistrzostw świata. Nieoficjalne informacje z wnętrza drużyny były takie, że Kudłacz-Gloc wciąż starała się brać ciężar na siebie, w wszystkie pozostałe kadrowiczki czekały, co ona zrobi. - W gronie sztabu szkoleniowego i przy pomocy trenera mentalnego rozmawialiśmy z Karoliną, jedną z liderek zespołu, na temat przyczyn. To był proces. Następnie podjęliśmy decyzję, że chcielibyśmy spróbować kontynuować bez niej. Z tego jasno wynika, że poświęcił największą gwiazdę, aby pozostałe reprezentantki musiały dawać coś więcej. Hierarchiczny system w reprezentacji Polski. Norweg uznał, że tak dalej być nie może - Wcześniej w zespole panowała większa hierarchia. Być może wynikała ona z uwarunkowań kulturowych. Starsze zawodniczki i hierarchiczny model funkcjonowania drużyny sprawiały, że młodsze dziewczyny nie mogły rozwijać się wystarczająco szybko. Zdiagnozowaliśmy, że sposobem na poprawę sytuacji będzie zaangażowanie większej grupy zawodniczek w życie drużyny. Brak Karoliny okazał się szansą dla pozostałych zawodniczek, by szybciej się rozwijać. Nie mówię, że była to wina Karoliny, ale po jej odejściu w pozostałych dziewczynach uwolniły się nowe siły - mówi Senstad. I zdaje sobie sprawę, że to on ponosi za decyzję odpowiedzialność. Sam nic wielkiego jeszcze z tą drużyną nie osiągnął, a prawdopodobnie skandynawskie mistrzostwa świata są dla niego imprezą ostatniej szansy. Jeśli drużyna nie wywalczy przepustki do turnieju przedolimpijskiego, możliwe, że dojdzie do zmiany selekcjonera. Biało-Czerwone zaczną mundial dzisiaj w duńskim Herning - o godz. 20.30 zmierzą się z Iranem. To akurat najłatwiejsze - w teorii - spotkanie, od soboty będzie już dużo, dużo trudniej.