List pojawił się w związku z opublikowanym dzień wcześniej przez zarząd klubu oświadczeniem, w którym jego przedstawiciele zadeklarowali, że pomimo problemów finansowych, PGE Vive Kielce w przyszłym sezonie przystąpi do wszystkich rozgrywek, w których występował do tej pory. "Klub ma problemy finansowe, na tyle kontrolowane, że nie wykluczą nas one z rozgrywek w sezonie 2018/2019, ale i na tyle zauważalne, że mogą zaważyć na dalszym rozwoju klubu i jego poziomie sportowym (...) Poczyniliśmy wszelkie możliwe działania, mające na celu obniżenie kosztów, m.in. redukując wynagrodzenie naszych zawodników o 25 proc. Aktywnie poszukujemy nowych sponsorów oraz nowych form promocji, by pozyskać kapitał prywatny" - podkreślili członkowie zarządu KS Vive Kielce i KS Vive Handball Kielce SA Bertus Servaas, Marian Urban i Tadeusz Dziedzic. Szkoleniowiec Vive odnosząc się do obecnej sytuacji klubu, podkreślił w liście, że nie przyjechał do Kielc "dla pieniędzy". "Przyjechałem dla wieloletniego projektu, który był i nadal jest jednym z najlepiej zakrojonych planów rozwoju klubu i piłki ręcznej, z jakim się spotkałem. To projekt, który sprowadza do Kielc najlepszych zawodników i odkrywa młodych perspektywicznych graczy, którzy w klubie osiągają jeszcze wyższy pozom. To projekt, który ugruntował miastu i regionowi świętokrzyskiemu miejsce na mapie świata. Ja sam dzięki niemu poznałem Kielce, otworzyłem się na Polskę i zakochałem się w niej" - napisał urodzony w Kirgistanie, mający także hiszpańskie obywatelstwo Dujszebajew. Dodał, że przeżył z kieleckim klubem najlepszy okres w jego historii, wygrywając w 2016 r. Ligę Mistrzów. "To wizytówka miasta, regionu i Polski. To dowód na to, że da się osiągać najwyższe cele bez kosmicznych pieniędzy, bo wciąż jeszcze bardzo odbiegamy od możliwości finansowych europejskiej czołówki, zajmując czternaste miejsce pod względem budżetu w Lidze Mistrzów. Jeśli go dodatkowo obniżymy, później będzie nam niesamowicie trudno wrócić na poziom, który prezentujemy obecnie" - ocenił Dujszebajew sytuację klubu. Zaznaczył, że trenował i grał w różnych zespołach, i gdy nie otrzymywały one odpowiedniego wsparcia finansowego - często upadały. Wskazał hiszpańskie zespoły: Santander (zwycięzca I edycji LM w sezonie 1993/94), który po wielu latach wraca do ekstraklasy i Ciudad Real (trzykrotny zwycięzca LM), który gra dziś w krajowej II lidze. Podkreślił, że choć mógłby odejść z Vive ponieważ "dostał" kilka propozycji, chcę zostać w Kielcach, aby kontynuować projekt. "Podobne odczucia ma wielu moich zawodników. Rozmawiałem z każdym z nich. Akceptujemy obniżenie wynagrodzeń o 25 procent, bo to właśnie w takich sytuacjach pokazujemy, że jesteśmy zespołem" - dodał Dujszebajew. Jego zdaniem, jeśli kielecki klub nie uzyska większego wsparcia finansowego, to w mieście nie będzie piłki ręcznej na takim poziomie jak obecnie. "Proszę więc kibiców, sponsorów i władze miasta o solidarność i wsparcie, jakie okazywali nam do tej pory. Bądźcie z nami tak, jak byliście na każdym meczu, także wtedy, gdy nie wszystko szło po naszej myśli (...) Budujemy nowy, perspektywiczny zespół, a to potrwa kilka lat. Apeluję do władz o przemyślenie swojej decyzji, której później już nie uda się zmienić" - podsumował Dujszebajew. Na początku lipca prezes klubu Bertus Servaas zwrócił się z pismem do kieleckich radnych, z prośbą m.in. o podjęcie działań mających na celu wsparcie finansowe klubu w wysokości 4,5 mln zł. Do sprawy w ubiegłym tygodniu podczas konferencji prasowej odniósł się prezydent Kielc Wojciech Lubawski, który podkreślił, że miasto nie ma dodatkowych pieniędzy dla Vive. Przypomniał, że w ramach corocznej umowy promocyjnej miasto przekazało klubowi 2,5 mln zł i nie jest w stanie z wydatków bieżących w tej chwili wyasygnować 4,5 mln zł. "Musimy mieć świadomość, że to jest tyle, ile płacimy rocznie na kilkadziesiąt innych klubów sportowych, a dla wielu z nich 10 lub 20 tysięcy to jest kwestia istnienia, więc musielibyśmy to zrobić kosztem czegoś" - argumentował Lubawski. Katarzyna Bańcer