Płocczanie, którzy występowali w finałach nieprzerwanie od 2011 roku, przegrali na wyjeździe z Górnikiem Zabrze 30-33 (17-15). Do zwycięstwa gospodarzy poprowadził zdobywca siedmiu bramek Łukasz Gogola. Pięć goli dla Wisły rzucił Valentin Ghionea. - Na pewno gdyby nie interwencje Martina Galii w naszej bramce, wynik byłby inny. Jednak nasza obrona dobrze funkcjonowała, a dzięki zasłonom kołowych miałem więcej miejsca do rzutów. Taka wygrana to niesamowite uczucie. W końcówce nie miałem sił, nie widziałem, gdzie rzucam. Ale doping kibiców i fakt, że wygrywamy z tak renomowanym rywalem pomogły. Nie da się opisać tego, co czujemy - powiedział po meczu. Obrotowy Górnika Marek Daćko przypomniał, że zespół miał pewne problemy kadrowe. - Trener próbował znaleźć rozwiązanie na ten mecz. Fajnie nam wychodziła gra na dwóch kołowych. Kluczowym momentem było przejście z obrony 6-0 na 4-2 w 40. minucie. Wtedy coś się zacięło w drużynie z Płocka, a nam urosły skrzydła - ocenił. Trener Wisły Piotr Przybecki pogratulował gospodarzom wygranej. - Zabrzanie zagrali dobre zawody, a my jesteśmy ogromni rozczarowani. Przyjechaliśmy tu z innymi założeniami. Martin Galia w drugiej połowie trzymał wynik. W dużej mierze dzięki jego postawie Górnik wygrał ten mecz - analizował Przybecki. Natomiast szkoleniowiec gospodarzy Rastislav Trtik nie krył zadowolenia. - Zadecydowała nie tylko gra zespołowa, ale i umiejętności indywidualne moich zawodników. Jestem szczęśliwy, bo chyba mało kto liczył, że tak będziemy grać. Chłopcy chcą się uczyć, mają umiejętności, wygląda to dobrze. Taka zdobycz z Wisłą się liczy, jasna sprawa. To dobry prognostyk na przyszłość - podsumował. Pewne zwycięstwo odniosło PGE VIVE Kielce. Obrońcy tytułu pokonali przed własną publicznością Zagłębie Lubin 48-34 (23-14). Po siedem bramek dla kielczan zdobyli Blaz Janc i Michał Jurecki. Osiem goli dla gości rzucił Łukasz Kużdeba. Ekipa z Dolnego Śląska w Hali Legionów trzymała się tylko przez 10 minut. Później na parkiecie rządzili już kielczanie. - Innym zespołom ciężko wytrzymać nasze tempo, tym bardziej, że trener często rotuje składem. Z własnego doświadczenia wiem, jak się gra przeciwko kieleckiej drużynie. Ekipie przeciwnej w pewnym momencie odcina prąd, a VIVE dopiero w tym momencie włącza wyższy bieg - komplementował grę swojej drużyny Kus. Po kieleckiej ekipie nie było widać, że rozgrywa już trzecie spotkanie w ciągu ostatnich czterech dni. Na dodatek mistrzowie Polski we wtorek grali mecz 1/8 finału PP z Warmią w Olsztynie i do stolicy regionu świętokrzyskiego wrócili grubo po północy. - Przyzwyczaiłem się już do takich rzeczy, już chyba pod tym względem nic mnie nie zaskoczy. Poza tym mogliśmy trafić gorzej, gdyby np. mecz z Zagłębiem przyszło nam rozgrywać w Lubinie. Mamy na tyle szeroką kadrę, że nawet na to jesteśmy przygotowani - podkreślił ze stoickim spokojem obrotowy VIVE. - Widać, że zespół jest świetnie przygotowany do sezonu pod względem fizycznym. Jednak trzy spotkania w cztery dni to jednak trochę za dużo. Rozumiem, że terminarz jest bardzo napięty, ale lepiej nie przeciążać w ten sposób zawodników, bo to grozi poważnymi kłopotami zdrowotnymi - nie ukrywał drugi trener VIVE Tomasz Strząbała. Zagłębie przyjechało do Kielc bez swojego asa Arkadiusza Moryty, który w przyszłym sezonie będzie zawodnikiem VIVE. Goście mieli kilka dobrych momentów w tym meczu, ale trener Bartłomiej Jaszka był bardzo niezadowolony z postawy swoich podopiecznych. - Nie mówię, że przyjechaliśmy tutaj wygrać z VIVE. To miała być super lekcja i nauka dla nas, ale pod warunkiem, że zagramy na 100 procent swoich możliwości. Wtedy można coś wynieść z takich spotkań. Tego warunku jednak nie spełniliśmy. Muszę porozmawiać z chłopakami - czy chcą się rozwijać, czy przyjechali do Kielc tylko po to, aby mecz się odbył - ostro ocenił grę swoich podopiecznych były reprezentant Polski. Grono półfinalistów uzupełnili szczypiorniści Gwardii Opole i Azotów Puławy. Zespół z Opola wygrał w Mielcu ze Stalą 36-33 (15-14), a drużyna z Puław zwyciężyła na wyjeździe Energę MKS Kalisz 28-18 (13-7).