Polscy kibice tego islandzkiego szkoleniowca powinni pamiętać doskonale. W 2008 roku w Pekinie "Orły Wenty" miały wręcz wytyczoną autostradę do fazy medalowej, w ćwierćfinale trafili na Islandię, którą wcześniej pokonali tak w eliminacjach do tych igrzysk, jak i w sparingach. A w najważniejszym meczu byli bezradni, Gudmundsson znalazł na nich sposób. Islandia zagrała w wielkim finale, przegrała go z Francją, my zostaliśmy z niczym. Niektórzy z tamtych zawodników wielkiej drużyny Wenty polecieli jeszcze osiem lat później do Rio de Janeiro. Tu Biało-Czerwoni żadnymi faworytami nie byli, z trudem wyszli z grupy, ale w ćwierćfinale trafili na Chorwację. Zagrali wybitne spotkanie, wygrali. A w półfinale stoczyli heroiczny bój z wielką Danią, Michał Daszek doprowadził do dogrywki. Polegliśmy, rywale sięgnęli po złoto. A prowadził ich... Gudmundsson. Teraz zaś Islandczyk prowadzi Fredericię, wicemistrza Danii, który z mistrzem Polski walczy o awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Orlen Wisła Płock kontra Fredericia w Lidze Mistrzów. Znakomita postawa bramkarza gości. I jeszcze lepsza płockiej defensywy Cztery porażki w czterech meczach z klubami węgierskimi, dwie w dwóch starciach z rywalami z Francji, a do dziś także trzy w trzech starciach z klubami duńskimi. Industria Kielce została wręcz dwa razy zmieciona z boiska przez Aalborg, Orlen Wisła też dość nieoczekiwanie przegrał pięć tygodni temu w Odense z tamtejszą Fredericią. Teraz grał rewanż z nożem na gardle, nie mógł przegrać. Strata trzech punktów, ciężki terminarz wiosną - to by mogło być już za dużo. Zaczęło się zaś tak, jak w środę w starciu Industrii Kielce w Danii - zatrzymany przez Sebastiana Frandsena został Mitja Janc. Tyle że zaraz skuteczną interwencją popisał się Viktor Hallgrimsson - i to już była ta różnica między Płockiem i Kielcami. Tym razem Xavier Sabate postawił na Islandczyka, a nie na bardziej doświadczonego Mirko Alilovicia. I się nie zawiódł. Sęk w tym, że po drugiej stronie boiska równie dobrze spisywał się Frandsen, który już w pierwszych minutach dwukrotnie zatrzymał Abela Serdio - przy rzutach z sześciu metrów. Płocczanie nie byli więc w stanie uciec na jakiś w miarę bezpieczny dystans, który uspokoiłby im grę. Zawodził na prawym rozegraniu Tomas Piroch, ale też i środkowi nie byli w stanie odpowiednio przyspieszyć ataków. I po kwadransie to goście kilka razy mieli minimalną przewagę. Wystarczyła jednak jedna kara dla Andersa Kragha Martinusena i gra gości mocno się posypała. Miha Zarabec, za chwilę Dawid Dawydzik, a później jeszcze Gergo Fazeks - i już było 10:7 dla płocczan. A w dwumeczu - remis, co też jest ważne, bo oba zespoły mogą skończyć przecież sezon z równą liczbą punktów. Trener wicemistrza Danii Gudmundur Gudmundsson od razu poprosił o przerwę, trudno mu się dziwić. Tyle że "Nafciarze" byli już napędzeni, jeszcze raz trafił Mihić - i już zrobiło się w miarę bezpiecznie. Tak zostało do końca pierwszej połowy: Hallgrimsson samą swoją posturą straszył skrzydłowych rywali, choć zaliczono mu ledwie cztery skuteczne interwencje. Za to przy zaledwie 13 celnych rzutach rywali, co jest swoistym rekordem i doskonale świadczy o defensywie mistrza Polski. Frandsen zaś obronił... dziewięć rzutów, a jego zespół przegrywał 9:14. Chwilowy zryw wicemistrza Danii, ponad połowa strat odrobiona. I wtedy mistrz Polski wrzucił wyższy bieg Pięć bramek przewagi to dużo, ale w piłce ręcznej można taką stratę odrobić w kilka minut. I Fredericia próbowała, zbliżyła się nawet na dwa trafienia, szybkością rozgrywania akcji czasem imponowali. A sposób, w jaki William Moberg oszukał Leona Susnję, będzie pewnie pokazywany w mediach społecznościowych długimi tygodniami. Fredericia zbliżyła się na dwa trafienia, ale na więcej mistrz Polski już nie pozwolił. Wysoka obrona rywali, w sytuacji, gdy Płock nie stwarza wielkiego zagrożenia z drugiej linii, jakoś specjalnie ie utridniała "Nafciarzom" życia. A Zarabec popisał się nawet akcją w stylu Moberga, znów zrobiło się +5 po stronie Wisły. Nic wielkiego już się w tym spotkaniu nie zadziało, mistrz Polski do końca rozdawał karty. Skutecznością błyszczał Zarabec, swoje w bramce dołożył Hallgrimsson, a przewaga rosła. Skończyło się na dziewięciu trafieniach różnicy - Orlen Wisła Płock znów jest na szóstym miejscu. Niemniej za sześć dni w Macedonii Północnej podopieczni Sabate muszą zagrać z takim samym zaangażowaniem. Orlen Wisła Płock - Fredericia Håndbold Klub 30:21 (14:9)