Jeśli ktoś chciał po losowaniu drugiej rundy eliminacyjnej Ligi Europejskiej powiedzieć, że trafił najgorzej jak mógł, to właśnie ekipa z Kwidzyna. Flensburg-Handewitt przez ostatnie 10 sezonów występował w Lidze Mistrzów, w 2014 roku zresztą ją wygrał. Później niemal za każdym razem zatrzymywał się na ćwierćfinale, ale to wciąż jedna z najlepszych drużyn na kontynencie, z wieloma gwiazdami. W tym tą najjaśniejszą: genialnym szwedzkim rozgrywającym Jimem Gottfridssonem. A MMTS to jednak kopciuszek. Ostatni start w Europie, choć historyczny, to już jednak prehistoria - zakończony finałowym dwumeczem podrzędnego Challenge Cup w 2010 roku i nieznacznymi porażkami ze Sportingiem Lizbona. Co jednak ciekawe, grali wtedy dzisiejsi weterani w ekipie z Kwidzyna: Michał Peret i Robert Orzechowski. Imponujący początek niemieckiego faworyta - Kwidzyn bezradny Trener Flensburga Maik Machulla pytany przed tym spotkaniem o rywala odpowiedział, że cechuje go agresywna gra. Niemcy mieli zapis całkiem udanego dla kwidzynian starcia z Łomżą Industria Kielce z weekendu, choć przegranego 30-35. Głównie kojarzyli z tej drużyny Bartłomieja Jaszkę, który sporo grał w Bundeslidze w ekipie Lisów z Berlina. Tyle że on na boisko wybiec nie mógł, bo jest trenerem. A jego podopieczni od pierwszych minut mieli niewiele do powiedzenia. Kontrakt między tymi zespołami był tylko raz, gdy w 2. minucie Mateusz Potoczny wyrównał na 1-1. A później reprezentant Niemiec Johannes Golla z urodzonym na Wyspach Owczych reprezentantem Danii Jóhanem Hansenem raz za razem rozmontowywali defensywę ekipy z Kwidzyna. W 7. minucie było już 6-1 dla ekipy z północy Niemiec, a po kwadransie - 11-4. Bramkarze MMTS mieli zerową skuteczność - Łukasz Zakreta przepuścił pierwszych siedem rzutów, Bartosz Dudek - kolejnych siedem. Dla porównania: Kevin Møller miał ponad 50 procent skuteczności. To była przepaść. W końcu Zakreta obronił dwa rzuty Hansena, ale niewiele to zmieniało. Zwłaszcza, że stuprocentową skuteczność miał w ekipie gości Emil Jakobsen. Druga połowa i druga siódemka gości Gdy w 24. minucie gości uzyskali dziesięć bramek przewagi (18-8), mogli już zwolnić tempo. Mogli też ogrywać całą kadrę 14-osobową kadrę i uważać na to, by nie doznać jakiejś głupie kontuzji. Kwidzyn zaś walczył ambitnie - w końcówce pierwszej połowy dwa razy trafił Jakub Szyszko, później dwa razy Hubert Kornecki i po 30 minutach było 12-21. Losy tego spotkania były już rozstrzygnięte. Nie było więc już takiego ciśnienia, nie było nadziei wśród kibiców, a Flensburg w pełni kontrolował grę. W 49. minucie powiększył przewagę do 13 trafień (19-32), później do 14 (22-36). Zagadką pozostawało, czy goście zdołają osiągnąć 40 trafień. Choć to im się w Kwidzynie nie udało. Rewanż za tydzień w Niemczech. MMTS Kwidzyn - SG Flensburg-Handewitt 25-39 (12-21) MMTS: Zakreta (7 obron/39 rzutów - 18 procent), Dudek (0-7 - 0 procent) - Kornecki 4, Grzenkowicz, Orzechowski 3, Peret 2, Kamyszek 5, Kutyła, Majewski, Guziewicz, Wawrzyniak, Potoczny 2, Nastaj 1, Szyszko 5, Landzwojczak 1, Jankowski 2. Kary: 0 minut. Rzuty karne: 3/4. Flensburg-Handewitt: K. Møller (18/43 - 42 procent) - Golla 4, Einarsson 6, Mensah Larsen 1, Johannessen 2, Gottfridsson, Hansen 6, Pedersen 5, Jakobsen 6, Semper 4, L.-K. Møller 2, Lindskog 2, Rød 1. Kary: 6 minut. Rzuty karne: 2/3.