Czwarte miejsce w turnieju Final Four Ligi Mistrzów to udane zwieńczenie sezonu, przed rozpoczęciem którego wiele mówiło się o kłopotach finansowych kieleckiego klubu. Bertus Servaas: - Trudne chwile integrują zespół. Spójrzmy na Vardar Skopje, gdzie były i chyba są nadal duże kłopoty finansowe, a drużyna wygrała Ligę Mistrzów. Podobnie jest i w naszym przypadku. Ta drużyna trzyma się razem. Widać to naprawdę na każdym kroku. Nie tworzą się jakieś mniejsze grupki. Dobierając zawodnika do naszego zespołu patrzymy na jego charakter, zachowanie, a nie tylko na umiejętności. Procentuje w tym przypadku wieloletnie doświadczenie. Sprowadzamy graczy, którzy wiedzą jak pracować w grupie, potrafią podporządkować swoje ambicje dobru drużyny i posiadają podobną mentalność. W obliczu trudnej sytuacji zawodnicy i sztab trenerski zgodzili się na obniżkę wynagrodzenia. Przyzna pan, że to gest bardzo rzadko spotykany w zawodowym sporcie? - Widać, że zespół ma zaufanie do zarządu klubu. Rozmawialiśmy wtedy z drużyną w otwarty sposób, niczego nie ukrywając. Zawodnicy mieli nasze gwarancje, że dostaną wszystkie pieniądze, a klub będzie dalej istnieć. Udało nam się przetrwać te trudne chwile, dzięki zawodnikom, sztabowi trenerskiemu, a także sponsorom, którzy nam wtedy pomogli. Chciałbym im za to jeszcze raz bardzo gorąco podziękować. Jednocześnie chciałbym zaznaczyć, że nie było w tym naszej winy. Budżet był bardzo dobrze zaplanowany na ten sezon. Nie mogę jednak mówić w tej chwili o szczegółach całej sytuacji. Mam tylko nadzieję, że nigdy już do czegoś takiego nie dojdzie. Nie chciałbym przeżywać tego po raz drugi. Do sukcesów na krajowym podwórku przyzwyczailiście już wszystkich. Złote medale kibice wieszają wam na szyi jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Ciężko chyba jest grać ze świadomością, że każdy czeka tylko na wasze potknięcie? - Wszyscy mówią, że zdobycie mistrzostwa Polski i Pucharu Polski to wręcz nasz obowiązek, bo mamy najlepszy zespół. Zgoda, ale trzeba uważać na każdym kroku. Bo w naszym przypadku nie mamy w polskiej lidze nic do ugrania, a wszystko możemy przegrać. Każda nasza porażka traktowana jest jak wielka sensacja. Cały czas musimy grać pod presją. A co ona robi z ludźmi, widzimy podczas Final Four Ligi Mistrzów. W ostatnich latach faworyci z reguły przegrywali, a zwyciężały drużyny, na które mało kto stawiał. Ósme z rzędu mistrzostwo Polski, jedenasty kolejny Puchar Polski - imponująca seria. Ale w tym sezonie te sukcesy przyszły wam dużo trudniej niż w latach poprzednich. Mecze z Orlen Wisłą Płock były z reguły bardzo wyrównane. - W tym roku drużyna z Płocka pokazała się z bardzo dobrej strony. Spotkania Vive z Wisłą były świetną promocją dla polskiej piłki ręcznej. Po raz kolejny okazaliśmy się lepsi, będziemy chcieli to powtórzyć w przyszłym sezonie, ale z roku na rok jest o to coraz trudniej. Zdarzają się przecież niespodzianki. W ubiegłym roku Veszprem straciło mistrzostwo Węgier na rzecz Pick Szeged, co przyjęto jako ogromną sensację, ale to przecież tylko sport. Faworyci nie zawsze wygrywają. Ekipa z Płocka w przyszłym sezonie będzie równie mocna i wygrać z nią będzie znowu trudno. Kielecka drużyna po raz czwarty zagrała w Final Four Ligi Mistrzów. W Kolonii kielczanie zajęli co prawda czwartą pozycję, ale biorąc pod uwagę problemy kadrowe w trakcie całego sezonu, śmiało można to uznać za duży sukces. - Jeśli chodzi o Ligę Mistrzów, jestem bardzo szczęśliwy, bo przez cały sezon prześladowały nas kontuzje. W sezonie zasadniczym straciliśmy pechowo kilka punktów. Rywalizację w grupie skończyliśmy na czwartym miejscu i w ćwierćfinale musieliśmy grać z Paris Saint-Germain. Nigdy nie zapomnę pierwszego pojedynku z mistrzem Francji w Hali Legionów. Moim zdaniem rozegraliśmy wtedy najlepszy mecz w historii naszego klubu. Drugie spotkanie w Paryżu było natomiast horrorem rodem z filmów Hitchcocka. Bałem się, że moje serce nie wytrzyma tych emocji. Weszliśmy do Final Four pełni nadziei. Do 45 minuty półfinałowego spotkania z Veszprem jeszcze wszystko było możliwe. Niewiele nam zabrakło, aby awansować do finału. Gdyby tak się stało, to zagralibyśmy tam nie z Barcą, ale z Vardarem. Ale trzeba przyznać, że zespół ze Skopje całkowicie zasłużenie wygrał Ligę Mistrzów. Choć trochę szkoda mi ekipy z Veszprem, bo tacy zawodnicy ja Laszlo Nagy czy Momir Ilić zasługiwali na to, aby zakończyć karierę sukcesem. Po sezonie w drużynie dojdzie do sporych zmian. Odeszło siedmiu zawodników (Michał Jurecki, Luka Cindrić, Mariusz Jurkiewicz, Vladimir Cupara, Filip Ivić, Marko Mamić i Bartłomiej Bis - red.). W ich miejsce przychodzą bramkarze Andreas Wolff i Mateusz Kornecki, Doruk Pehlivan, Igor Karacić i z wypożyczenia Branko Vujović. Wynika z tego, że do zespołu powinno jeszcze dołączyć przynajmniej dwóch zawodników? - Przynajmniej jeden z nich musi być bardzo dobrym obrońcą, bo przecież odszedł Marko Mamić. Penetrujemy rynek i myślę, że już niedługo będę mógł już coś konkretnego ogłosić. Drugi zawodnik to będzie albo lewy, albo środkowy rozgrywający. Rozmawiamy jeszcze z obrotowym Gwardii Opole Janem Klimkowem. Ale w tym roku nie może do nas przyjść, bo klub nie chcę go puścić. Z tego co słyszałem, to bardzo chce grać u nas, ale wierzę, że już od przyszłego roku tak będzie. Temat gry w kieleckim zespole rozgrywającego Vardaru Skopje Stasa Skube upadł definitywnie? - Ostatecznie już mu odmówiłem. Rozmawiałem z Tałantem Dujszebajewem. Pokładamy spore nadzieje w jego młodszym synu Danielu. To jeszcze bardzo młody, ale perspektywiczny zawodnik. Bardzo wierzymy w jego umiejętności. Co do Skube, zaproponowaliśmy mu najpierw trzyletni kontakt, on chciał tylko rocznej umowy. Teraz znowu chciał przyjść do nas, ale w Kolonii usłyszałem, że jednak zostaje w Vardarze. Nie lubię takich sytuacji - albo ktoś chce grać w naszej drużynie, albo nie. Jak przebiegają rozmowy z rozgrywającym reprezentacji Polski i Orlen Wisły Płock Tomaszem Gębalą? - Piłka leży teraz po stronie Tomka. Przedstawiliśmy mu naszą ofertę. Poprosił o dwa, trzy tygodnie do namysłu. Jestem jednak dobrej myśli. Wierzę, że będzie naszym zawodnikiem. Jak pan sądzi, czy ten zespół, który zobaczymy w przyszłym sezonie, będzie silniejszy od drużyny, która zajęła czwarte miejsce w Final Four Ligi Mistrzów? - Uważam, że jeśli chodzi o jakość, drużyna będzie mniej więcej na tym samym poziomie, tylko będziemy mieli bardziej doświadczonych zawodników. Angel Fernandez Perez, Władysław Kulesz, Arciom Karalek czy Arek Moryto w Final Four Ligi Mistrzów zagrali po raz pierwszy. To doświadczenie, które teraz zdobyli, będzie procentowało w przyszłości. Jeśli popatrzymy na to od tej strony, to możemy być nawet trochę silniejsi niż w tym roku. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że odchodzą takie asy jak Michał Jurecki czy Luka Cindrić. Ale bardzo pomoże nam doświadczenie takich zawodników jak Karacić czy Wolff. Do tego dochodzą młodzi zwodnicy. Jak ten zespół się scementuje, to uważam, że za dwa, trzy lata będziemy mieli drużynę, która będzie się biła non stop o Final Four Ligi Mistrzów. Rozmawiał Janusz Majewski