W meczu dwóch najlepszych polskich drużyn nie zabrakło niczego. Zaciętej, momentami ostrej walki, świetnych parad i karnych bronionych przez bramkarzy (Andreasa Wolffa i Adama Morawskiego), czerwonych kartek (aż cztery), zwrotów akcji i emocji do ostatnich sekund. Dopiero na niespełna minutę przed końcem trafienie Alexa Dujshebaeva zadecydowało o zwycięstwie Łomży Vive. Jednym słowem "święta wojna" w najlepszym wydaniu. - Przypomniały mi się stare dobre czasy. Największym bólem był brak kibiców, którzy nie mogli zobaczyć tego pięknego, ale momentami brutalnego meczu. Obie drużyny postawiły wysoko poprzeczkę i losy pojedynku ważyły się do samego końca - powiedział Lijewski. - Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu i taki był. Grały przecież dwie najlepsze polskiej drużyny. Dlatego ten pojedynek był taki zacięty - podkreślił rozgrywający Vive Szymon Sićko. W lidze kielczanie pokonali zespół z Płocka, na dodatek na wyjeździe, aż 12 bramkami (31-19). Teraz o zwycięstwo musieli walczyć do ostatnich sekund. - Odskakiwaliśmy na kilka bramek, później Płock nas gonił. Ale niemal cały czas byliśmy na prowadzeniu. Mam wrażenie, że kontrolowaliśmy jednak to spotkanie i wygraliśmy zasłużenie - powiedział Sićko. - W lidze jest mecz i rewanż. Tutaj było tylko jedne spotkanie, w które trzeba włożyć wszystko co najlepsze. Mecz był bardzo wyrównany, kapitalne bramki, świetne parady bramkarzy. Jestem dumny z chłopaków, że wygrali ten ciężki mecz, na dodatek w takich okolicznościach - podkreślił II trener Łomży Vive, który od 19. min prowadził kielecki zespół, po czerwonej kartce dla Tałanta Dujszebajewa, odesłanego na trybuny. - Starałem się dawać chłopakom wskazówki, ale nasłuchiwałem też tego, co Tałant mówi. Bez względu na to, czy jest na boisku, czy na trybunach, to on jest pierwszym trenerem zespołu. Jego uwagi przekazywałem drużynie - nie ukrywał Lijewski. Pierwszy szkoleniowiec Vive dostał czerwoną kartką po tym, jak groźnej kontuzji doznał jego młodszy syn Daniel. Dujszebajew w ostrych słowach skierowanych do delegata spotkania wyraźnie powiedział, co sądzi o arbitrach meczu, którzy jego zdaniem dopuścili do zbyt ostrej gry. Kontuzja jego syna wyglądała bardzo groźnie, co jeszcze bardziej zdenerwowało szkoleniowca. - Bardzo mi żal Daniego, który bardzo poważnie uszkodził kolano. Jutro będzie miał badania i mam nadzieję, że ta diagnoza nie będzie druzgocąca. Trzymamy kciuki, żeby do nas jak najszybciej powrócił - mówił Lijewski. - To był zupełnie inny mecz od tego ostatniego w Płocku, gdzie wygraliśmy wysoko. Tam dużo goli zdobyliśmy po kontratakach. Tutaj tego zabrakło. Sędziowie pozwalali grać brzydko i niesportowo - przyznał Władysław Kulesz, lewy rozgrywający mistrza Polski. W zespole gości pierwsze skrzypce grał Michał Daszek, który zdobył aż 12 bramek. Nie miał jednak należytego wsparcia w kolegach z drużyny. Dlatego Wisła po raz kolejny musiała uznać wyższość odwiecznego rywala. W finale Pucharu Polski, który rozegrany zostanie w pierwszy weekend czerwca, rywalem kielczan będzie Grupa Azoty SPR Tarnów. Zwycięstwo drużyny z Kielc oznaczać będzie 17. zdobyty PP w historii klubu, a 12. z rzędu. Autor: Janusz Majewski