W związku z agresją Rosji na Ukrainę, powstaje sporo wątpliwości co do występów polskich sportowców za wschodnią granicę. Wszyscy zwracają uwagę na to, że za nieco ponad miesiąc Polska zagra w Moskwie z Rosją w półfinale baraży do katarskiego mundialu, ale ten sam problem dotyczy reprezentacji szczypiornistek. I jest nawet poważniejszy, bo Polki mają zagrać w dalekim Astrachaniu już za 12 dni - 6 marca. Trzy dni wcześniej podejmą wicemistrzynie olimpijskie z Tokio w Koszalinie. To spotkania w fazie grupowej eliminacji do mistrzostw Europy, które w listopadzie odbędą się w Słowenii, Macedonii Północnej i Czarnogórze. Po dwóch kolejkach Polki i Rosjanki mają po 4 punkty, bo wygrały swoje mecze z Litwą i Szwajcarią. Są więc o krok od awansu do turnieju finałowego, bo ten wywalczą dwa najlepsze zespoły. W Koszalinie i Astrachaniu de facto powalczą z Rosjankami o pierwsze miejsce w grupie. Czy minister Bortniczuk wie o tej sytuacji? Pytanie tylko, czy aby na pewno mecz w Astrachaniu dojdzie do skutku, jeśli sytuacja na Ukrainie jeszcze bardziej się skomplikuje? - Z perspektywy związku to złożona sytuacja i na pewno sami jej nie rozstrzygniemy. W pierwszej kolejności są tu władze międzynarodowe, czyli EHF, a my mamy o tyle niewygodną sytuację, że to mecz kwalifikacyjny i jest obowiązek gry - mówi prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce Henryk Szczepański. Co się w tej sytuacji może wydarzyć? Minister Sportu Kamil Bortniczuk mówił rano w Polskim Radiu 24, że sankcje powinny dotyczyć także rosyjskiego sportu. - Próbuję się skontaktować z ministrem Bortniczukiem, na razie się nie udało, ale wysłałem sygnał, że mamy taki problem i trudną sytuację. Minister może nawet o niej nie wiedzieć, a dziś jest mocno obłożony. Rozmawialiśmy już z Kancelarią Prezydenta, jak na to wszystko reagować. Na razie jesteśmy spokojni, bo też mamy pierwszy mecz z Rosją u siebie. Musimy go rozegrać, zostaje więc trochę czasu, by sytuacja się wyklarowała - dodaje prezes Szczepański. ZPRP zaplanował podróż do Rosji Do tej pory ZPRP normalnie przygotowywał się do spotkań z Rosjankami, także tego wyjazdowego. A jest on logistycznie skomplikowany, bo Polki mają zagrać w Astrachaniu - mieście położonym niedaleko Morza Kaspijskiego, 1,5 tys. km za Moskwą. Wykupione są więc bilety do stolicy Rosji, tam noclegi, a następnego dnia bilety na kolejną podróż samolotem do Astrachania. Kto wie, czy spotkanie to nie odbędzie się ostatecznie w Moskwie, bo Rosjanki muszą pokonać taki sam dystans po spotkaniu w Koszalinie, a więc podróż rozpocząć kilkanaście godzin po jego zakończeniu. - Na razie wiemy tyle, że mamy lecieć, prowadzimy normalną logistykę jak przed każdym międzynarodowym spotkaniem. Co do reszty, musimy być cierpliwi - twierdzi Henryk Szczepański. Co by się stało, gdyby Polki zrezygnowały z wylotu do Rosji i oddały mecz walkowerem? Prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce nie chce tu dywagować. Możliwe jednak, że taka decyzja, podjęta bez zgody Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej, spotkałaby się z potężnymi sankcjami, może nawet z wykluczeniem z finałowego turnieju włącznie.