W pierwszym spotkaniu Golden League Polki przegrały z Holenderkami 22:26. Rywalki nie grały wtedy w najmocniejszym składzie. Ta sytuacja powtórzyła się w sobotę, gdy oponentkami "Biało-Czerwonych" były Norweżki, które wygrały ostatnie 3 mistrzostwa Europy (a 5 z ostatnich 6 czempionatów Starego Kontynentu). W pierwszych minutach Polki miały trochę problemów ze skutecznością, musiały nabrać rytmu. Gdy grały bez bramkarki, brakowało im trochę dokładności, przez co zrobiło się 1:4. Niebawem jednak zespół w ofensywie napędziły Monika Kobylińska i Magda Balsam. Ta druga popisywała się celnymi rzutami z siedmiu metrów, za chwilę wykorzystała kontratak na 6:6. Kolejne dwie bramki rzuciły nasze przeciwniczki (Tina Abdulla i Julie Hulleberg), ale Aleksandra Rosiak Daria Michalak doprowadziły do kolejnego remisu (8:8). Polskie szczypiornistki dzielnie walczyły z Norweżkami. Niedługo przed końcem było 28:28 Od tego stanu do przerwy oba zespoły walczyły "punkt za punkt", żadna nie była w stanie wypracować przewagi dwóch oczek. Pierwsza połowa skończyła się rezultatem 16:15 dla Norwegii. Michalak w ostatnich sekundach biegła na sytuację sam na sam z golkiperką, ale zabrakło jej kilku sekund. Szczypiornistka i sędzia przyjęli tę sytuację z uśmiechem. W drugiej części gry skład naszych przeciwniczek został wzmocniony, między słupkami pojawiła się Katrine Lunde. Na parkiecie odbywała się bitwa na wyniszczenie, przez 18 kolejnych trafień drużyny na zmianę wzmacniały swój dorobek, żadna z ekip nie była w stanie rzucić dwóch goli z rzędu. Stało się tak dopiero ze stanu 24:25 na 26:25 za sprawą Tuvy Ulsaker Hove i Ragnhild Valle Dahl. Norwegia poszła za ciosem i zrobiło się 27:25. "Biało-Czerwone" szybko się otrząsnęły. Trafienia Balsam, Kobylińskiej (z rzutu wolnego) i Aleksandry Olek sprawiły, że na tablicy świetlnej pojawiło się 28:28. Niestety wtedy wszystko runęło - przypomniała o sobie Kaja Horst Haugseng, a karę dwóch minut otrzymała Karolina Kochaniak-Sala. Po chwili to samo stało się z Michalak. W międzyczasie Norwegia wykorzystała naszą słabość, rzuciła trzy gole, między innymi dzięki Kristin Venn. Arne Senstad poprosił o czas, ale nie był w stanie odwrócić losów meczu. 150 sekund przed końcem jego podopieczne przegrywały już 28:32. Raz po raz trener wycofywał bramkarkę Barbarę Zimę, by zwiększyć liczbę zawodniczek w polu, ale sytuacja była już niemal beznadziejna. W ostatnich dwóch minutach nie padło żadne trafienie. W niedzielę - także o godzinie 13:30 - Polki zagrają trzeci i zarazem ostatni mecz Golden League, z Dunkami.