Kielczanie, jak było do przewidzenia, po wygraniu w półfinale z Orlenem Wisłą Płock 29-27, otworzyli sobie drogę do zdobycia kolejnego Pucharu Polski. W Kaliszu triumfowali już po raz 17. w historii. Nie tylko na stadiony, ale także do hal wracają kibice. W Kaliszu nie sprzedano wszystkich przygotowanych wejściówek, ale spotkanie oglądało ok. 500 widzów, z czego blisko połowa przyjechała z Kielc. W trakcie półfinałowego pojedynku z płocczanami szkoleniowiec mistrzów Polski Tałant Dujszebajew otrzymał czerwona kartkę za niesportowe zachowanie, a po spotkaniu na szkoleniowca została nałożona kara sześciu meczów dyskwalifikacji w Pucharze Polski. Były selekcjoner reprezentacji Polski z trybun oglądał finałowe starcie, a zastąpił go w roli grającego trenera Krzysztof Lijewski. Sama obecność Dujszebajewa w hali podziałała wystarczająco motywująco na kielecki zespół, który surowo potraktował rywala. W lidze Vive dwukrotnie tarnowian pokonało 37-26 i 31-20, ale finałowe stracie w Kaliszu miało wyjątkowo jednostronny przebieg. Podopieczni Patrika Liljestranda tylko przez pierwsze minuty dotrzymywali kroku utytułowanym rywalom. Gole Japończyków Rennosuke Tokudy i Shuichi Yoshidy dały im nawet prowadzenie 3-2. Piłkarze Vive rozkręcali się powoli, aktywny w ataku był Szymon Sićko, który praktycznie się nie mylił. Po jego kolejnym goli drużyna z Kielc wygrywała już 8-4 i przejmowała pełną kontrole nad meczem. Między 18, a 28 minutą nastąpił moment wręcz katastrofalnej gry tarnowian, którzy nie mieli sposobu na sforsowanie defensywy rywala. Vive z kolei grało z rozmachem, momentami efektownie "pod publikę", zdobywając bramkę za bramką, a spiker nie nadążał wyczytywać nazwisk strzelców. Mistrzowie Polski zdobyli dziewięć goli z rzędu i prowadzili już 20-6. Kacper Majewski przerwał niemoc swojego zespołu, ale kieleccy fani w przerwie mogli już śpiewać "ten puchar jest nasz". W drugiej połowie Lijewski mógł swobodnie rotować składem, zresztą szkoleniowiec Grupy Azoty także dał szansę zmiennikom. Mecz nieco stracił na widowiskowości, trochę spadło tempo, bowiem przewaga obrońcy trofeum utrzymywał się na poziomie 20 bramek. MVP finału został Sićko. Po meczu finału Pucharu Polski powiedzieli: Krzysztof Lijewski (grający trener Łomży Vive Kielce): "To jest mój ósmy Puchar Polski i jestem z tego bardzo dumny, że po raz kolejny grając w finale, nasza drużyna wygrywa. Historia pamięta tylko zwycięzców, a nie finalistów. Gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Wiedzieliśmy, że jesteśmy faworytami, ale tę presję trzeba było udźwignąć. I po raz kolejny sobie poradziliśmy. Graliśmy dziś jeden z najlepszych meczów w tym sezonie, a drużyna z Tarnowa, awansując do finału już osiągnęła sukces. - Jeszcze wiele dni przed tym finałem, w lutym, a może w marcu, była rozmowa z trenerem Tałantem Dujszebajewem. Spytałem, czy koledzy nie będą mieli nic przeciwko temu, żebym był kapitanem podczas finału Pucharu Polski, jeśli do niego awansujemy. Bo to miał być mój ostatni finał. Koledzy oczywiście się zgodzili, a dla mnie była to wzruszająca chwila, bo jeszcze nigdy nie miałem okazji odbierać tego trofeum jako pierwszy. - Cieszę się, że kibice mogli nas dzisiaj wspierać. Mecze z publicznością, a przy pustych trybunach to zupełnie inna historia. Przez ten rok graliśmy takie trochę treningowe, sparingowe mecze, które bez kibiców nie miały większej historii. Fajnie, że te obostrzenia są poluzowywane i kibice wracają do hal. Mam nadzieję, że będzie ich coraz więcej". Alex Dujshebaev (zawodnik Łomży Vive Kielce): "Wykonaliśmy bardzo dobrze naszą pracę. Graliśmy skupieni od początku do samego końca meczu. Chcieliśmy od początku pokazać, że jesteśmy tu po to, by wygrać ten puchar. Dużym plusem było wsparcie naszych kibiców, oni są dla nas bardzo ważni. Cieszę się, że to zwycięstwo mogliśmy razem świętować". Kacper Majewski (zawodnik Grupy Azoty SPR Tarnów): "Nie da się ukryć, że dzisiaj Vive nas po prostu zlało. Znamy klasę drużyny z Kielc, ale my jesteśmy z siebie dumni, bo awans do finału Pucharu Polski jest największym sukcesem klubu. Każdy w superlidze zna kielczan, że jak się rozgrzeją i wrzucą przysłowiowy piąty bieg, to ciężko im się postawić. Staraliśmy się walczyć, ile było sił, ale w środę już czeka nas kolejny ważny mecz ligowy. Jesteśmy z siebie zadowoleni". Łukasz Kużdeba (zawodnik Grupy Azoty SPR Tarnów): "Rywale pokazali, że byli zdecydowanym faworytem i zagrali naprawdę świetne zawody. My musimy jeszcze dużo pracować, żeby napsuć krwi takiej drużynie jak Vive. Założenie było takie, by jak najdłużej stawić im czoła, szkoda, że tak wyszło. Liczyliśmy, że dłużej im się postawimy. W lidze to lepiej wyglądało z naszej strony i może dlatego zespół z Kielc mocniej zagrał". Łomża Vive Kielce - Grupa Azoty SPR Tarnów 42-20 (22-8) Łomża Vive Kielce: Andreas Wolff, Mateusz Kornecki - Michał Olejniczak, Szymon Sićko 6, Alex Dujshebaev 2, Nicolas Tournat 4, Yusuf Faruk 2, Igor Karacic 2, Krzysztof Lijewski 3, Władysław Kulesz 5, Arkadiusz Moryto 6, Cezary Surgiel 3, Angel Fernandez 4, Sebastian Kaczor 1, Arciom Karalek 3, Sigvaldi Gudjonsson 1. Grupa Azoty SPR Tarnów: Dawid Ciochoń, Casper Liljestrand - Wojciech Dadej 1, Oskar Klamrzyński, Kirył Kniaziew 2, Łukasz Kużdeba 1, Kacper Majewski 3, Przemysław Mrozowicz, Igor Mróz 1, Kamil Pedryc, Jakub Sikora 1, Rennosuke Tokuda 4, Marcin Wajda 4, Mateusz Wojdan 1, Shuichi Yoshida 2. Autor: Marcin Pawlicki