Sprawa awansu do fazy grupowej tak naprawdę była rozstrzygnięta już tydzień temu, gdy Flensburg-Handewitt pokonał MMTS w jego hali w Kwidzynie aż 39-25. Trudno się jednak dziwić aż tak wielkiej dysproporcji - klub z północy Niemiec to licząca się siła w europejskim szczypiorniaku, przez 10 poprzednich sezonów występował w Lidze Mistrzów. A MMTS wrócił do europejskich zmagań pierwszy raz po 12 latach, marzył o debiucie w fazie grupowej. Tyle że miał wielkiego pecha w losowaniu. Zespół z Ligi Mistrzów kontra polski debiutant Hala we Flensburgu zwana jest zwykle "Piekłem Północy" - to z uwagi na atmosferę, którą potrafią stworzyć tam kibice. Na dodatek miejscowi rzadko w niej przegrywają. Mistrzowie Polski z Kielc próbowali tego wielokrotnie, a zdobyli Flens Arenę dopiero w lutym tego roku. MMTS nie miał na to szans, tak wielka była dysproporcja w sile obu zespołów. Trener gospodarzy Maik Machulla podkreślał co prawda, że jego zespół musi zagrać znów bardzo dobrze w obronie, by pewnie wygrać, ale to wynikało z uprzejmości. Do składu Flensburga wrócił już Simon Hald, brakowało tylko ważnego gracza defensywy Aarona Mensinga. Nie miało to żadnego znaczenia. Podobnie jak i to, że gorącej atmosfery też brakowało, bo w mieszczącej 6300 kibiców hali zjawiło się ich niespełna 1400. Udany debiut młodego bramkarza w MMTS Kwidzyn MMTS nawet dobrze zaczął to spotkanie - zadziwiająco dobrze. Błąd popełnił najlepszy gracz ostatnich Mistrzostw Europy Jim Gottfridsson, a w kolejnej akcji Robert Kamyszek zdobył bramkę na 3-1 dla gości. Odpowiedź Flensburga była piorunująca: sześć trafień z rzędu, co zapewniało im pełną kontrolę nad spotkaniem. Kwidzyn starał się trzymać rywala na dystansie czterech, pięciu trafień, raz nawet zmniejszył straty do trzech goli (8-11). Różnica w możliwościach obu ekip była jednak tak spora, że obojętnie kto był na boisku w drużynie Flensburga, to i tak robił przewagę. Miłym akcentem przed przerwą było wejście na boisko 19-letniego bramkarza MMTS Oliwiera Chruściela, który ledwie 10 dni temu debiutował w Superlidze. Wychowanek Sparty Oborniki od razu popisał się trzema skutecznymi interwencjami. Druga połowa była niemal kalką pierwszej, a w sumie też - tego, co działo się przed tygodniem. Gospodarze systematycznie powiększali przewagę - w 41. minucie po raz pierwszy sięgnęła ona 10 goli (25-15). Na boisku było bardzo spokojnie - macedońscy sędziowie nie pokazali żadnej żółtej kartki, nikogo nie wyrzucili na dwie minuty. A trener Machulla ani razu nie poprosił o przerwę - bo nie musiał. Skończyło się na 13 bramkach różnicy, czyli o jedną mniej, niż w Kwidzynie. Bilans dwumeczu mówi jednak wszystko - to 76-49 dla Flensburga. I to on zagra w fazie grupowej Ligi Europejskiej. SG Flensburg-Handewitt - MMTS Kwidzyn 37-24 (17-11) Flensburg-Handewitt: Buric (15 obron/39 rzutów - 38 proc. skuteczności) - Golla 4, Einarsson 1, Mensah Larsen 1, Johannessen 5, Gottfridsson, Hansen 5, Pedersen 9, Jakobsen 1, Semper 5, L.-K. Møller 5, Lindskog 1, Rød, Hald. Kary: 0 minut. Rzuty karne: 1/1. MMTS: Dudek (1/14 - 7 proc.), Zakreta (3/20 - 15 proc.), Chruściel 3/10 (30 proc.) - Grzenkowicz 2, Orzechowski 1, Peret 1, Kamyszek 4, Kutyła 3, Majewski 1, Guziewicz 2, Wawrzyniak, Potoczny 4, Nastaj 2, Szyszko 3, Landzwojczak, Jankowski 1. Kary: 0 minut. Rzuty karne: 1/1. Pierwszy mecz: 39-25 dla Flensburga. Awans do fazy grupowej: SG Flensburg-Handewitt.