Dwa czołowe zespoły Ligi Europy, uczestnicy poprzedniego Final Four, w ostatniej kolejce mieli wyłonić zwycięzcę grupy, który będzie miał zdecydowanie łatwiejszą ścieżkę do finałowego turnieju. W berlińskiej Max-Schmelling-Halle była więc atmosfera szczypiorniackiego święta i całkiem niezły, emocjonujący mecz, godny tych, które odbywają się w Lidze Mistrzów. Nie da się bowiem ukryć, że tak Füchse Berlin, jak i Orlen Wisła Płock aspirują do tego, by grać w najbardziej prestiżowych rozgrywkach na kontynencie. We wtorek wieczorem walczyły o to, by zająć pierwsze miejsce w grupie A i w ewentualnym ćwierćfinale uniknąć wielkiego faworyta rozgrywek - SC Magdeburg. Füchse Berlin - Orlen Wisła Płock. Dobry start "Nafciarzy" Płocczanie musieli wygrać w Berlinie - remis im nie wystarczał. Rzucili więc od początku wszystko, co najlepsze i dało to całkiem niezły efekt. Już pierwsza minuta była niesamowita, bo hiszpański weteran Viran Morros w 47. sekundzie sfaulował swojego rodaka Niko Mindegię i dostał karę dwóch minut. Nie mógł się pogodzić z decyzją serbskich arbitrów, więc ci dołożyli mu jeszcze jedną karę. Lider defensywy Füchse dość szybko znalazł się więc w trudnej sytuacji. Serbowie prędko zresztą rozładowali zapędy do fauli i dyskusji z obu stron, bo jeszcze zanim skończyła się 6. minuta, kary dostali Lovro Mihić i potężny Mijajlo Marsenić. A później zrobiło się spokojniej, więcej było prawdziwego sportu niż walki. Płocczanie mogą żałować, że w pierwszej połowie nie wypracowali sobie większej przewagi. Były momenty, że dominowali, dość łatwo stwarzali sobie sytuacje strzeleckie, ale nie trafiali w bramkę. Jeden rzut karny, jeden rzut do pustej bramki i cztery sytuacje sam na sam - to dość spory "dorobek" zmarnowanych okazji. Mimo tego w 13. minucie wicemistrz Polski w końcu odskoczył na dwie bramki (8-6) i kontrolował grę. Mogły się podobać akcje Michała Daszka czy Niko Mindegi, nieźle radził sobie przesunięty na prawe skrzydło... praworęczny Przemysław Krajewski. Goście mieli jeden trudny moment, gdy prowadząc 13-11 stracili trzy kolejne bramki. Znów zaczęli jednak lepiej bronić, a na trzy sekundy przed końcem pierwszej połowy Daszek pozwolił im odzyskać prowadzenie (16-15). Füchse Berlin - Orlen Wisła Płock. Kłopoty płocczan po przerwie O ile przed przerwą sporo było płynnych, składnych akcji, to drugą część zdominował już większy chaos - zwłaszcza między 40. a 55. minutą. Wcześniej oba zespoły szły łeb w łeb, wciąż wszystko toczyło się blisko remisu. Goście mieli jednak bardzo trudny moment, gdy najpierw stracili prowadzenie, a później jeszcze dwie kolejne bramki (19-21 w 40. minucie). W trzech akcjach z rzędu sędziowie odgwizdywali płocczanom błędy techniczne, gubił się nawet Michał Daszek. Trener Xavi Sabate poprosił o przerwę i dokonał ważnej zmiany - Adama Morawskiego zastąpił w bramce młody Krystian Witkowski. I to on zatrzymał Fabiana Wiede, a przecież Füchse mogło mieć już o trzy trafienia więcej. Wisła zaś szybko skontrowała, później drugi raz i znów był remis. Na dodatek Witkowski także w kolejnych akcjach spisywał się bardzo dobrze. Füchse Berlin - Orlen Wisła Płock. Emocje do ostatniej sekundy Sama końcówka to już niesamowite wahania nastrojów. Na 5 minut przed końcem płocczanie odskoczyli na dwie bramki (27-25), ale za minutę znów był remis. O pierwszym miejscu w grupie decydowały więc pojedyncze akcje. Gdy zostały już tylko dwie minuty, to wicemistrz Polski miał piłkę, a był wtedy remis 28-28. Kapitalnie akcję wykończył Dmitrij Żytnikow - zostało wtedy jeszcze 90 sekund. Do bramki gości nieoczekiwanie wrócił doświadczony Morawski i od razu zatrzymał Miloša Vujovicia! Było jeszcze 55 sekund - co więc zrobili płocczanie? Zgubili piłkę! Przejął ją doświadczony Viran Morros i wywalczył rzut karny. Niemcy doprowadzili do remisu, ale to gościom została być może ostatnia akcja. Na 17 sekund przed końcem trener Sabate poprosił o przerwę, rozrysował atak, który świetnym rzutem z drugiej linii wykończył Siergiej Kosorotow. Ten sam, który przecież półtora miesiąca temu był bohaterem ostatniej akcji meczu Polska - Rosja na mistrzostwach Europy. Wtedy rzucił, choć po krokach, z 15 metrów i Polska straciła zwycięstwo. Zespół z Niemiec miał jeszcze 7 sekund na wyrównanie - remis dawał "Lisom" pierwsze miejsce w grupie. Gospodarze postawili wszystko na jedną kartę, wstawili siódmego gracza z pola, ale nie to nie dało. Adam Morawski obronił bowiem rzut z ośmiu metrów Lasse Anderssona i płocczanie po chwili mogli zatańczyć w kółku z radości. Wygrali grupę i w 1/8 finału zmierzą się z innym niemieckim klubem, TBV Lemgo. A Füchse czeka ciężki dwumecz z HBC Nantes, a później jeszcze trudniejszy zapewne z Magdeburgiem. Füchse Berlin - Orlen Wisła Płock 29-30 (15-16) Füchse: Milosavljev (3 obrony/25 rzutów - 12 proc.), Genz (1/9 - 11 proc.) - Holm 7, Wiede 3, Marsenić 3, Drux 3, Lindberg 3, Chrintz 3, Andersson 3, Vujović 2, Matthes 2, Morros, Langhoff, Beneke, Koch. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 3/4. Orlen Wisła: Morawski (7/29 - 24 proc.), Witkowski (3/10 - 30 proc.) - Daszek 4, Kosorotow 4, Żytnikow 4, Serdio 4, Krajewski 3, Szita 3, Mindegia 3, Šušnja 2, Mihić 2, Jurečič 1, Daćko, Lučin, Terzić, Czapliński. Kary: 8 minut. Rzuty karne: 2/3.