Zagłębie Lubin zostało zaproszone do Ligi Mistrzyń piłkarek ręcznych po raz pierwszy w historii, zarazem jednak jest w gronie 16 uczestników tych rozgrywek absolutnym kopciuszkiem. Już po losowaniu było wiadomo, że jakikolwiek punkt wywalczony przez drużynę trenerki Bożeny Karkut będzie wielkim osiągnięciem. I po laniu przed tygodniem z Krimem Lublana - porażce 18:36 w swojej hali, nikt się chyba nie spodziewał, że mistrzynie Polski będą tak blisko sukcesu już w kolejnym spotkaniu. I to wyjazdowym! Bo miały realną szansę przynajmniej na remis. Mistrz Polski zaskoczył rywalki w Bukareszcie. Fenomenalny początek, znakomita skuteczność Rapid Bukareszt to akurat ten zespół, który w grupie B nie jest zaliczany do potentatów, może być mu ciężko awansować do 1/8 finału. Tyle że "Miedziowe" tydzień temu pokazały kiepską formę, a może po prostu były zbyt mocno zestresowane swoim debiutem w elicie. Dziś od początku toczyły wyrównaną rywalizację ze znacznie bardziej utytułowanym rywalem, na dodatek wspieranym w hali w Bukareszcie przez żywiołowych kibiców. I chyba właśnie ten udany początek w wykonaniu Zagłębie sprawił, że mistrz Polski uwierzył w możliwość sprawienia sensacji. A na tę po pierwszej połowie mocno się zapowiadało - Zagłębie zaskoczyło Rapid mocną obroną, a i chyba zespół z Rumunii podszedł do gry trochę zbyt pewny siebie. Mnożyły się błędy Rapidu, faule w ataku, przez ponad siedem minut jedynie reprezentantka Francji Orlane Kanor była w stanie pokonać polską bramkarkę. Zagłębie zaś zdobyło cztery bramki - po rzutach Adrianny Górnej oraz karnych Kingi Grzyb. Zespół z Bukaresztu przed przerwą był w stanie jedynie doprowadzać do remisu, nie prowadził ani razu. Dużo dał powrót do gry Joanny Drabik i Katarzyny Kochaniak-Sali, gdy ta ostatnia trafiła w 20. minucie, było 11:7 dla Zagłębia. Kluczem tu była fantastyczna skuteczność mistrza Polski - ponad 80 procent! Cztery bramki przewagi Zagłębia, cztery bramki przewagi Rapidu. I ogromne emocje W drugiej części tak idealnie już nie było. Mimo, że po trafieniu Drabik znów obie drużyny dzieliły cztery bramki (13:17 w 33. minucie). Zespół z Bukaresztu wzmocnił jednak defensywę, Zagłębie dość szybko traciło piłkę, a prowadzące to spotkanie sędzie z Turcji nie pozwalały na długie akcje, szybko sugerowały grę pasywną. W 42. minucie Rapid wyrównał (19:19), później zaczął odskakiwać (25:21 w 52. minucie). Wydawało się, że emocji w końcówce jednak nie będzie. A były, trochę tu w sukurs przyszła znów pochopność rywalek w grze ofensywnej, trochę świetne interwencje Barbary Zimy, trochę też szczęście. Jak w 55. minucie, gdy prowadzące to spotkanie panie użyły systemu VAR by sprawdzić, czy piłkę minęła linię w bramce Zagłębia. Nie minęła - orzekły w końcu, było tylko 26:24 dla Rapidu. Dwie kary, bezpośredni rzut wolny. Zagłębie do końca walczyło o remis Tyle że Zagłębie nie potrafiło oszukać obrony Rapidu, nie miało już atutów w ataku. Świetnie pilnowane były obie kołowe, najpierw Jovana Milojević, później Drabik, blokowano wszystkie rzuty z drugiej linii. Rapid też jednak nie trafiał, wynik się nie zmieniał. Aż w końcu na 55 sekund przed końcem kontaktowe trafienie zaliczyła ze skrzydła Aneta Promis. Rapid grał w osłabieniu, przedłużał akcję, trener David Ginesta Montes poprosił jeszcze o przerwę. Hiszpan dwa dni przed spotkaniem zastąpił w tej roli Kima Rasmussena, byłego selekcjonera reprezentacji polski - Duńczyka nagle zwolniono. Rumunkom w końcu odgwizdano grę pasywną, ale na cztery sekundy przed końcem. Lubinianki nie widziały, że mogą rzucać przez całe boisko do pustej bramki, zmarnowały tę szansę. Aleksandra Zych została w końcu sfaulowana, ale to dało tylko bezpośredni rzut wolny i jeszcze jedną karę w Rapidzie. Reprezentantka Polski rzucała bezpośrednio na remis - minęła mur, niewiele się pomyliła, piłka przeleciała jednak obok słupka. I tak szansa na sporą sensację została stracona. A Zych miała łzy w oczach.