Starcie dwóch najlepszych drużyn w Polsce nie odbiegało od tego, co zaprezentowały dwa miesiące temu w Kielcach w meczu ligowym. Wtedy PGE Vive wygrało z Wisłą dopiero w rzutach karnych. W Poznaniu była jednak stawka, a w lidze wynik dla układu tabeli nie miał znaczenia. Stawką był Puchar, który kielczanie zdobywali 10 raz z rzędu, a płocczanie czekali na niego te same dziesięć lat. Świetnie w kieleckiej bramce mecz zaczął Władymir Cupara, który odbił cztery z 6 pierwszych rzutów Wisły. Ale obrona, którą przygotowały oba zespoły była pierwszej jakości. Twarda, agresywna, zaplanowana. Dlatego dużo czasu zajmowało wypracowanie dogodnej sytuacji bramkowej. Po kwadransie było tylko 3-3. Dobrze zaczął Władysław Kulesz, dobrze zaczęła Wisła. I odwieczni rywale cięli się w ten sposób przez całą pierwszą połowę. Na jednobramkowe prowadzenie wychodziło Vive, a Płock wyrównywał. Dopiero w 27. minucie się to odwróciło, bo nafciarze "przełamali serwis" Kielc i wygrywali jednym golem po serii czterech zmarnowanych szans przez Kulesza, przy czym trzeba oddać że dwa razy znakomicie obronił go Adam Morawski. Druga połowa zapowiadała się bardzo ciekawie, bo przecież kielczanie, przy aż 10 udanych interwencjach Cupary schodzili do szatni tracąc dwa gole. I wydawało się, że to Wisła ma jeszcze rezerwy, a kielczanie kłopot z atakiem pozycyjnym. Ale szatnia może dużo zmienić. Choć Wisła dołożyła trzeciego gola przewagi zaraz na początku, to obrońcom tytułu wystarczyły cztery minuty by znów doprowadzić do remisu. I tak jak w pierwszej połowie Vive prowadziło, Wisła doganiała. I znów to się odwróciło w końcówce - w 52. świetny w tym meczu Michał Daszek trafił szybko dwa razy, drugi raz z kontry i jego zespół wygrywał 22-21, a gdy w 55. wykorzystał karnego było 24-22 dla Płocka. Zanosiło się na emocje, nerwy, niezwykłą dramaturgię i sensację. Najpierw jednak Luka Cindrić po genialnym zagraniu Alexa Dujszebajewa zdobył kontaktowego gola. A za chwilę Mariusz Jurkiewicz wygarnął piłkę wiślakom i rzucił z połowy boiska do pustej bramki. Znów był remis ale już tylko cztery minuty do końca, wystarczająco jednak by kibiców przyprawić o palpitację. Nie trafia de Toledo, traci piłkę Cindrić. 90 sekund przed końcem trafia Janc i jest 25-24 dla Vive ale wyrównuje Renato Sulić. Zostało 55 sekund, które kielczanie wykorzystali maksymalnie. Po dłuuuugiej akcji wypracowali karnego, którego wykorzystał Julen Aginagalde i zostawili Wiśle 10 sekund na ostatnią akcję. Trener Xavi Sabate wziął czas, jego drużyna przygotowała akcję i pozycję dla rzucającego drugiej linii. Tuż przed końcową syreną rzut Dana Racotea obronił jednak Wladymir Cupara i Puchar Polski pojechał do Kielc. Organizatorzy uznali najlepszym zawodnikiem Wisły Michała Daszka, który zdobył aż 9 goli i ten wybór nie wzbudził kontrowersji. Za to statuetka dla Luki Cindrića z Vive była spektakularną pomyłką, którą naprawił sam chorwacki rozgrywający i przekazał ją kieleckiemu bramkarzowi. Władymir Cupara puścił w Poznaniu 21 goli (na dwa karne wyszedł Filip Ivić, a dwa rzuty płocczanie trafili do pustej bramki), ale obronił aż 19 rzutów co dało mu kapitalną skuteczność interwencji na poziomie 48 procent. W takim meczu na takim poziomie to robiło różnicę. PGE Vive Kielce - Orlen Wisła Płock 26-25 (9-11) PGE Vive: Władymir Cupara, Filip Ivić - Alex Dujshebaev 1, Mateusz Jachlewski 2, Luka Cindrić 5, Blaż Janc 5, Władysław Kulesz 3, Krzysztof Lijewski, Angel Fernandez Perez 2, Arciom Karalek 3, Mariusz Jurkiewicz 1, Marko Mamić 1, Julen Aguinagalde 3, Arkadiusz Moryto. Orlen Wisła: Adam Morawski, Marcin Wichary - Michał Daszek 9, Ignacio Moya 1, Przemysław Krajewski, Tomasz Gębala 3, Renato Sulić 5, Żiga Mlakar 2, Jose de Toledo 2, Dan Racotea 1, Lovro Mihić 1, Mateusz Piechocki 1, Nemanja Obradović, Ondrzej Zdrahala, Mateusz Góralski. Leszek Salva, Poznań