Trzeci mecz finału zapowiadał się na najbardziej jednostronny nie tylko w tym roku, ale w ostatnich kilku latach. Przetrzebiona kontuzjami Wisła do listy nieobecnych dopisała kolejnych dwóch kluczowych graczy - Nemanje Zelenovicia i Alexandra Tioumenciewa, którzy dołączyli do Mariusza Jurkiewicza, Ivana Nikcevicia, Tiago Rochy, Milana Pusicy i Mateusza Piechowskiego. W efekcie do meczowego protokołu wpisanych było 12 zawodników, w tym trzech bramkarzy, a wśród 9 graczy z pola było dwóch juniorów. Jedną siódemkę trener Manolo Cadenas mógł jakoś sklecić, ale pełnowartościowego zmiennika miał tylko na jednej pozycji - na lewym skrzydle byli Valentin Ghionea i Michał Daszek. Ponieważ dwaj ostatnio kontuzjowani urazów doznali w drugim meczu w Kielcach po brutalnych atakach Mateusza Jachlewskiego i Grzegorza Tkaczyka (Zelenović złamany nos, Tioumencew uraz żeber), to płocki klub postanowił powalczyć przynajmniej o moralne zwycięstwo. W poniedziałek prezes klubu wystosował list otwarty przeciwko brutalności kielczan i niskiemu poziomowi sędziowania. A już przed samym meczem szczypiorniści Orlenu Wisły wyszli na rozgrzewkę w koszulkach z napisem z przodu "Nie zawsze wiemy przeciwko komu gramy" i z tyłu: "Ale zawsze wiemy dla kogo". Do tego płoccy szalikowcy "postarali się" o dodatkowe podgrzanie atmosfery. Były zwierzęce, znane z boisk piłkarskich okrzyki "Zero litości, połamcie tej k... kości" albo "dobij go", ewentualne niemiłosierne lżenie zawodników mistrza Polski. Interweniował nawet delegat zawodów przerywając na chwilę mecz, by ukrócić lżenie zawodników gości. Na próżno. W pierwszym kwadransie obie drużyny zgodnie realizowały przypisane im scenariusze. Kielczanie pewnie wykonywali swój plan choć z pierwszych siedmiu rzutów trafili tylko raz i to z karnego (Bielecki na 1:0), to i tak po 13 minutach wygrywali 6:3. "Nafciarze" jakby lekko przestraszeni, ale walczyli ambitnie i prostymi środkami zatrzymywali kielczan utrzymując niewielką stratę 1-2 goli. Rodrigo Corrales tylko w pierwszych pięciu minutach cztery razy obronił rzuty rywali, a potem w ataku rozkręcali się Michał Daszek, Adam Wiśniewski i Angel Montoro. Imponowały zwłaszcza asysty Daszka, który choć jest skrzydłowym, to wobec plagi kontuzji dobrze spisywał się w roli rozgrywającego, i kto wie, czy nie podsunął trenerowi kadry Michaelowi Bieglerowi kolejnego szalonego pomysłu na rozegranie... Z biegiem minut role się jednak zmieniały. W 22. minucie Wisła doprowadziła do remisu (10:10), a w kolejnych wyszła na prowadzenie. Nonszalanccy w obronie goście pozwalali na prawie wszystko, a niesieni ogłuszającym, choć zwykle chamskim dopingiem gospodarze, grali swoje minuty marzeń. Tuż przed przerwą wygrywali czterema golami (17:13) i zapachniało niebywałą sensacją! Ale zapach jest rzeczą ulotną i po przerwie rozwiał się w trzy minuty (17:17). Kielczanie zdecydowanie poprawili obronę, do bramki wszedł Marin Sego, który zatrzymał płocczan w niedzielę w Kielcach. W 35. minucie mistrzowie Polski wyszli na prowadzenie 18:17 i walka gol za gol trwała już do samego końca. Ale jaka to była walka! O każdą piłkę, a o każdy metr boiska, o każdą akcję! Niesamowicie bronił w płockiej bramce Marcin Wichary, niewiele dłużny był mu po drugiej stronie Marin Sego. Cudów w ataku dokonywał Angel Montoro, a z drugiej strony Michał Jurecki. Większe słowa uznania za postawę należą się z pewnością Wiśle, bo wobec takich osłabień kadrowych ich postawa to było najczystsze bohaterstwo! Do ostatnich sekund nie było wiadomo, czy złoty medal rozstrzygnie się w trzecim meczu, choć to goście bronili swojego prowadzenia. Ostatni gol meczu padł dwie i pół minuty przed końcem, gdy Jurecki indywidualnym wejściem w obronę wyprowadził kielczan na prowadzenie 29:28. Potem dwie kapitalne interwencje zaliczył Marin Sego broniąc Kamila Syprzaka i Michała Daszka. W rewanżu Corrales odbił w idealnej sytuacji Bieleckiego i Płock miał 43 sekundy na przeprowadzenie akcji dającej remis i dogrywkę. Wycofali bramkarza, ale Racotea trafił słupek a przy dobitce Syprzak był faulowany i sędziowie dali Wiśle karnego. Dwie sekundy przed końcem Marin ŚSgo, ten sam który w niedzielę przez 22 minuty wpuścił tylko jednego gola, ten sam Chorwat obronił karnego Valentina Ghionei i Kielce obroniły przewagę i obroniły tytuł mistrza Polski! Autor: Leszek Salva Orlen Wisła Płock - Vive Tauron Kielce 28:29 (17:14) Stan rywalizacji do trzech zwycięstw 0-3. Orlen Wisła: Rodrigo Corrales, Marcin Wichary, Adam Morawski - Zbigniew Kwiatkowski, Michał Daszek 5, Dan Racotea 3, Adam Wiśniewski 4, Maciej Skibiński 1, Valentin Ghionea 4, Kamil Syprzak 3, Jakub Moryń, Angel Montoro 8. Vive Tauron: Marin Sego, Sławomir Szmal - Piotr Grabarczyk, Michał Jurecki 4, Grzegorz Tkaczyk 3, Tobias Reichmann 1, Piotr Chrapkowski 2, Julen Aguinagalde 2, Karol Bielecki 4, Manuel Strlek, Krzysztof Lijewski 6, Denis Buntić 4, Zeljko Musa, Ivan Cupić 3. Kary: Orlen Wisła - 6, Vive - 10 min. Sędziowali: Krzysztof Bąk i Kamil Ciesielski. Widzów ok. 4,5 tys.