Czeskie piłkarki ręczne nie są żadnym potentatem, podobnie jak Polska. Jedynie sześć lat temu udało im się znaleźć wśród ośmiu najlepszych drużyn świata, w kolejnych edycjach jednak zawodziły, podobnie jak i w finałach mistrzostw Europy. Mają jedną genialną zawodniczkę, bo Markéta Jeřábková to gwiazda światowego formatu. Dwukrotnie mocno przyczyniła się do wygrania Ligi Mistrzyń przez Vipers Kristiansand, teraz chce powtórzyć ten wyczyn z duńskim Ikast Håndbold. W reprezentacji Czech jest wielką gwiazdą, do niej dopasowywana jest reszta składu. Rok temu Czesi zatrudnili Norwega Benta Dahla, który jest o rok młodszy od szkoleniowca reprezentacji Polski Arne Senstada. Jemu poszło zdecydowanie lepiej niż rodakowi - chyba nawet w Pradze nikt się nie spodziewał, że efekty przyjdą tak szybko. Zwłaszcza po kończącym pierwszą fazę turnieju meczu z Holandią, który Czeszki przegrały aż 20:33. Do drugiej fazy awansowały z dwoma punktami za triumf nad Argentyną, ale tu już czekały Hiszpanki i Brazylijki. Sytuacja tak się ułożyła, że o awansie do fazy pucharowej decydowały dopiero niedzielne spotkania. Brazylia, Hiszpania czy Czechy? Mistrzynie Ameryki swoją szansę zmarnowały. A była taka w końcówce! Szansę na awans miała Brazylia, ale dziś musiała pokonać Czechy pięcioma bramkami, a później czekać na porażkę Hiszpanii z Holandią. Mistrzynie Ameryki Południowej swoją okazję zmarnowały, wygrały "tylko" 30:27, to za mało. Już po pierwszej połowie Jeřábková miała w dorobku siedem trafień, jej reprezentacja prowadziła 17:16. W końcówce sytuacja mogła potoczyć się różnie - na 3 minuty przed końcem Bruna de Paula dała Brazylijkom prowadzenie 30:26, brakowało jeszcze jednej bramki. Momentalnie jednak odpowiedziała Jeřábková, a później był już festiwal błędów z obu stron. Taki wynik oznaczał, że Brazylia żegna się z marzeniami o ćwierćfinale: Czeszki w małej tabelce dla trzech drużyn z sześcioma punktami miały bilans bramkowy +5, Brazylijki +1, a Hiszpanki -6. Tyle że te ostatnie dopiero wychodziły na parkiet, by zagrać z Holandią. Kapitalna forma Holandii. Mistrzynie świata z 2019 roku grają jak z nut To spotkanie było rewanżem za finał mistrzostw świata sprzed czterech lat - wówczas w Japonii lepsze były Holenderki, po bramce z karnego już po upływie czasu gry. Dziś "Pomarańczowe" nie zostawiły żadnych złudzeń, kto jest lepszy. Postawiły na bardzo agresywną i opartą na kontakcie obronę, korzystały ze swojej przewagi fizycznej. I choć już w 5. minucie filer defensywy Yvette Broch miała dwie kary, to się opłaciło. Kluczowy był moment pod koniec pierwszej połowy, gdy Holenderki zamęczyły swoje rywalki, ze stanu 8:7 doprowadziły do 12:7. Kapitalnie broniła Yara Ten Holte, miała 45 proc. skuteczności. W drugiej połowie nie było już żadnych wątpliwości - na kwadrans przed końcem Holandia prowadziła dziesięcioma bramkami (22:12), później nawet jedenastoma (25:14). Gromiła swoje rywalki niczym Dunki Polki niespełna dobę wcześniej. Nie mógł się z tym pogodzić trener Hiszpanii Ambros Martins - szkoleniowiec znakomity, z Győrem czterokrotnie wygrał Ligę Mistrzyń. Gdy w 34. minucie poprosił o przerwę, niemal krzyczał na swoje zawodniczki. Tak samo było w... ostatniej minucie, gdy losy meczu były już dawno rozstrzygnięte, Holandia wygrywała 29:20. A jednak znów ze złością uderzył w przycisk, który oznacza czas na żądanie, a później strofował swoje zawodniczki. I wzburzony przemawiał do asystentów także po spotkaniu. Holandia pokazała klasę, kolejny mecz wygrała wysoko, aż 29:21. W ćwierćfinale zmierzy się z przegranym z meczu Francja - Norwegia, który zadecyduje o pierwszym miejscu w grupie drugiej. Ze zwycięzcą zagrają zaś Czeszki.