Po porażkach - wyraźnej z Hiszpanami i minimalnej z Katarem - Polacy przyjęli kolejną porcję nauki. Tałant Dujszebajew sprawdzał i uczył swoich zawodników odpowiednich reakcji. I ocena tego spotkania powinna być pozytywna, bo długimi minutami Polacy grali przyzwoicie i w obronie i w ataku. Kilku graczy pokazało spore umiejętności indywidualne, ale też coraz lepszą umiejętność gry zespołowej. Z dobrej strony pokazał się z pewnością Rafał Przybylski, jedyny leworęczny rozgrywający w drużynie. Pod nieobecność leczącego się Pawła Paczkowskiego miał czas do pokazania swoich umiejętności, nie bał się brać na siebie odpowiedzialności i był skuteczny w rzutach z drugiej linii. Razem z Michałem Daszkiem zdobyli najwięcej bramek dla "Biało-czerwonych" - po 6. Choć niewidoczne w statystykach, to kilka pozytywnych zagrań miała polska obrona z Piotrem Chrapkowskim czy Maciejem Gębalą na środku defensywy, dobrze odcinali skrzydłowych Daszek i Mateusz Jachlewski. Potrafił znaleźć partnerów środkowy rozgrywający Paweł Niewrzawa, czy to podając, czy robiąc podsłony. Spokój i klasę wnosił Mariusz Jurkiewicz, ale to akurat było wiadomo od dawna i tego po kapitanie reprezentacji należy oczekiwać. I trzymać kciuki, by uraz prawego barku którego "Kaczka" nabawił się 90 sekund przed końcem meczu nie był poważny. I to są niezaprzeczalne plusy ostatniego turniejowego meczu w Irunie. Zagadką jednak pozostaje, jak Polacy będą się spisywać na tle mocniejszych przeciwników, z którymi przyjdzie im zmierzyć się za parę dni na mistrzostwach świata we Francji. Nie ma wątpliwości, że Norwegia, Brazylia i Rosja, o Francji nie wspominając, są drużynami silniejszymi od Argentyny i Kataru, z którymi nasz zespół walczył jak równy z równym. Czy uda się bardziej wykorzystywać kołowych i graczy na lewym rozegraniu, bo te elementy nie dawały dzisiaj tyle, ile można by oczekiwać, nawet od drużyny po rewolucyjnych przejściach. W spotkaniu z Argentyną Polacy prowadzili do 10 minuty, jednym-dwoma golami. Ale w drugim kwadransie parę prostych, nawet nie bardzo wymuszonych błędów, interwencje argentyńskiego bramkarza i rozkojarzona obrona pozwoliły Argentyńczykom wyjść nawet na pięciobramkowe prowadzenie (13-8 w 25. minucie). Druga połowa była bardzo ciekawa. Najpierw Polacy szybko dogonili wynik i tracąc 1-2 bramki walczyli o każde trafienie. Udało się dojść na remis, a następnie wyszliśmy na prowadzenie. To był okres gry Jurkiewicza, który udanie kierował grą i sam był skuteczny (cztery gole). W 58. minucie wygrywaliśmy jeszcze dwoma golami (26-24), ale wykluczenie Piotra Chrapkowskiego, strata piłki i niecelny rzut Tomasza Gębali w ostatniej sekundzie sprawiły, że Argentyńczycy, wykorzystując swoich dwóch najlepszych graczy - Vieirę i Diego Simoneta - zdołali doprowadzić do remisu. Polacy w Hiszpanii będą do wtorku. Wtedy autokarem pojadą z Irun do Nantes, gdzie w czwartek o 20.45 rozpoczną mistrzostwa świata pojedynkiem z Norwegią. lech Polska - Argentyna 26-26 (10-13) Polska: Adam Malcher, Adam Morawski, Mateusz Kornecki - Rafał Przybylski 6, Michał Daszek 6, Tomasz Gębala 4, Mariusz Jurkiewicz 4, Przemysław Krajewski 3, Łukasz Gierak 1, Maciej Gębala 1, Krzysztof Łyżwa 1, Marek Daćko, Piotr Chrapkowski, Paweł Niewrzawa, Mateusz Jachlewski, Patryk Walczak.