Przed tygodniem Górnik w Dąbrowie Górniczej rozegrał niemal idealne 50 minut w starciu ze Szwajcarami z Kriens, ale końcówkę trochę przespał. Skończyło się na zwycięstwie 32:28, choć mogło być zdecydowanie bardziej okazałe i odniesione spokojniej. Już wtedy zabrzanie zobaczyli, ile może dać drużynie znakomity zawodnik, a takim wciąż jest 40-letni Andy Schmid. Pięć razy z rzędu był wybierany MVP sezonu w Bundeslidze, a kapitalne umiejętności rzutowe prezentuje do dziś. Górnikowi w pierwszym spotkaniu rzucił 14 bramek. We wtorek szwajcarski weteran w tym aspekcie nie był tak groźny, zresztą goście ze Śląska wyżej ustawiali Sebastiana Kaczora, by starał się zatrzymać 40-latka stosunkowo wcześnie. Schmid w tej sytuacji częściej obsługiwał kolegów, zwłaszcza Marina Šipicia, chorwackiego wicemistrza Europy sprzed niespełna czterech lat. Tego obrotowego nie było w Polsce tydzień temu, mógł trochę zabrzan zaskakiwać swoim ustawieniem na szóstym metrze. Nerwowy początek, nie było dobrze dla Górnika. Wyszomirski dał sygnał w bramce Mecz od początku niespecjalnie układał się Górnikowi - już na samym początku Jakub Szyszko zmarnował rzut karny, za chwilę Piotr Wyszomirski asystował przy trafieniu rywali, źle podał. Początkowo dobrze radził sobie Lukáš Mořkovský, przez chwilę (trzy bramki w dwie minuty) dołączył Taras Minocki, ale generalnie gra zabrzan w ofensywie pozostawiała sporo do życzenia. Była za wolna, za rzadko goście próbowali coś wykombinować. Schmid zaś swojego pierwszego gola strzelił w 16. minucie - HC Kriens-Luzern prowadziło wtedy 9:6. Później przewaga Szwajcarów wzrosła do czterech trafień (11:7), aż wreszcie spotkanie trochę się zmieniło. Główną w tym zasługę miał Wyszomirski, który zaczął bronić tak jak przed tygodniem. Jeszcze w pierwszej połowie dobił do blisko 45 procent skuteczności, zaliczono mu aż 10 obronionych rzutów. Schmid zaś, choć jest asem w ataku, to do obrony już tak szybko nie wraca, do tego ustawiany jest w niej na skraju. Wykorzystywał to Dmytro Artiemienko, raz za razem "kalecząc" bramkarzy HC z lewego skrzydła. Zabranie odrobili więc straty (14:14), Artiemienko w kolejnej sytuacji trafił w słupek, później jeszcze jedną okazję miał Damian Przytuła. Nie skorzystali, więc prowadzenie gospodarzom po 30 minutach dał w ostatniej sekundzie Fabian Böhm. Świetny okres zabrzan, odskoczyli Szwajcarom. Kłopoty środkowych obrońców Ta końcówka pierwszej połowy dała jednak podopiecznym Tomasza Strząbały dużo optymizmu, bo po przerwie to oni dyktowali warunki. Dość szybko objęli prowadzenie, w 38. minucie Artiemienko podwyższył już na 19:16. Klasą dla siebie był Wyszomirski, wszystko wyglądało bardzo dobrze. Niepokojące była jednak kontuzja kolana, której doznał Sebastian Kaczor, a chwilę później drugą karę dwóch minut otrzymał najpierw Dmytro Ilczenko, a chwilę po nim Adam Wąsowski. A to stwarzało już duże zagrożenie dla świetnie funkcjonującej defensywy zabrzan. Górnik wciąż prowadził, minuty upływaly, kolejny dobry moment zabrzan pozwolił znów nieco odskoczyć od rywali (25:22 w 51. minucie). Wtedy jednak przytrafiły się zabrzanom dwa banalne błędy - Przytuła podał w ataku prosto w ręce Schmida, za chwilę piłkę zgubił Rennosuke Tokuda. I znów zrobiło się nerwowo - na 7,5 minuty przed końcem obie ekipy dzieliła zaledwie jedna bramka. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Minocki - lider zespołu z Zabrza. Rzucał, asystował, ale też popełnił błąd, po którym Ammar Idrizi wyrównał na 28:28. Do końca meczu zostało 2,5 minuty, wszystko się teraz decydowało. Ostatnia minuta i same zwroty akcji. Wielkie emocje w Szwajcarii! Remis był również w chwili, gdy zaczynała się ostatnia minuta spotkania, ale to zabrzanie mieli piłkę. Widać było w zespole gości spore zmęczenia, a czekało ich rozegranie najważniejszej akcji w całym spotkaniu. Klasę pokazał Damian Przytuła, z rywalem uwieszonym na ramieniu zdołał rzucić na 29:28. Teraz to Szwajcarom zostało pół minuty - wyrównali z dobitki, po świetnej paradzie Wyszomirskiego. Koniec emocji. To nie w piłce ręcznej! 10 sekund, czas dla Górnika i ostatnia akcja gości. Szwajcarzy wyskoczyli do obrony każdy swego, ale i tak Górnikowi udało się doprowadzić do pozycji rzutowej. Piłkę na szóstym metrze dostał Dmytro Ilczenko, ale nie na środku, a niemal na prawym skrzydle. I przegrał pojedynek z Kevinem Bonnefoi. Zabrzanie więc "tylko" zremisowali - wygrana praktycznie dawała im awans z grupy. Mają 5 punktów, Kriens-Luzern już się w tej walce nie liczy (ma 1 pkt). Zagrozić zabrzanom może tylko AEK Ateny (2 punkty, dziś przegrał z Hannover-Burgdorf 29:34). HC Kriens-Luzern - Górnik Zabrze 30:30 (15:14) HC Kriens-Luzern: Bonnefoi (7/28 - 25 proc.), Belkaied (2/11 - 18 proc.) - Schmid 8, Küttel 2, Orbović 2, Čepić 3, Steenaerts 1, Oertli, Böhm 2, Schlumpf 1, Šipić 9, Delchiappo, Schelker 1, Langenick, Musa, Idrizi 1. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 3/3. Górnik: Wyszomirski (13/38 - 34 proc.), Ligarzewski (0/4 - 0 proc.) - Szyszko 3, Tokuda 1, Mořkovský 3, Baczko, Artiemienko 6, Krawczyk, Mauer, Bogacz, Dudkowski, Minocki 9, Kaczor 1, Ilczenko 3, Wąsowski, Przytuła 4. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 0/2.