"Po dobrym wrześniu, coś się zacięło w naszej drużynie. Przegraliśmy jeden mecz ekstraklasy i dwa w Lidze Mistrzów. W środę musimy zrobić wszystko, by odzyskać zaufanie kibiców" - powiedział Wichary. Od lat potyczki tych zespołów decydują o prowadzeniu w tabeli bądź - pod koniec sezonu - o tytule mistrzowskim. Tym razem będzie inaczej, bo Orlen Wisła jest w tabeli trzecia z dorobkiem 18 pkt, podobnie jak Azoty Puławy i Górnik Zabrze, a kielczanie liderują mając trzy więcej. Mimo nieco słabszej ostatnio postawy płocczan, pod względem prestiżu i emocji to na pewno ligowy klasyk. Pojedynki najlepszych od lat polskich drużyn zawsze mocno elektryzują kibiców. Trudno powiedzieć, jak będzie w tym roku, bo fani Orlen Wisły nieco odsunęli się od zespołu, ale jest nadzieja, że hasło "święta wojna" ich zmobilizuje. Drużyna z Kielc w lidze nie straciła w tym sezonie jeszcze ani jednego punktu i dobrze radzi sobie również w Champions League. Orlen Wisła dość niespodziewanie przegrała niedawno z Górnikiem Zabrze 25-26, później doznała dwóch porażek w Europie, a teraz poprzeczka wędruje jeszcze wyżej. "Z Kielcami nigdy nie było meczów "o nic", zawsze stawką był albo medal, albo po prostu prestiż. Nigdy nie było spotkań bez znaczenia. Wiemy, że te pojedynki oglądają kibice nie tylko w dwóch miastach, także sympatycy innych zespołów, wszyscy fani szczypiorniaka. Przed każdym meczem z Vive jest ogromna mobilizacja, niestety potem okazuje się, że jedna, dwie akcje decydują o zwycięstwie rywali. Zawsze zapowiadamy walkę i staramy się wygrać, wierzymy, że to się uda, a potem zwykle się... nie udaje. Może tym razem..." - tłumaczył Wichary. Wygrane w ostatnich latach przez płocczan spotkania ligowe i w Pucharze Polski można policzyć na palcach jednej ręki. Ostatni raz Orlen Wisła wygrała w Kielcach jeden z meczów finałowych w 2011 roku, po którym potem zdobyła tytuł. Od tamtej pory pokonała PGE Vive tylko dwa razy w meczach ligowych, ostatni raz w marcu 2016. Wszystkie pozostałe pojedynki wygrali rywale. Pierwsze w tym sezonie starcie dwóch najlepszych drużyn powinno odpowiedzieć na kilka pytań. "Przede wszystkim zobaczymy, czy jest szansa, by powalczyć z Vive o mistrzostwo Polski, czy kolejny sezon będziemy tylko tłem dla rywali. Na wygraną kibice czekają już dwa i pół roku, więc najwyższy czas pokonać rywala. Nie będzie to oczywiście oznaczać, że już mamy złoty medal, ale będzie dawać szansę na równą grę przez cały sezon i walkę o to, by znowu spotkać się w finale" - dodał kapitan Orlen Wisły. Płocczanom zadania nie ułatwi w środę zmęczenie podróżami. Terminarz spotkań tegorocznych rozgrywek Superligi i Ligi Mistrzów ich nie rozpieszcza. Stale są w rozjazdach, pokonując setki kilometrów. Tylko w poprzednim tygodniu grali w Leon w Hiszpanii, następnie w Gdyni, a na koniec Bukareszcie. W znacznie lepszej sytuacji są rywale, którzy trzy ostatnie pojedynki - z IFK Kristianstad, MMTS Kwidzyn i Vardarem Skopje - rozegrali we własnej hali. Nie musieli spędzać wielu godzin w autokarze czy samolocie, mogli się wyspać we własnych domach, a nie w hotelach. Obok starcia na parkiecie, powinno być też głośno na trybunach, choć dotychczas w tym sezonie w Płocku na widowni jest więcej wolnych niż zajętych miejsc. "Bardzo liczymy na doping kibiców i wsparcie z trybun. Nasi fani potrafią zrobić kocioł w hali, a wtedy gdy jest bardzo głośno, to wszystko może się zdarzyć. Jeśli będą naszym ósmym zawodnikiem, to na pewno będzie nam się lepiej grało. Musimy razem stworzyć widowisko i powalczyć o punkty" - podsumował popularny "Wichura". Mecz w Płocku rozpocznie się w środę o godz. 20.15.