Mecz na początku był wyrównany, co można uznać za małą niespodziankę, bo przecież Kuwejt skazywano na pożarcie. W pierwszych minutach popisywały się ofensywy obu zespołów, szybko zrobiło się 5:5, a kolejne 3 punkty zdobyli zawodnicy naszych rywali, co dało im wręcz sensacyjne prowadzenie. "Biało-czerwona" defensywa nie wyglądała najlepiej, ale w ataku dwa trafienia Mikołaja Czaplińskiego oraz jedno Mateusza Wojdana przywróciło remis na tablicy wyników. Bardzo ważne okazały się akcje od stanu 9:9. Z kolejnych 7 trafień 6 należało do podopiecznych Marcina Lijewskiego. Dzielili się bramkami, Przytuła wykorzystał rzut karny, Paterek i Czapliński sytuacje sam na sam z bramkarzem. Zrobiło się 15:10, a za chwilę 19:12. To był moment, w którym Polacy pokazali wyższość i wreszcie oskoczyli od oponentów. Wyglądali coraz lepiej, do zespołowych akcji dochodziły te indywidualne, choć wiadomo, że poziom trudności nie był najwyższy. Pierwszego gola w turnieju rzucił Kacper Adamski. Na przerwę obie drużyny schodziły z rezultatem 21:15. Po początkowych problemach w defensywie "Orły" poprawiły się, a w ofensywie trzymały równy, całkiem wysoki poziom, kończąc większość akcji. Niemcy zdemolowani. Nie wiedzieli, co się dzieje. A w hali wielka radość Polska - Kuwejt: 74 bramki w meczu grupowym o Puchar Prezydenta IHF Druga połowa zaczęła się po myśli naszych rodaków, ale od stanu 27:21 przyszedł kryzys w grze. Kuwejt odrobił część strat (27:24) i wtedy Lijewski zdecydował się na wzięcie przerwy. Apelował do swoich zawodników o zachowanie większego spokoju w grze, prosił o rzucanie w drugie lub trzecie tempo. "Po co nam te błędy?" - pytał retorycznie. Pozytywna reakcja nie przyszła natychmiastowo. Rywale złapali kontakt na 27:26, ale wtedy dopadł ich potężny dołek. "Biało-Czerwoni" zanotowali 11-punktową passę, w międzyczasie trener Hadjazi dwukrotnie przerwał grę, ale nie był w stanie wpłynąć na losy konfontacji. Po 60 minutach tablica świetlna ukazała wynik 42:32. Nastrój wokół meczu był daleki od takiego, jaki teoretycznie powinien panować w mistrzostwach świata. Dźwięki z parkietu odbijały się echem od dość pustych trybun hali, a komentatorzy mieli niewiele okazji, by choć delikatniej podnieść głos. Trudno ukryć, że oba zespoły nie walczą już o najwyższe lokaty. MVP meczu został bramkarz Adam Morawski. To raczej nieoczywisty wybór jak na spotkanie, w którym ofensywa rzuca 42 bramki, w tym 9 sam Paweł Paterek. W sobotę Polska zagra z Gwineą, a we wtorek 28 stycznia czeka ją starcie o 25. miejsce w turnieju. Jest już pewna wygranej w grupie I, bo nawet jeśli przegra najbliższy mecz, to Algieria i Kuwejt jej nie wyprzedzą z powodu porażki w bezpośrednich meczach. Hitowe starcie dla mistrzyń Polski! "Efekt nowej miotły" w Koszalinie?