Wśród ponad 2 milionów Ukraińców, którzy po zbrojnej napaści na Ukrainę przekroczyli polską granicę, jest m.in. dwóch piłkarzy ręcznych - reprezentantów Ukrainy. 24 lutego, gdy wybuchła wojna, lewoskrzydłowy Dmytro Artemienko występował w Dynamie Astrachań, a obrotowy Dmytro Ilczenko reprezentował barwy CSKA Moskwa. Tamten pamiętny czwartek kojarzy się im tylko z jednym odruchem: jak najszybciej opuścić kraj agresora, który napadł na ich ojczyznę. - Kiedy zobaczyłem w mediach, że rozpoczęła się wojna, od razu chwyciłem za telefon. Zacząłem dzwonić do rodziny, bliskich, przyjaciół i pytałem, czy są bezpieczni - wspomina nie tak odległe czasy "mały Dima", jak nazywany jest w Górniku Artemienko. - Ja dostałem smsa od rodziny, kiedy rano szedłem na trening. Od razu podjąłem decyzję, że muszę z rodziną wyjechać z Rosji. Poszedłem do dyrektora CSKA Moskwa i zażądałem rozwiązania kontraktu, od razu go potargaliśmy - obrazowo pokazuje "duży Dima", czyli Ilczenko. Wojna w Ukrainie. Ilczenko i Artemienko podróżowali do Zabrza przez Mińsk Od momentu zerwania kontraktów do przyjazdu do Polski minęło prawie dwa tygodnie. Musieli zorganizować podróż, załatwić bezpieczną przystań, spakować dobytek i rodziny - obaj mają dzieci. Ilczenko z najbliższymi wsiadł w samolot do Mińska, Artemienko z Astrachania leciał przez Moskwę do stolicy Białorusi. Stamtąd autobusem dotarli do Warszawy, a potem na Śląsk. Przyznają, że w rosyjskich klubach nie robiono im kłopotów. - Nie miałem nieprzyjemności. Ludzie tam wiedzą, że to wojna, dużo z nich jest przeciwko niej, tylko boją się o tym mówić głośno. Bo to nie wojna, tylko "operacja specjalna"... Przecież za rozpowszechnianie informacji niezgodnych z tym, co mówi władza, grozi więzienie. Przyjeżdża po ciebie FSB albo aresztuje na demonstracji - przypomina Artemienko. - Oczywiście jest też dużo ludzi popierających Putina, od wielu lat propaganda w telewizji ich przekonuje, że Zachód, NATO, USA chcą zaatakować Rosję. I ludzie w to wierzą. Młodzi ludzie chcą mieszkać w Europie, uczyć się w Europie, podróżować, nie chcą być izolowani, ale ich jest mało - opowiadają sportowcy. Piekne słowa Igi Świątek o Ukrainie "Mały Dima" z "dużym Dimą" znają się od dziecka, grali wspólnie w juniorskich reprezentacjach Ukrainy, potem w ZTR Zaporoże. Ich drogi rozeszły się na czas gry w lidze rosyjskiej, w Zabrzu zeszły się znowu. Wojna w Ukrainie. Śmierć w bombardowaniu centrum handlowego w Kijowie Wydają się szczęśliwi, że znaleźli bezpieczną przystań na Śląsku, ale trudno im ukrywać, że myślami są przy tym, co dzieje się w ich ojczyźnie. Ilczenko pochodzi z Kijowa, gdzie przebywa praktycznie cała jego rodzina. Teraz jest tam już spokojnie... - Cocia i siostra z synem wyjeżdżają do Polski, chcą do nas dołączyć. Ale moja mama powiedziała, że cokolwiek by się działo, nie zamierza opuszczać swojej ziemi, swojego domu - zawiesza głos blisko dwumetrowy zawodnik. Jego krewni i znajomi uczestniczą też w walkach. Jeden z nich zapłacił za to najwyższą cenę. - To był bliski znajomy mojej siostry. Był ochotnikiem w armii, miał akurat wartę na parkingu przed centrum handlowym w północno-zachodniej dzielnicy Kijowa, tam gdzie mieszka moja rodzina. W nocy rosyjska rakieta trafiła w centrum i był jedną ze śmiertelnych ofiar tego ataku - opowiada Ilczenko. Ukraińcy emigrują do Polski. Rodzina została w Melitopolu "Mały Dima" myślami jest w Melitopolu, 100 kilometrów od Zaporoża, który jest aktualnie okupowany przez Rosjan. Wojska Putina porwały mera miasta Iwana Fedorowa, a potem wymieniły go na dziewięciu jeńców wojennych. - W Melitopolu są moi rodzice i siostra, na początku bałem się o ich los, nie mogłem spać, bo w mieście trwały walki. Teraz jest już ucichło. Kontakt z rodziną jest nieregularny. Raz mają zasięg telefonu, raz nie. Normalnego życia nie ma, pracy też. Na razie moja rodzina jest cała, ale nie jest tam do końca bezpiecznie, jest dużo okupantów, a po mieście grasują szabrownicy... - wzdycha lewoskrzydłowy. Wojna w Ukrainie. Związek Piłki Recznej reaguje 14 marca Związek Piłki Ręcznej w Polsce postanowił otworzyć okienko dla klubów, którym do końca marca zezwolono na zatrudnienie maksymalnie po dwóch zawodników lub zawodniczki narodowości polskiej lub ukraińskiej, występujących w drużynach z Rosji, Białorusi i Ukrainy. - To bardzo dobre rozwiązane - zachwala prezes Górnika Bogdan Kmiecik. - Jeszcze niedawno w najczarniejszych snach nie wyobrażaliśmy sobie, że w Ukrainie wybuchnie wojna i trafi do Polski ponad 2 miliony obywateli tego kraju. Nie wyobrażam sobie, by - skoro jest możliwość pomocy zawodnikom i ich rodzinom - ktoś mógł powiedzieć "nie". Przykre tylko, że dzieje się to w takich okolicznościach. Polska była dla obu oczywistym kierunkiem. Trenerem w Głogowie jest ich były szkoleniowiec w klubie z Zaporoża Witalij Nat, w przeszłości także kapitan Górnika Zabrze. Chrobry nie mógł przygarnąć sportowców, ale Nat polecił ich śląskiemu klubowi, który zmaga się w tym sezonie z plagą kontuzji. Obaj nie trafili na zupełnie nieznany teren, bo przed laty jako zawodnicy klubu z Zaporoża rozgrywali w Zabrzu regularnie mecze sparingowe. - Już wtedy robili różnicę, a dziś są jeszcze lepsi - zachwala prezes Górnika. - W końcu trafili do reprezentacji, mają na koncie mecze w mistrzostwach Europy. Grali w Rosji, którą chcieli opuścić. To zrozumiałe, bo trudno grać w kraju, który napadł twoją ojczyznę. Wynajęli już mieszkania i mogą skupić się na grze, choć mamy wszyscy świadomość, że bardzo przeżywają to, co dzieje się w ich kraju i dotyczy ich najbliższych - dodaje Bogdan Kmiecik. Ukraińscy sportowcy w Polsce. Dmytro Artemienko bohaterem meczu Teraz Górnik podpisał z nimi kontrakty na 2 i 3 lata, mają być silnymi punktami drużyny Marcina Lijewskiego. - "Mały Dima" był też na liście pewnego agenta, który zajmował się poszukiwaniem klubów dla zawodników z Ukrainy. Była przy nim adnotacja, że jest wyjątkowy. Zaprosiłem go na trening i... jest właśnie taki. Niesamowicie szybki, mocny fizycznie i kreatywny - opisuje Marcin Lijewski, trener Górników. Już w pierwszym meczu w barwach zabrzan, w Tarnowie, Artemienko był najskuteczniejszym graczem, zdobył 8 bramek. Równie mocno komplementuje też Ilczenkę: - Witek Nat zachwalał i nie minął się z prawdą: umie się zastawić, umie złapać piłkę na każdej wysokości, mało kto jest w stanie go przestawić, ale potrzebuje jeszcze czasu, żeby poznać wszystkie niuanse naszej specyficznej gry w obronie - mówi szkoleniowiec zabrzan. W niedzielę o godzinie 17.00 w Zabrzu Górnik podejmuje w ligowym starciu Zagłębie Lubin, a Dmytro Artemienko i Dmytro Ilczenko po raz pierwszy zaprezentują się przed miejscową publicznością. Obaj wierzą, że Ukraina wygra wojnę z Rosją, a oni wraz z rodzinami będą mogli w przyszłości wrócić do wolnego i bezpiecznego kraju... CZYTAJ RÓWNIEŻ: Znany ukraiński sportowiec bestialsko zamordowany