- W dwóch poprzednich spotkaniach z Serbią i Danią jedynie do przerwy dziewczyny okresami prezentowały się lepiej od przeciwniczek - zauważył trener, który jako specjalista od szkolenia bramkarek współpracował z Markiem Karpińskim i Zygfrydem Kuchtą, byłymi trenerami reprezentacji Polski kobiet, a sam prowadził kadrę juniorów. Po trzech porażkach z Serbią 26-33, Danią 21-28 i ze Szwecją 22-23 reprezentacja Polski zakończyła swój udział w turnieju. - Można żałować, że tak się to skończyło, kiedy przegrywa się jedną bramką, a przynajmniej dwa spotkania - z Serbią i Szwecją - przez większą część toczyły się na styku. Dla mnie na najwyższą notę zasłużyła bramkarka Ada Płaczek, natomiast w polu popełnialiśmy za dużo prostych błędów, po których traciliśmy piłkę i kolejne bramki. Graliśmy też zbyt wolno, bo choćby Szwedki szybciej operowały piłką. Nie zawsze nasze zawodniczki zdążyły też wrócić do obrony umożliwiając rywalkom kontry. Właśnie ten element szybkiego powrotu do obrony lepiej wykonywały wszystkie drużyny, z którymi graliśmy na tych mistrzostwach, stąd zapewne mało było naszych kontr - podkreślił szkoleniowiec. - Nasza gra była też zbyt jednostronna, brakowało mi choćby gry z obrotowymi, bo chociaż były one dobrze pilnowane, to jednak czy Asia Drabik, czy Sylwia Matuszczyk jak dostawały piłkę, to miały szanse trafiać albo wywalczyć rzut karny. Inna sprawa, że praktycznie wszystkie nasze zawodniczki, z wyjątkiem Kingi Grzyb w meczu ze Szwecją, nie wykorzystywały nawet bardzo dogodnych sytuacji do zdobywania goli. Gdyby nie dość długie okresy właśnie nieskutecznej, ale także słabej gry w każdym z trzech spotkań, to widać w naszej drużynie spory potencjał, który jednak nie został właściwie wykorzystany - dodał Jankowski, który jako trener klubowy najdłużej pracował z ekipą piłkarek ręcznych z Lublina, zdobywając z nią 13 złotych, dwa srebrne i jeden brązowy medal mistrzostw Polski. Andrzej Szwabe