Zwykle o tej porze reprezentacja Polski szykowała się do mistrzostw świata lub Europy, ale w tym roku gra mecze wyłącznie towarzyskie. I to był taki towarzyski mecz jeśli chodzi o walkę, zadziorność, agresję, charakter. Ambicji i waleczności Polakom odmówić nie mamy prawa, ale też nie chwalmy za coś, co jest w sporcie warunkiem podstawowym. To był mecz kontrolny, szkoleniowy i w takiej edukacyjnej stylistyce trzeba go rozpatrywać. Po raz pierwszy w reprezentacji Polski zagrali trzej zawodnicy. Najwięcej jakości wniósł najbardziej z nich doświadczony Denis Szczęsny, urodzony w Niemczech były reprezentant polskiej młodzieżówki i gracz kadry B, na co dzień grający w drugoligowym niemieckim Tussem Essem. Poza nim dwaj rozgrywający Szymon Sićko i Bartosz Kowalczyk z Górnika Zabrze i Stali Mielec. Tak jak w przypadku innych debiutantów z poprzednich meczów też jeszcze na jakość w ich wykonaniu trzeba będzie poczekać, a przez cały ten czas musimy trzymać kciuki, byśmy się doczekali i wyrośli z nich zawodnicy europejskiego formatu. Na razie na tle Japończyków nie zachwycili ani ci nowi, ani ci starzy, którzy w kadrze grają już szmat czasu. Polacy prowadzili z Azjatami na początku meczu, do 6. minuty gdy było 3:1. Potem straciliśmy pięć goli z rzędu i na kolejne prowadzenie trzeba było czekać... 55 minuty. W międzyczasie niscy i szybcy Japończycy byli w stanie wypracować trzy gole przewagi w pierwszej połowie, a nawet cztery po przerwie (15:19 w 43.) I byli też w stanie to roztrwonić ustępując dosyć łatwo przed byle naporem Polaków. Bo gdyby zawodnicy Piotra Przybeckiego dołożyli trochę jakości w ataku (bo w obronie było nawet nieźle), gdyby dołożyli trochę skuteczności (a nie obijali skośnookich bramkarzy), gdyby dołożyli nieco cierpliwości, dynamiki i zdecydowania, gdyby trafiali z drugiej linii (a nie marnowali najprostszy element gry) to pokonaliby Japonię dosyć pewnie. Czyli tak, jak taki mecz powinien wyglądać. Tymczasem szykujący się do styczniowych mistrzostw świata Japończycy, a docelowo gotujący się przecież na igrzyska w Tokio, przez większą część meczu dyktowali warunki. Prawdziwe emocje przyniosła końcówka meczu, w której Polacy trzy razy wychodzili na prowadzenie i trzy razy pozwolili rywalom doprowadzić do remisu. Nie pomogły kapitalne interwencje, nie tylko w końcówce, najlepszego w polskim zespole bramkarza Mateusza Korneckiego i mecz zakończył się remisem 25:25, a do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były rzuty karne. Tu lepiej spisali się Polacy wygrywając 4:3. W sobotę o 17 w Opolu finał, w którym Polacy zagrają ze zwycięzcą meczu Czechy - Rumunia. lech Polska - Japonia 25:25 (11:13), karne 4-3. Polska: Mateusz Kornecki, Adam Malcher - Jan Czuwara, Przemysław Krajewski 1, Szymon Sićko 1, Denis Szczęsny 4, Bartosz Kowalczyk 2, Adrian Przybylski 2, Paweł Paczkowski 2, Marek Szpera, Arkadiusz Moryto 8, Michał Daszek 1, Kamil Syprzak 4, Paweł Salacz, Maciej Gębala. Najwięcej bramek dla Japonii: Jin Watanabe 5, Yuto Agarie 4, Hiroki Motoki 3, Hiroki Schida 3. Kary: Polska - 8, Japonia 8 min.