Powiedzieć, że Polacy "tylko" zremisowali z Hiszpanią jest pewnego rodzaju oksymoronem, bo jak można "tylko" zremisować z mistrzem Europy? W obecnej sytuacji polskiego szczypiorniaka? Nawet z rezerwami Hiszpanii? Bo w hiszpańskiej kadrze B grają i zawodnicy z Barcelony i gracze uczestników Ligi Mistrzów i Pucharu EHF i tacy, którzy lada moment będą zastępować mistrzów starego kontynentu. A tymczasem to jest prawda, bo "Biało-Czerwoni" prowadzili w pierwszym meczu towarzyskiego turnieju w argentyńskim San Juan różnicą już pięciu goli. Mieli w składzie murarza w osobie Mateusza Korneckiego, który zamurował dostęp do bramki (46 proc. obronionych rzutów). W pierwszej połowie puścił tylko 8 na 18 rzutów (dwa karne przepuścił Adam Morawski, jeden rzut do pustej bramki). W drugiej obronił 6 z pierwszych 9 rzutów Hiszpanów, pierwszego gola wpuścił w 38. minucie i w ogromnej mierze dzięki jego postawie Polska wygrywała kwadrans przed końcem 18-13. Ale to było za mało, by wygrać. Oba zespoły jakby się umówiły na dodatkową konkurencję, poza golami i paradami bramkarzy - kto zrobi więcej prostych, niewymuszonych, głupich błędów. I trzeba im przyznać, że ta rywalizacja była na wysokim poziomie. Każdy zespół popełnił takich pomyłek ponad 20, gra była szarpana, improwizowana i mecz dla koneserów był raczej katuszą niż przyjemnością. Na obronę Polaków można znaleźć kilka argumentów, ale żaden z nich nie jest bardzo mocny. A to zmiana strefy klimatycznej i czasowej, a to kontuzja Pawła Gendy w drugiej połowie, a to eksperymentalne zestawienie składu z powodu braku kilku czołowych zawodników (Paczkowski, Chrapkowski, T. Gębala, Daszek). Choć akurat ten skład, który był, sprawia wrażenie dobrze wyselekcjonowanego. U Polaków jak zwykle szwankowało rozegranie, ale za to kapitalnie wyglądała gra z kołowymi. Na początku spotkania Rafał Przybylski i Maciej Pilitowski znakomicie odnajdywali na tej pozycji Macieja Gębalę, który każdą okazję zamieniał na gola. W drugiej połowie fajnie wyglądała gra z Kamilem Syprzakiem. Z dobrej strony pokazał się młody skrzydłowy Piotr Jarosiewicz, za to dziwnie nieskuteczny był jego vis a vis, grający na prawym skrzydle Arkadiusz Moryto. Gracz PGE Vive Kielce zdobył trzy gole, wszystkie z karnych, ale przestrzelił wszystkie cztery okazji z akcji. Całkiem przyzwoicie wyglądała też defensywa, ale co z tego jeśli całą robotę z tyłu Polacy partolili w ataku. Wypracowaną w pocie czoła przewagę pięciu goli chłopaki Patryka Rombla roztrwonili w dziesięć minut. Od 45 do 55 minuty przegrali 3-8 i to gubiąc się w prostych sytuacjach w ataku pozycyjnym, z czego Hiszpanie ciągnęli kontry. Na prowadzenie udało się jeszcze wrócić 100 sekund przed końcem po golach Jarosiewicza i Antoniego Łangowskiego z drugiej linii, ale Hiszpanie zrobili użytek z 20 sekund, które im zostały na rozegranie akcji. Najpierw na dwie minuty kary wyrzucili z obrony Syprzaka, a potem przez dziurę w tym właśnie miejscu obrony Paredes przedarł się do siatki i skończyło się remisem 24-24. W nocy z czwartku na piątek Polska zagra na turnieju drugie spotkanie - o godz. 0.30 zmierzy się z gospodarzami, Argentyną, którą trenuje były szkoleniowiec Orlenu Wisły Płock Manolo Cadenas. Transmisję z tego meczu będzie można oglądać na TVP Sport, w internecie na tronie stacji i w aplikacji mobilnej. Polska - Hiszpania 24-24 (11-12) Polska: Kornecki (1 bramka), Morawski - Krajewski, Walczak, Łangowski 2, Genda, Pilitowski 2, Syprzak 4, Szpera, Moryto 4, Jarosiewicz 3, Kondratiuk 1, Gębala 3, Przybylski 1, Szyba 3, Dawydzik Hiszpania: Hernandez 1, Ledo 1 - Pecina, Garciandia, Bazan, Azkue 1, Rodriguez 2, Gomez 1, Martinez 1, Tarrafeta 1, Paredes 1, Serradilla, J. Fernandez 7, Garcia 1, D. Fernandez 2, Odriozola 5 lech