- Jeśli chodzi o organizację, to z punktu widzenia zawodników niczego nam nie brakuje. Jest perfekcyjnie. Może inne zdanie mają ci, którzy nam to załatwiają, ale my niczego złego nie możemy powiedzieć - podkreślił 32-letni zawodnik Orlenu Wisły Płock. Z uznaniem mówi o halach sportowych, które widział w Dausze, a przede wszystkim największej, mogącej pomieścić ponad 15 tysięcy widzów Multipurpose Hall w Lusajl, w której Polacy rozegrają trzy mecze i gdzie zaplanowano m.in. finał. - Rozmach, z jakim są wybudowane te hale, naprawdę robi wrażenie. Na takich obiektach chyba jeszcze nie graliśmy. Widać, że na piasku można coś zbudować. Jak się rozejrzymy dookoła to albo piasek, albo gigantyczne konstrukcje - powiedział. Minusem katarskiej imprezy są puste miejsca na widowni. - To oznacza, że w dobrym miejscu zorganizowano mundial... Może dzięki mistrzostwom wypromują tutaj piłkę ręczną. Szczególnie na meczu katarskiej drużyny było sporo pustych miejsc na trybunach. To zawsze trochę boli, gdy się ogląda takie obrazki. Zawodnicy wolą grać przy zapełnionych halach, nawet jeśli są przeciwko nam. Masz wtedy świadomość, że uczestniczysz w czymś naprawdę ważnym - podkreślił reprezentacyjny rozgrywający. - Wszystko jest tutaj wykonane z niezwykłą rozrzutnością. Nie przejmują się tym, że na coś im zbraknie pieniędzy. Wszystko wygląda na niezwykle dopracowane, ale też widać, że wszystko jest nieprawdopodobnie świeże. Na takich nowo powstałych elementach zalega jeszcze delikatny kurz. Widać, że nie wszystko było robione na szybko i nie jest do końca ogarnięte, posprzątane. Myślę tu m.in. o hali, wokół której nadal jest plac budowy - dodał Kamil Syprzak, najwyższy w polskiej kadrze, mierzący 2,08 m zawodnik Orlenu Wisły Płock. W nocy wraz z kolegami mieli spore kłopoty z zaśnięciem, bynajmniej nie tylko z powodu piątkowej porażki 26-29 z Niemcami w pierwszym meczu MŚ. "Wczoraj położyłem się spać o trzeciej w nocy, bo niemal za ścianą miejscowi balowali. Nasze interwencje na niewiele się zdały. Ci nasi sąsiedzi w tych swoich czarnych ubraniach wyglądali jak ninja, dlatego tak ich teraz nazywamy - wyjaśnił Syprzak. Rano wreszcie wraz z kolegami znaleźli chwilę czasu, żeby móc się nacieszyć urokami hotelowej plaży. - Dziś po śniadaniu wyszliśmy sobie nad morze, żeby przemyśleć parę rzeczy. Wskoczyliśmy do chłodnej wody, zrobiliśmy sobie taki zimny prysznic i teraz z nowymi siłami możemy koncentrować się na kolejnym rywalu - Argentynie - dodał. Syprzak chwali dbałość gospodarzy o bezpieczeństwo zawodników. - Podobnie jak w Serbii, tutaj też w hotelu i na obiektach sportowych, tak jak na lotnisku, trzeba przejść przez specjalne bramki z wykrywaczami metali i rentgenem. Ale to dobrze, bo dzięki temu czujemy się bezpieczniej, a w krajach arabskich nie wiadomo teraz czego można się spodziewać - podkreślił. O drużynie Argentyny, która będzie w niedzielę (g. 17. czasu polskiego), kolejnym rywalem "Biało-czerwonych", wyraża się w superlatywach. - Argentyny nikt nigdy nie spisywał na straty. Grają taką dziwną obroną. Wysokim pięć jeden, a czasami wszyscy zawodnicy wychodzą jeszcze wyżej i przyjmują rywali nawet na dziesiątym czy jedenastym metrze. Z wicemistrzami świata Duńczykami to im dało efekty (remis 24-24). Na pewno to nie są chłopcy do bicia - ocenił 23-letni Syprzak. Z Dauhy Cezary Osmycki