Polska wygrała z Argentyną 27:26 (13:13), ale przecież w 54. minucie po efektownym trafieniu Jakuba Powarzyńskiego prowadziła już 27:22. Straciła jednak cztery bramki, a mogła i piątą, na remis, bo to rywale z Ameryki Południowej mieli piłkę w ostatniej minucie. Oddali jednak niecelny rzut, skończyło się na strachu. - Pozostaje niedosyt tej końcówki - westchnął po meczu Marcin Lijewski, od kwietnia prowadzący reprezentację Polski. Praworęczny gracz na prawym rozegraniu, czyli szukanie mniejszego kłopotu Sam był zawodnikiem wybitnym, dwukrotnie zdobywał medale w mistrzostwach świata, triumfował w Lidze Mistrzów. Zawsze klasyfikowano go w czołówce leworęcznych rozgrywających - dziś takich w kadrze... nie ma. Nic więc dziwnego, że Lijewski szuka różnych rozwiązań, bo nie może mieć w drugiej linii wyłącznie niezbyt wysokiego Michała Daszka, który lepiej czuje się na skrzydle. Stąd pomysły z przestawieniem na tę pozycję świetnie rzucającego z dystansu Ariela Pietrasika czy też sprytnego Jakuba Powarzyńskiego. Obaj mają jednak niewielkie doświadczenie, zwłaszcza ten drugi, grający do niedawna tylko w reprezentacji U-21. W starciu z Argentyną spisali się bardzo dobrze, zdobyli łącznie 9 bramek, czyli 1/3 dorobku całej drużyny. Tyle że Norwegia czy Słowenia, a to nasi najważniejsi rywale w grupie mistrzostw Europy, przerastają triumfatora Igrzysk Panamerykańskich o klasę. Lijewski pochwalił Powarzyńskiego, ale też zaznaczył, że to dopiero jedno dobre spotkanie w wykonaniu rozgrywającego Wybrzeża Gdańsk. - Najgorsze jest to, że gra z praworęcznym rozgrywającym na tej pozycji psuje tempo grania, a do tego musimy się powoli przyzwyczajać - zaznaczył w rozmowie z TVP Sport. Sześciu debiutantów, czyli spore ryzyko selekcjonera. Na nich będzie budował kadrę w przyszłości Polaków w piątek czeka jeszcze jeden mecz w Legionowie z Argentyną, później polecą do Granollers. W Katalonii rywalizować będą jeszcze z Hiszpanią, Serbią i Słowacją, tuż przed startem mistrzostw Europy. Jedno jest pewne - już nawet w drugim meczu z Argentyną nie będzie takiego samego składu jak w środę, zaś do Hiszpanii poleci zapewne maksymalnie 18 zawodników. W pierwszym starciu z mistrzem Ameryki Południowej wystąpiło aż sześciu debiutantów (Łukasz Gogola, Wiktor Jankowski, Mateusz Kosmala, Patryk Pieczonka, Jakub Powarzyński i Przemysław Urbaniak), a do tego Jakub Szyszko ma za sobą zaledwie jeden mecz w kadrze, półtora roku temu w Danii, przy okazji pożegnania legendarnego Lasse Svana. Kto z nich może dostać kolejną szansę? Może Szyszko, dobrze biegający do kontr, może Jankowski w obronie... No i Powarzyński, do łatania dziury na "prawej połówce". Plusy i minusy pierwszego testu, trener Lijewski zdaje sobie z nich sprawę. I przestrzega przed powtórką w Berlinie Nie wiadomo, czy w piątek będzie mógł już zagrać Kamil Syprzak (ma problemy ze stopą), bardzo wątpliwy jest występ Arkadiusza Moryty (uraz barku), ale przecież swoje minuty muszą też dostać: Jakub Skrzyniarz, Patryk Walczak, Szymon Sićko, Michał Daszek, Mikołaj Czapliński czy Piotr Jędraszczyk. - Cieszę się, że w tak eksperymentalnym składzie ujechaliśmy ten mecz, udźwignęliśmy go. Mam jednak zagwozdkę co do paru zawodników, są plusy i minusy - zaznaczył Lijewski. Sam nie był zadowolony z pierwszego kwadransa, w którym jego kadrowicze na potęgę marnowali wyśmienite okazje. No i z końcówki, którą nazwał "totalnym rozluźnieniem". - Jeśli znów zrobimy coś takiego na mistrzostwach Europy, to będzie nas to drogo kosztować. Czym innym jest uczulenie na ten fakt drużyny, a czym innym wiedza i umiejętność zrobienia - przyznał. Piątkowe starcie Polski z Argentyną rozpocznie się o godz. 20.30 - także w Legionowie.