Trener reprezentacji Polski Arne Senstad zabrał na dwumecz z mistrzyniami olimpijskimi 16 zawodniczek - jego podopieczne miały komfort psychiczny, ta szesnastka poleci wkrótce do Czarnogóry na Mistrzostwa Europy. Nie było więc wzajemnej rywalizacji o miejsce w kadrze, a co najwyżej - walka o miejsce w składzie. W piątek Polki zagrały niezłą drugą połowę (zremisowały ją wtedy 13-13), dzisiaj - świetną pierwszą. Jeśli wszystko się więc dobrze połączy, być może w sobotę w Podgoricy podopieczne Senstada zagrają już cały dobry mecz w pierwszym starciu mistrzostw z Niemkami. Biało-czerwone zaskoczyły mistrzynie olimpijskijskie. Sensacyjny początek meczu Dziś bowiem Polki przez 25 minut na tle mistrzyń olimpijskich i wicemistrzyń świata prezentowały się świetnie. Tylko na początku było ciężko, bo gwiazdy "Trójkolorowych" - Estelle Nze Minko, Pauletta Foppa i Laura Flippes wyprowadziły zespół na prowadzenie 5-3. Później zaś zaczął się koncert Polek. Świetnie broniły, wymuszając niecelne rzuty rywalek, a gdy już Francuzki trafiały w bramkę, raz po raz zatrzymywała je Adrianna Płaczek. Ona halę w Nantes zna doskonale, gra tutaj na co dzień. Dziś w pierwszej połowie miała cztery skuteczne interwencje w trudnych sytuacjach, podczas gdy w piątek wszystkie trzy polskie bramkarki odbiły zaledwie trzy piłki przez całe spotkanie. Sygnał do odrabiania strat dała Kinga Achruk, a później trzy razy z rzędu trafiła skrzydłowa Magda Balsam. Francuzki wyglądały na mocno zaskoczone, że przegrywają dwoma bramkami. Dwie bramki przewagi reprezentacji Polski w połowie meczu A Polki aż do 23. minuty spisywały się znakomicie. Gdy po przechwycie Balsam pierwszy nasz kontratak w całym spotkaniu na gola zamieniła Mariola Wiertelak, Polki objęły prowadzenie 12-9. Mocno się wtedy zdenerwował trener Francji Olivier Krumbolz. Poprosił o przerwę, mocno dyskutował ze swoimi podopiecznymi. Zmienił też system gry obronnej na 5+1, z mocno wysuniętą Estelle Nze Minko. Doświadczona rozgrywająca Győru mocno popsuła nam grę, choć na szczęście jej koleżanki wciąż zawodziły w ataku. Między 23. a 30. minutą Polki nie rzuciły żadnej bramki, ale straciły tylko dwie. Aż w końcu z rzutu karnego trafiła Balsam i Polki prowadziły po 30 minutach 14-12. Była to co najmniej spora niespodzianka! Francja znalazła sposób na Polskę - to musiało boleć! Niestety, na początku drugiej połowy Polki nadal miały problemy z grą ofensywną, wysunięta Nze Minko całkowicie zdezorganizowała nam atak pozycyjny. Francuzki bardzo szybko odrobiły straty, a biało-czerwone dopiero po siedmiu minutach, za sprawą Moniki Kobylińskiej, zdołały po raz pierwszy trafić do bramki. Poza tym trwał koncert bramkarki Floriane André (61 proc. skuteczności w drugiej połowie!), a w ataku Polki albo karciła ze skrzydła Chloé Valentini, albo z drugiej linii i z rzutów karnych Grace Zaadi. W 44. minucie po trafieniu Océane Sercien-Ugolin mistrzynie olimpijskie wygrywały już 21-16. Trener Arne Senstad poprosił o drugą przerwę w tej połowie, bo gra jego podopiecznych wyglądała już tragicznie. Końcówka meczu bez wiary - reprezentacja Polski się rozsypała Niestety, Norweg nie zdołał już odmienić swojej drużyny. Francja zdecydowanie zdominowała grę, Polki przestały agresywnie bronić, w ataku były bezradne. A przewaga mistrzyń olimpijskich zaczęła rosnąć. W 57. minucie wzrosła już do dziesięciu bramek (28-18), a ostatecznie Polki przegrały aż 19-30. Szkoda, bo po pierwszej części gry zasługiwały na wielkie pochwały. Druga była już zupełnie inna. Francja - Polska 30-19 (12-14) Francja: Darleux (4 obrony/18 rzutów - 22 proc. skuteczności), André (8/13 - 61 proc.) - Nze Minko 2, Toublanc 2, Zaadi 7, Sercien-Ugolin 2, Foppa 3, Dembele 3, Flippes 1, C. Lassource 1, Valentini 4, Ondono 2, D. Lassource 1, Edwige, Coatanea, Grandveau 2. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 5/6. Polska: Płaczek (5/20 - 25 proc.), Zima (1/15 - 6 proc.) - Kobylińska 4, Matuszczyk, Achruk 2, Galińska 2, Łabuda, Balsam 5, Wiertelak 3, Nocuń, Rosiak, Kochaniak-Sala 2, Nosek, Olek 1. Kary: 6 minut. Rzuty karne 3/3.