Na te polskie potyczki między ekipami Orlenu Wisły i Industrii Kielce patrzy cała Europa, interesująca się piłką ręczną. To nie tylko starcia dwóch drużyn z Ligi Mistrzów, ale mecze z podtekstami, słusznie nazywane "Świętą Wojną". A jeśli ich stawką nie są tylko ligowe punkty, ale już sam tytuł, tym większe towarzyszą im emocje. W tym sezonie jedni i drudzy wygrywali po dwa razy, w lidze - po razie. To jednak obrońcy tytułu z Płocka mają przewagę w finale, ewentualne trzecie starcie mogą rozegrać w swojej hali. Gdyby jednak dziś przegrali, sytuacja ich byłaby bardzo trudna, do Kielc jechaliby z nożem na gardle. Orlen Wisła miała jeszcze jeden drobny atut: w ekipie rywali zabrakło podstawowego bramkarza Klemena Ferlina oraz rozgrywającego Jorge Maquedy, co powodowało jednak pewną dziurę w Industrii na prawej stronie. Ostrovia zrobiła pierwszy krok w stronę brązowego medalu Orlen Wisła Płock - Industria Kielce w pierwszym meczu o mistrzostwo kraju. Feralne osiem minut "Nafciarzy", sześć bramek z rzędu gości Płocczanie zaczęli świetnie w obronie, Industria miała problemy w pierwszych akcjach. No ale właśnie - gospodarze dobrze bronili, ale wystarczyło, by Leon Susnja huknął w twarz Hassana Kaddaha, a już musieli grać w osłabieniu. Choć nie robiło to większej różnicy. W pierwszym kwadransie dwukrotnie mieli o jednego zawodnika mniej, ale te okresy remisowali. Dość szybko jednak i kielczanie dostroili się podobną defensywą, a patrząc na zdolność do przechwytów - byli nawet tu lepsi. Dobrze w bramce spisywali się też Viktor Hallgrimsson i Miłosz Wałach. W 15. minucie goście objęli prowadzenie, na 6:5 trafił Theo Monar. I zaczął się koncert gry kielczan oraz spora bezradność płocczan. Dużą zasługę miał w tym. m.in. Wałach, broniąc karnego Przemysława Krajewskiego, ale generalnie cała ofensywa kielczan wyglądała o klasę lepiej od tej rywali. Świetnie spisywał się Alex Dujszebajew, miał też wsparcie w zespole. A w ekipie z Płocka jedynie Piroch był w stanie z gry rzucić więcej niż jedną bramkę. A dokładniej - dwie. Ze stanu 5:4 dla Płocka zrobiło się 5:10. Ta ofensywna niemoc obrońców tytułu trwała osiem minut, wykorzystali w końcu grę w przewadze, z karnego trafił Tomas Piroch. Czterobramkowa przewaga kielczan utrzymywała się niemal do końca pierwszej połowy - jeszcze w 27. minucie gości prowadzili 13:9. I w krótkim odstępie czasy kary dwóch minut dostali Tomasz Gębala (po raz drugi) i Michał Olejniczak. Płock zdobył jedną bramkę, zaczął bronić bardzo wysoko, dołożył drugą. I gdy siły się wyrównały, było tylko 11:13. Tymczasem ostatnie słowo, a nawet dwa, należało do gości. Industria prowadziła po 30 minutach 15:11, to była naprawdę solida zaliczka. Fantastyczne emocje w Orlen Arenie. Przewaga Industrii i ambitna pogoń obrońcy tytułu Dla Orlenu Wisły kluczowe było więc to, by na początku drugiej połowy nie stracić dystansu. By nie powtórzyła się sytuacja choćby ze spotkania wyjazdowego w Nantes w Lidze Mistrzów, gdy pogoń w końcówce nie dała już pożądanego efektu. A to przecież Industria miała pierwszą akcję. Gospodarze, bez Susnji w obronie, zaczęli jednak świetnie spisywać się w defensywie. Odrabiali powolutku straty, doszli rywali z Kielc na 17:18. I wtedy ekipę z Kielc podratował Igor Karacić, najpierw asystą, za chwilę trafieniem. A jeszcze po drugiej stronie boiska pomylił się z karnego - pierwszy raz w szóstej próbie - Piroch. Gdy zaczynał się ostatni kwadrans Industria prowadziła 21:18, ale w ciągu 20 sekund "Nafciarze", najpierw Gergo Fazekas, a po nim Abel Serdio, pokonali Wałacha. I znów mieli kontakt. Pełno tu było takich zmian, co tylko zwiększało jeszcze dramaturgię tego starcia. Genialny okres Kielc sprawiło, że w kilkadziesiąt sekund goście zdobyli trzy bramki z rzędu. A Płock potrzebował trzech minut, by znów nawiązać kontakt. Industria prowadziła tylko 24:23, zostało dziewięć minut, a trener Tałant Dujszebajew musiał prosić o przerwę. Aż wreszcie w 54. minucie płocczanie, po kontrze Lovro Mihicia, wyrównali na 25:25. Zapowiadała się końcówka jakich w starciach tych drużyn było już wiele. Kluczowe momenty w tym spotkaniu należały do Rosjanina w barwach Wisły Dmitrija Żytnikowa. Jego wejście zaskoczyło rywali, zdobył dwie ważne bramki, w tym tę na prowadzenie. Ważne były też kary, w końcówce zarabiali je głównie gracze z Kielc: najpierw Arciom Karaliok, po nim Gębala, co wiązało się z czerwoną kartką dla tego drugiego. Po tej karze Michał Daszek trafił z karnego na 28:27 dla Płocka, goście grali w osłabieniu. Gdy jeszcze Hallgrimsson zatrzymał rzut Olejniczaka, "Nafciarze" wszystko mieli już w swoich rękach. I zmarnowali okazję na uspokojenie sytuacji, na półtorej minuty przed końcem Alex Dujszebajew wyrównał, a karę dostał Przemysław Krajewski. Remis był znów na 40 sekund przed końcem, gdy Sićko pokonał z karnego Mirko Alilovicia. Ostatnia akcja została jednak gospodarzom, którzy wycofali bramkarza, by nie grać w pięciu w polu. Sabate poprosił o czas, na 16 sekund przed końcem. Rok temu w obu spotkaniach finałowych decydowały rzuty karne, teraz też była taka możliwość. I po wrzutce Daszek trafił na 30:29, na dwie sekundy przed końcem. Ale wcześniej w pole bramkowe wskoczył Piroch, spadł tam razem z Igorem Karaciciem. Sędziowie analizowali tę sytuację przed monitorem, uznali jednak bramkę. Gościom został rzut rozpaczy, niemal z połowy boiska. I Alex Dujsebajew podjął się tej próby, został zablokowany przez Susnję. Drugie spotkanie odbędzie się w Kielcach - we wtorek 3 czerwca. Orlen Wisła Płock - Industria Kielce 30:29 (11:15) Orlen Wisła: Hallgrimsson, Alilović - Piroch 7 (5/6 z karnych), Szita 1, Sroczyk 1, Zarabec 2, Dawydzik 2, Fazekas 2, Daszek 5 (2/2), Serdio 3, Mihić 3, Krajewski 1 (0/1), Żytnikow 3, Terazić, Susnja, Samoiła. Kary: 12 minut. Rzuty karne: 7/9. Industria: Wałach, Cordalija - Karacić 2, Olejniczak 3, Sićko 6 (5/5 z karnych), Kaddah 1, Monar 2, A. Dujszebajew 6, Karaliok 3, D. Dujszebajew 1, Gębala 3, Nahi 2, Kounkoud, Moryto, Surgiel, Rogulski. Kary: 12 minut. Rzuty karne: 5/5.