Dokładnie o godz. 17.19 na rozgrzewce w Lanxess Arenie pojawił się Gisli Kristjansson - islandzki as i główny rozgrywający Magdeburga. W półfinale z Barceloną doznał paskudnej kontuzji, zwichnął bark, nie mógł ruszyć ręką. Gdy trener "Gladiatorów" usłyszał od jednego ze swoich graczy, co się stało, chwycił się za głowę, później usiadł na krześle i patrzył w dal. Po meczu powiedział, że jego gracza czeka kilkumiesięczna przerwa, a obowiązkiem jego drużyny jest wygranie dla Gisliego. Dziś jednak w trakcie dnia pojawiła się informacja, że reprezentant Islandii uczestniczył w trakcie dnia w rozruchu i pojawi się w składzie. Tak się stało, gdy wbiegł do hali, kilka minut po reszcie drużyny, trybuna z fanami Magdeburga ryknęła: "Gisli, Gisli"! Nie znaczyło to jeszcze, że środkowy tej drużyny będzie w pełni sprawny i gotowy do walki, co w piłce ręcznej bywa kluczowe. Na pewno jednak mocno wpłynęło na morale drużyny. Nowa rola mistrza Polski. Musieli znieść dodatkową presję A kielczanie na dobrą sprawę po raz pierwszy w historii swoich występów w Final 4 znaleźli się w szczególnej sytuacji - byli... faworytem walki o złoto! Siedem lat temu, gdy po rzutach karnych pokonali Telekom Veszprem, to Węgrzy mieli wygrać Puchar Europy. Rok temu faworytem była Barcelona, ona później lepiej wykonywała rzuty karne. Teraz sytuacja się zmieniła, ale rozstrzygnięcie w rzutach karnych też było bardzo możliwe. Magdeburg walczy do samego końca, pokazał to w sobotę w meczu z Barceloną. Wicemistrzowie Niemiec lepiej zaczęli to spotkanie. Wykorzystali słabszą dyspozycję rzutową Szymona Sićki, dwa razy skontrowali kielczan. Prowadzili już 4:1, Kielce miały problem. Christian O'Sullivan wysoko wychodził pod Alexa Dujszebajewa, jednocześnie Piotr Chrapkowski też robił dwa kroki do przodu, by piłki nie mógł spokojnie dograć Igor Karačić. W efekcie akcje próbował kończyć Sićko, tyle że nie trafiał. Ale i Kielce miały pomysł na to spotkanie, jeśli tylko Magdeburg nie wyprowadzał kontr. Gospodarze tak ustawili Dylana Nahiego, by Francuz maksymalnei utrudniał zadanie Kayowi Smitsowi. Holender w dwóch ostatnich spotkanaich Ligi Mistrzów rzucił łącznie 26 bramek, ciągnął cały zespół na swoich plecach. Dziś przed przerwą nie trafił z gry ani razu, wykorzystał jedynie dwa z trzech trzutów karnych. W pierwszym kwadransie trafiał jeszcze Michael Damgaard, ale i na niego kielecka defensywa znalazła sposób. Andreas Wolff zrobił różnicę. Mistrzowie Polski przeszli do natarcia! Sytuacja zaczęła się zmieniać głównie za sprawą świetnych interwencji Andreasa Wolffa, któy szybko się bronił i w 12. minucie miał już ponad 50 proc. skuteczności. W ważnym momencie odbił rzut karny Smitsa, właśnie wtedy, gdy karę dwóch minut dostał Tomasz Gębala. W osłabieniu, na 6:6 wyrównał Nahi, kielczanie przejęli inicjatywę. Magdeburg znalazł się w opałach, Bennet Wiegert musiał reagować. Posłał do boju Kristjanssona, na co niemiecka część publiczności w Lanxess Arenie zareagowała owacyjnie. A jeszcze większy tumult zrobił się kilkanaście sekund później, gdy Islandczyk trafił obok nogi Wolffa. Grał naprawdę dobrze, jakby po kontuzji barku nie było w ogóle śladu. Rzucił trzy bramki w pierwszej połowie, ratował swój zespół. Ale i tak znalazł się w cieniu drugiej "dziesiątki" - na żółtej koszulce. Alex Dujszebajew był bowiem zawodnikiem z innego świata - po jego dwóch technicznych rzutach Barlinek odskoczył na 11:9. Popis Hiszpana trwał dalej, a jego apogeum nastąpiło na trzy sekund przed końcem, gdy zaliczył kapitalną asystę do Arkadiusza Moryty. Reprezentacyjny skrzydłowy trafił tuż przed syreną, mistrzowie Polski mieli po 30 minutach o dwie bramki więcej (15:13) Było niebezpiecznie! Karaliok trafił rywala łokciem w twarz. Sędziowie nie dali czerwonej kartki Początek drugiej połowy był rewelacyjny dla podopiecznych Dujszebajewa - po kilku sekundach Nahi trafił na 16:13. Niebezpiecznie zrobiło się w 33. minucie, gdy mistrzowie Polski byli w ataku. Karaliok walczył na kole z Matthiasem Musche, Niemiec trzymał go za rękę. Białorusin podniósł łokieć, trafił niższego rywala w głowę. Wiadomo było, że obrotowy Barlinka dostanie karę, poważnie groziła mu czerwona kartka. Nie było to zagranie umyślne, dwóch rywali go przytrzymywało, chciał się uwolnić. Słoweńscy sędziowie zdecydowali o zwykłej karze dwóch minut, kielczanie stracili też piłkę. Niebezpieczne było jedynie to, że mistrzowie Polski coraz częściej obijali Nikolę Portnera, choćby Moryto z rzutu karnego. Przez to Barlinek nie był w stanie odskoczyć na pięć-sześć bramek, co dałoby mu sporą przewagę na tym etapie spotkania. Dramat na widowni, mecz przerwany. Kielce w opałach Na kwadrans przed końcem kielczanie prowadzili 21:19. Przewaga to niewielka, dająca pewien komfort psychiczny, ale jednak wciąż niebezpieczna. Magdeburg szukał różnych rozwiązań, w końcu swoją pierwszą bramkę z gry rzucił Smits. W 49. minucie mecz został na kwadrans przerwany - na trybunie zasłabł mężczyzna. Po wznowieniu gry Magdeburg odrobił dwie bramki straty, Musche wyrównał na 22:22. Polacy mieli problem, Arkadiusz Moryto nie wykorzystał sam na sam, Portner zaczął bronić jak w transie. Lanxess Arena sprzyjała Magdeburgowi, to jego kibice byli głośniejsi. Na cztery minuty przed końcem Christian O'Sullivan wyprowadził Magdeburg na prowadzenie 25:24, teraz już było bardzo niebezpiecznie. Zaczęły się decydujące akcje, Moryto wyrównał na 25:25. To jednak Magdeburg miał piłkę, długo szukał dziury w defensywie kielczan. W końcu świetną interwencją popisał się Andreas Wolff, a po kontrze Daniel Dujszebajew trafił na 26:25. Zostało 80 sekund, a z czerwoną kartką wyleciał z boiska O'Sullivan. Magdeburg miał piłkę, na 20 sekund przed końcem wyrównał Damgaard. Mistrzowi Polski zostało 16 sekund na ostatnią akcję, Tałant Dujszebajew wziął czas. Odpowiedzialność na siebie wziął oczywiście jego syn Alex, ale Portner obronił jego rzut. Podobnie jak i drugi młodszego z braci, Daniela. Zatem remis 26:26 i dogrywka. Dogrywka, a w niej od początku wielkie kłopoty Zaczęła się ona źle - Portner obronił rzut Karalioka z koła. A za chwilę było jeszcze gorzej - Kristjansson wpadł między dwóch obrońców i nie dał szans Wolffowi. Kielczanie mieli coraz większe kłopoty w ataku pozycyjnym, po Magdeburgu nie było widać, że dzień wcześniej grał dogrywkę z Barcą. Źle grał Daniel Dujszebajew, źle grał Sićko, Alex Dujszebajew nie mógł już mijać jak tyczki rywali. Mistrzowie Polski starcili drugą akcję, ale uratował ich Wolff kapitalną paradą. Przełamał się w końcu Sićko, po wrzutce, w swojej piątej próbie (27:27). Równo z syreną rzut karny wywalczył jednak niesamowity Kristjansson - Smits trafił na 28:27, na dodatek to Magdeburg zaczynał drugą część. Mistrzowie Polski potrzebowali zawodnika, który odmieniłby ich grę. Świetnie prezentował się Wolff, ale to przecież bramkarz, w ataku nic nie zrobi. A już za chwilę trzeba było odrabiać dwie bramki, zostało na to 4,5 minuty. Nie udało się, zawiódł Karacić, stracił piłkę w banalny sposób. Magdeburg miał wszystko w swoich rękach - dwa trafienia więcej, piłkę. Na dodatek grał też kapitalnie w obronie, choć na półtorej minuty przed końcem Tournat ją przełamał (29:30). Kielczanie musieli jeszcze coś wybronić, Magdeburg grał na czas. Aż w końcu się Damgaard pomylił, Kielcom zostało 20 sekund, a później, gdy sfaulowany został Alex - 11. Sędziowie sprawdzali, czy Hiszpan nie był faulowany przez rywala stojącego w polu sześciu metrów, skorzystali z VAR. Nie był, tylko rzut wolny i ostatnia szansa na doprowadzenie do karnych. Piłkę dostał Karaliok, oddał rzut, był faulowany. Znów VAR - tylko rzut wolny bezpośredni, bo skończył się czas, czy jednak siedem metrów? Decyzja była dla Kielc fatalna - rzut wolny, z którego trafić ciężko. Podjął się tego Sićko - rzucił w wysoki mur. I tak Magdeburg wygrał Ligę Mistrzów. A wraz z nim, na zakończenie swojej przygody w tym klubie, Piotr Chrapkowski. SC Magdeburg - Barlinek Industria Kielce 30:29 po dogrywce (13:15, 26:26) Magdeburg: Portner, Jensen - Meister, Chrapkowski, Musche 4, Kristjansson 6, Pettersson 1, Hornke, Weber, Mertens, Saugstrup 3, O'Sullivan 1, Bezjak, Smits 8, Damgaard 6, Bergendahl 1. Kary: 10 minut. Rzuty karne: 6/7. Kielce: Wolff, Kornecki, Błażejewski - Sanchez-Migallon, Olejniczak, Wiaderny, Kounkoud 2, Sićko 1, A. Dujszebajew 8, Tournat 2, Karačić, Moryto 5, D. Dujszebajew 3, Gębala, Karaliok 3, Nahi 5. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 1/2. Andrzej Grupa, Kolonia