W poprzednim sezonie Industria przegrała walkę o tytuł po dwóch porażkach w rzutach karnych. W bieżących rozgrywkach najpierw uległa w Płocku jedną bramką, a w rewanżu znów rozstrzygały rzut karne. Lepiej wykonywali je płocczanie i drugi raz z rzędu wyrwali tytuł kielczanom. - Te dwa spotkania finałowe z tego sezonu były podobne. Większość meczu prowadziliśmy, ale w ostatnich pięciu dziesięciu minutach Wisła nas dogoniła. Musimy się z tym pogodzić, choć to trudna sprawa. Zwłaszcza że rzeczywiście mogliśmy spotkanie rozstrzygnąć w regulaminowym czasie. A potem rzuty karne to już ogromne nerwy i nie zawsze daje się utrzymać je na wodzy - przyznał Arkadiusz Moryto, zawodnik Industrii. W końcówce kielczanie dwa razy grali w przewadze, prowadzili dwoma bramkami, a mimo to z trudem doprowadzili do remisu i rzutów karnych. - Rzeczywiście gra w przewadze dzisiaj nam się nie układała. Było kilka momentów, w których można było przycisnąć i cieszyć się z wygranej. Niestety to się nie udało - mówił Moryto. - Nasi bramkarze świetnie bronili, jednak nie potrafiliśmy tych okazji wykorzystać. Już na przerwę powinniśmy schodzić z wyższym prowadzeniem niż trzema golami. Tak się jednak nie stało, a Wisła krok po kroku odrabiała straty. Porażka po rzutach karnych, a do tego na własnym boisku, mimo ogromnego dopingu fanów, kosztowała Industrię szans na odzyskanie złotych medali. Drugi rok z rzędu triumfowała Wisła. Kieleccy zawodnicy ze smutkiem stali z boku ze srebrnymi medalami i patrzyli, jak triumfują rywale. - Ta atmosfera mnie napędza. Graliśmy u siebie, przy hali pełnej naszych kibiców. Prawie wszyscy byli za nami. Nasi kibice zawsze są z nami na dobre i na złe. Pokazali to zresztą mimo naszej porażki - podkreślał Moryto.