- To był bardzo dobry turniej w wykonaniu naszej drużyny. Nie odnosiliśmy może olśniewających zwycięstw, ale nie ponosiliśmy również wysokich porażek. Po wspaniałych i heroicznych bojach pokonaliśmy dwa zespoły z wielkiej czwórki, czyli Chorwację i Hiszpanię, dzięki czemu wywalczyliśmy brązowy medal - dodał Wleklak. Były drugi trener reprezentacji Polski podkreślił bardzo dobre przygotowanie do katarskich mistrzostw - zarówno fizyczne jak i mentalne. "Biało-czerwoni" świetnie wytrzymali bowiem ten turniej, tak pod względem fizycznych, jak i psychicznym. - Widać było, że nasi zawodnicy tworzą prawdziwy kolektyw, który nigdy się nie poddaje, tylko zostawia na parkiecie ambicje i serce. Cieszy mnie też, że wreszcie doczekaliśmy się lidera z prawdziwego zdarzenia, bo do tej pory brakowało nam takiej osoby. Niekwestionowanym przywódcę był Michał Jurecki, który podobnie jak Nikola Karabatic we Francji w trudnych momentach ciągnął zespół. Nie tylko zdobywał ważne bramki, ale popisywał się również kluczowymi asystami - ocenił. Gdański szkoleniowiec uważa, że nie należy już wracać do półfinałowej konfrontacji z Katarem, w której negatywną rolę odegrali też serbscy arbitrzy. - Takie analizy i wspomnienia nie mają teraz żadnego sensu. Byliśmy blisko awansu do finału, ale trzeba cieszyć się z tego, co chłopacy osiągnęli, bo to jest wielki, wyczekiwany od lat sukces. Czapki z głów - skomentował. Wleklak nie chce także umniejszać niespodziewanego sukcesu gospodarzy mistrzostw, którzy w finale bardzo wysoko zawiesili Francuzom poprzeczkę. - Wielkie słowa uznania należą się trenerowi Valero Riverze, który z większości przeciętnych i anonimowych graczy, poza Szariciem i Markoviciem, stworzył bardzo dobry zespół. Teraz o takich zawodników jak Capote, Vidal czy Mallash ustawią się kolejki chętnych klubów - zauważył. Trener Wybrzeża Gdańsk był w składzie polskiego zespołu, który w 2007 roku został w Niemczech wicemistrzem świata, a dwa lata później w Chorwacji wywalczył brązowy medal. Były reprezentacyjny rozgrywający przekonuje jednak, że te sukcesy nie zostały wówczas odpowiednio wykorzystane. - Takie spektakularne osiągnięcia działają na wyobraźnię i sprawiają, że z reguły następuje boom na daną dyscyplinę i do treningów garnie się znacznie więcej dzieci. Tymczasem wtedy po dwóch naszych miejscach na podium, jak powiedział mi trener Jerzy Noszczak, liczba osób uprawiających piłkę ręczną drastycznie nie wzrosła - przypomniał. 39-letni były mistrz Polski przekonuje, że nie wolno teraz spocząć na laurach, aby nie powielić błędu sprzed kilka lat. Tym bardziej, że za rok wielu czołowych naszych zawodników zakończy reprezentacyjną przygodę. - Z tym trzeba się liczyć, bo przecież reprezentacja Polski była jedną z najstarszych na tych mistrzostwach. Trzeba postawić na promocję i zadbać o następców aktualnych kadrowiczów - stwierdził. Z drugiej strony 165-krotny reprezentant biało-czerwonych zdaje sobie sprawę, że zaplecze seniorskiej piłki ręcznej prezentuje się w Polsce wyjątkowo marnie. W województwie pomorskim w lidze juniorów starszych rywalizuje bowiem tylko pięć zespołów, ale z trzech klubów. Po dwie drużyny wystawiły bowiem Wybrzeże Gdańsk i MTS Kwidzyn, a jedną SMS Gdańsk. - Za moich czasów, kiedy graliśmy jeszcze na asfalcie, w tych rozgrywkach uczestniczyło co najmniej 10 zespołów. Niestety, w wielu małych miejscowościach piłka ręczna umarła. Nawet przy ogromnej pasji, ale bez pieniędzy, nie da się już nic stworzyć. A także bez systemu. W Polsce mamy jedną Szkołę Mistrzostwa Sportowego, podczas kiedy we Francji jest ich aż 16. Zatem w poszczególnych rocznikach trenerzy mają tam do dyspozycji 32 wyselekcjonowanych zawodników na każdą pozycję. W ciągu tygodnia ćwiczą oni w SMS, ale na weekendy rozjeżdżają się do swoich klubów i grają ligowe mecze - podsumował Damian Wleklak.