Mistrzowie Polski pojechali do Segedynu po spokojne święta, sytuacja w tabeli tak się ułożyła, że wygrana na Węgrzech mogła ustawić ich w komfortowej sytuacji w walce o ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Zwłaszcza, że Pick ostatnio nie miał dobrej passy, wyraźnie przegrał w Zagrzebiu, wcześniej potwornie męczył się w Macedonii Północnej. W całej historii obecni wicemistrzowie Węgier wygrali zaledwie dwa z 13 meczów z Industrią, dziś jednak ta statystyka nie miała znaczenia. Podopieczni Krisztiána Kárpátiego wyszli bowiem na parkiet tak pozytywnie naładowani energią, że dość szybko mentalnie "złamali" swoich rywali. Goście zaś mieli problem, bo brakowało nie tylko Arkadiusza Moryty, ale także mózgu drużyny - Igora Karačicia. Kapitalny mecz Andreasa Wolffa. Niestety, tylko bramkarz grał w Industrii na światowym poziomie W 6. minucie kielczanie prowadzili 3:1, ale wcale nie można było mówić o... dobrym początku spotkania. Mistrzowie Polski mieli spore problemy w ataku pozycyjnym, zastępujący Karačicia Haukur Thrastarson ładnie wykończył pierwszą akcję, a później zgasł. Nie radził sobie z wysoką i agresywną obroną rywali, ale podobne problemy miał też Alex Dujszebajew, któremu rywale nie pozwalali się rozpędzać. W tej sytuacji więcej miejsca dostał Szymon Sićko, ale trzy jego pierwsze rzuty obronił Roland Mikler. Węgierski weteran spisywał się w pierwszej połowie świetnie, długo miał ponad 50 proc. skuteczności. Skończył tę część z ośmioma skutecznymi interwencjami (na 18), ale mógł też liczyć na wsparcie niesamowicie walecznej linii obrony. Pick zebrał w pierwszej połowie trzy kary dwuminutowe (Kielce - żadnej), ale było warto. Arciom Karaliok, a po nim Nicolas Tournat, mieli ewidentnie dość starć z silnymi rywalami. Sytuację mistrza Polski ratował właściwie tylko Andreas Wolff. Niemiecki bramkarz bronił niemal na poziomie Miklera, ale w przeciwieństwie do Węgra, odbił piłki po trzech kolejnych rzutach karnych. Do tego jeszcze wygrał pojedynek sam na sam z Mario Šoštaričem i kilka innych. A nie mógł liczyć na defensorów, oni bronili pasywnie. Gdy w 15. minucie Imanol Garciandia podwyższył na 7:4 dla Picku, trener Tałant Dujszebajew nie wytrzymał. Rzadko zdarza mu się brać przerwy na tak wczesnym etapie meczu, tym razem nie miał wyjścia. Efekt był taki, że w pierwszej akcji po wznowieniu gry Tournat wywalczył karnego, z boiska na dwie minuty już po raz drugi wyleciał Rosjanin Gleb Kałarasz. A młody Szymon Wiaderny z 7 metrów pokonał Miklera. Inicjatywę cały czas mieli jednak gospodarze, stale prowadzili jedną czy dwoma bramkami. Tuż przed przerwą odskoczyli nawet na cztery, w czym sporą zasługą miał też Mikler (obronił rzut z czystej pozycji Dylana Nahiego). Wicemistrzowie Węgier byli po prostu lepsi, a ich gra w defensywie była niemal perfekcyjna. Co tu zresztą dużo mówić, Sićko jako jedyny z obozu kieleckiego zdołał rzucić przed przerwą więcej niż jedną bramkę, w końcu zdołał się przełamać. Tego samego nie można powiedzieć o Alexie Dujszebajewie, a bez niego ciężko było myśleć o sukcesie. Wyraźna przewaga Picku Szeged, Industria ruszyła dopiero w ostatnich minutach I niestety dla kielczan, Pick po przerwie ani myślał odpuszczać w obronie. To irytowało gości, w 37. minucie Arciom Karaliok niemal rzucił rywalem o ziemię, dostał za to dwie minuty kary, choć sędziowie rozpatrywali nawet czerwoną kartkę. Wicemistrz Węgier prowadził wtedy 18:14, a do tego jeszcze miał rzut karny. I wtedy Wolff po raz czwarty obronił "siódemkę", tym razem Deana Bombača. To mógł być przełom, bo zaraz Polacy skontrowali, ale nie poszli za ciosem. Brakowało w ekipie z Kielc środkowego rozgrywającego, nie był nim nadal Thrastarson. Ale nie tylko Islandczyk popełniał proste błędy, także starszy z Dujszebajewów. Węgrzy zaś, wspierani przez fanatyczną publiczność, dalej grali swoje. Wolff dokonywał cudów w bramce, ale wściekał się na swoich kolegów, bo ci pozwalali na dobitki. Gdy do końca meczu został kwadrans, Pick prowadził 20:15, a jeszcze Wolff po raz piąty obronił karnego. W 50. minucie Pick prowadził 24:18, miał wszystko pod kontrolą. Stracił jednak trzy bramki, trener Kárpáti poprosił o przerwę. Wycofał bramkarza, chciał zaskoczyć Industrię, a tymczasem gospodarze stracili piłkę, Nahi trafił do pustej bramki. Było tylko 24:22 i ponad pięć minut do końca. Nawet publiczność na chwilę ucichła, nie wierzyła w tak nagłą zmianę. Błąd trenera Industrii. Jego zespół miał realną szansę "wyrwać" remis Mimo świetnej w samej końcówce gry Alexa Dujszebajewa, kielczanom nie udało się jednak odwrócić losów meczu. Mimo, że na minutę przed końcem Thrastarson mógł zdobyć z karnego kontaktową bramkę na 25:26, ale przegrał pojedynek z Emilem Imsgardem. Mistrzowie Polski wywalczyli jeszcze jedną "siódemkę", Alex trafił, ale do końca zostało już tylko 31 sekund. Teraz Pick miał piłkę, jego trener poprosił o przerwę na 15 sekund przed końcem. Zadanie gości było ekstremalnie trudne - przechwycić i wyrównać. Węgrzy chcieli tylko przetrwać, sędziowie odgwizdali im grę pasywną. Trener Dujszebajew poprosił o przerwę, a szkoda, bo Nahi chciał już zagrać do kontry do będącego na połowie rywali Alexa Dujszebajew bądź rzucić do opuszczonej bramki. A tak zostały trzy sekundy i wznowienie gry na własnej połowie. To oznaczało jedno podanie, a rzut Alexa Dujszebajewa z 13 metrów nie mógł zaskoczyć Miklera. To na razie czarne dni polskich drużyn w starciach z Węgrami - we wtorek Chrobry Głogów został rozgromiony w Lidze Europejskiej w Tatabanyi, w środę przegrała Industria w Segedynie, a w czwartek Orlen Wisła Płock zmierzy się z Telekomem Veszprem. I to mistrzowie Węgier będą zdecydowanym faworytem. Zobacz aktualne tabele obu grup Ligi Mistrzów! Pick Szeged - Industria Kielce 26:25 (15:11) Pick: Mikler (12/32 - 37 proc.), Imsgard (3/6 - 50 proc.) - Stepančić 1, Bodó, Martins 2, Jelinić 2, Szita, Gaber 2, Šoštarič 4, Frimmel, Bánhidi 4, Kałarasz 2, Garciandia 4, Bombač 4, Mačkovšek 1, Szilágyi. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/8. Industria: Wolff (15/40 - 37 proc.), Wałach - Olejniczak, Wiaderny 1, Kounkoud 2, Sićko 5, A. Dujszebajew 6, Tournat 1, D. Dujszebajew 2, Thrastarson 4, Paczkowski 1, Surgiel, Gębala, Karaliok 1, Nahi 2. Kary: 4 minuty. Rzuty karne: 6/8.