Po prawie czteroletniej przerwie, do PGNiG Superligi wraca Robert Lis. Ostatnio 48-letni szkoleniowiec pracował z MKS-em Perłą Lublin. W latach 2017-2020 sięgnął z tą drużyną po trzy tytuły mistrza Polski. Były reprezentant Polski i asystent selekcjonera reprezentacji Tałanta Dujszebajewa został tymczasowym trenerem Azotów Puławy, zastępując na tym stanowisku Larsa Walthera. Duński szkoleniowiec na początku marca trafił do szpitala z podejrzeniem ostrego zapalenia płuc. Aktualnie jego praca z zespołem jest wykluczona. Zbigniew Czyż, Interia: Jakie ma pan wrażenia po pierwszych dwóch treningach z zespołem? Robert Lis, trener Azotów Puławy: - Jestem podekscytowany powrotem do męskiej piłki ręcznej jako trener. Będę miał możliwość współpracy ze świetnymi zawodnikami, z profesjonalistami z bogatymi karierami. Bardzo optymistycznie patrzę w przyszłość. Był pan zaskoczony propozycją objęcia zespołu z Puław? - Tak. Ja natomiast chciałem wrócić do męskiej piłki ręcznej od razu jak tylko przestałem pracować w Lublinie. Kobieca piłka ręczna była tylko przygodą. Zawsze głośno mówiłem, że chcę wrócić do pracy z drużyną mężczyzn. Propozycja pojawiła się kilka dni temu. Same rozmowy potoczyły się bardzo szybko. Jakie cele postawiono przed panem? - Będziemy walczyć o miejsce na podium. Będzie pan wprowadzał do pracy z drużyną w tych ostatnich meczach sezonu jakieś nowe elementy, czy raczej kontynuował to co wypracował Lars Walther? - To bardzo trudne pytanie. Azoty są teraz na drugim miejscu, grają skutecznie, więc trudno teraz wszystko zmieniać i wywracać do góry nogami. Można byłoby tylko jeszcze coś popsuć. Na pewno będę pewien sposób kontynuował pracę swojego poprzednika. Jest z nami Michał Skórski, który był asystentem Larsa Walthera. Będzie ze mną współpracował i będzie trzymał tę wcześniej obraną linię. Dokonywanie teraz zmian mogłoby zaszkodzić i namieszać chłopakom w głowach, a to nie jest potrzebne. Oczywiście, jakieś szczegóły, czy to w obronie, czy ataku, będę starał się doprecyzować lub poprawić. Na większe zmiany potrzebny jest czas. W tym momencie za wiele go nie ma, dlatego myślę, że będę się starał połączyć jedno z drugim. Jak pan ocenia potencjał swojej nowej drużyny? - Na pewno jest to zespół z olbrzymim potencjałem. Na każdą pozycję jest dwóch, trzech zawodników i to zawodników wybijających się w polskiej lidze. To jest na pewno duży komfort pracy. Poza tym w zasadzie nie ma kontuzji w drużynie. A gdyby były, odpukać, to jest kim zastąpić ewentualnie kontuzjowanego piłkarza. Wszyscy zawodnicy są bardzo dobrze wyszkoleni. Są w stanie zrealizować prawie każdą taktykę. Potrzebny do tego jest tylko czas. Zobaczymy, czy będzie mi w Puławach dany na dłużej. Naprawdę można tutaj parę rzeczy powymyślać. Będzie miał pan teraz okazję do pracy z kilkoma zawodnikami, z którymi współpracował w reprezentacji Polski. - Tak. Jest Michał Jurecki, Michał Szyba, Rafał Przybylski. Z Wojciechem Gumińskim pracowałem jeszcze jako trener Legionowa. W tym sezonie obserwował pan PGNiG Superligę w telewizji. Jak ocenia poziom obecnych rozgrywek? - Sezon jest na pewno dziwny. Przerwy w rozgrywkach spowodowane koronawirusem nie pomagają. Jest dużo utrudnień w pracy trenerów. W dalszym ciągu dominują dwie drużyny, Łomża Vive Kielce i Orlen Wisła Płock. Dwie, trzy drużyny chcą zburzyć ten porządek. Poza tym zacięta jest rywalizacja o utrzymanie. Emocji myślę na pewno nie brakuje. Kontrakt ma pan ważny do czerwca. Co potem? - Mam kontrakt czasowy do czerwca z opcją przedłużenia. Po tym czasie zobaczymy, co dalej. Jeśli zostanie pan na dłużej w Azotach Puławy, to jak długofalowo widzi pracę z tym zespołem? - Nie chcę na razie zbyt daleko wybiegać w przyszłość. Koncentruję się na tym co tu i teraz. Rozmawiał Zbigniew Czyż