Spotkanie Polaków z Węgrami rozpoczęło się od falstartu i złej wróżby, bo jak inaczej odebrać przestrzelony w 1. minucie przez Michała Kubisztala rzut karny. Pierwszego gola "Biało-czerwoni" zdobyli dopiero w piątej akcji, właściwie po piątej akcji, gdy z karnego trafił Robert Orzechowski. Wcześniej szukali swojego miejsca na boisku i zrozumienia. Pierwsze trafienie z akcji podopieczni Michaela Bieglera uzyskali dopiero po dziewięciu minutach, gdy z drugiej linii huknął Karol Bielecki. Gra się nie układała, przegrywaliśmy 1-3, ale między 9. a 16 minutą wygraliśmy 5-1, wychodząc na dwubramkowe prowadzenie (6-4). Z drugiej linii "siedziało" Krzysztofowi Lijewskiemu i Bieleckiemu, z koła trafił Bartosz Jurecki i po świetnej interwencji Sławomira Szmala kontrę wykończył Kubisztal. Pięć minut radości i piętnaście nerwów. W 19. drugą już dwuminutową karę dostał Michał Jurecki i zawisło nad nim widmo czerwonej kartki. W 20. fatalnego w obronie Roberta Orzechowskiego zmienił Michał Bartczak. Ale niewiele to zmieniło. Po kwadransie gra Polaków po prostu się posypała. Taktyka węgierskiego trenera sprawdzała się. Wielcy jak dęby środkowi obrońcy odcięli od podań Bartosza Jureckiego, który i tak trafił dwa razy i wypracował karnego. Ze względu na to, że trzecie wykluczenie wisiało nad młodszym Jureckim, więcej grał Karol Bielecki. Ale każde podanie do niego powodowało wyjście obrońcy, a wiadomo, że Karol musi mieć miejsce, żeby wyskoczyć i rzucić piłkę z prędkością 120 km/h. Skrzydłowi statystowali, a jedyny rozgrywający, który spędził niemal całą połowę na boisku - Krzysztof Lijewski, musiał brać na siebie odpowiedzialność - zaliczył dwa gole, dwie asysty (właśnie do Bartosza Jureckiego), ale też dwie straty i dwa razy obronił mu węgierski bramkarz. Więcej fantazji w grze niż Polacy miał "DJ" w Palau Sant Jordi, który puszczał na przemian "Ona tańczy dla mnie", "Gangam style" albo motyw z "Gwiezdnych wojen". Między 16. a 27. minutą straciliśmy pięć bramek, a zdobyliśmy jedną... Ciepłe jak pogoda w Barcelonie słowa należą się za to naszej obronie. Słynny Laszlo Nagy opuścił boisko po 10 minutach i wchodził tylko do obrony, w ataku trafił raz na cztery rzuty, bo Polacy nie zostawiali mu miejsca. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy 9-10, a szkoda, bo wyglądało, że Węgrzy nie mają jakieś genialnej dyspozycji dnia. Drugą połowę znowu lepiej zaczęli Madziarzy. Dwa gole po naszych stratach i przestrzelony, drugi w tym meczu karny - Orzechowski rzucił pół metra nad bramką! Było 9-12 ale 25 minut do końca meczu i nadzieja, którą dał Szmal, broniąc kapitalnie, w ekwilibrystyczny sposób, karnego Gabora Csazsara! Bramkarskie sztuczki "Kasy" niewiele jednak pomogły. W ataku nie było nic. Po tym karnym Węgrzy zdobyli cztery gole, my jednego, w dodatku równie ładnego, co rozpaczliwego, gdy z rozegrania trafił skrzydłowy Adam Wiśniewski... Było 11-16 i trener Biegler wziął czas. Nic nie pomogło. Za chwilę było 11-17 i gra taka, że zęby bolały... Łatwo zgubiona piłka, błąd chwytu, rzut w Rolanda Miklera w bramce. Węgrzy tylko się przyglądali, jak gubimy piłkę i wykorzystywali to w ataku. Za każdym razem. W 51. minucie gdy wprowadzony, chyba nieco za późno Marcin Wichary, odbił rzut jakieś fatalne nieporozumienie spowodowało, że Węgrzy przejęli piłkę i rzucili do pustej bramki... To był właściwie koniec marzeń Polaków - traciliśmy sześć goli i nie było najmniejszych widoków na to, by odmienić grę. Mało tego, Madziarzy nas dobili. Polska przegrała z Węgrami 19-27 i zakończy mistrzostwa świata na miejscach 9-12, szczegółową klasyfikację organizatorzy podadzą wkrótce. A Polacy mają rok na przemyślenia jak to się stało, że z najsłabszej grupy na turnieju wyszli z drugiego a nie pierwszego miejsca i jak batalię o czołową ósemkę przegrali z Węgrami, grając chyba najsłabszy mecz na turnieju. Kolejny turniej, mistrzostwa Europy w Danii, w styczniu 2014 roku. Polska pewnie się na nie zakwalifikuje, bo w grupie eliminacyjnej ma Holandię, Ukrainę, z którymi już wygrała i Szwecję. Awansują dwie pierwsze drużyny. Leszek Salva, Barcelona Polska - Węgry 19-27 (9-10) Polska: Sławomir Szmal, Marcin Wichary - Bartosz Jurecki 5, Michał Kubisztal 3, Adam Wiśniewski 3, Krzysztof Lijewski 2, Karol Bielecki 2, Piotr Grabarczyk 1, Michał Jurecki 1, Bartłomiej Jaszka 1, Robert Orzechowski 1, Michał Bartczak 0, Kamil Syprzak 0, Marcin Lijewski 0. Węgry: Roland Mikler, Peter Tatai - Gergo Ivancsik 6, Gabor Csaszar 5, Szabolcs Szollosi 3, Laszlo Nagy 3, Tamas Mocsai 3, Gergely Harsanyi 3, Barna Putics 2, Kornel Nagy 2, Mate Lekai 0, Timuzsin Schuch 0, Szabolcs Zubai 0, Gabor Ancsin 0. Sędziowali: Lars Geipel i Marcus Helbig (Niemcy). <a href="http://forum.interia.pl/koniec-marzen-sromotna-porazka-z-wegrami-tematy,dId,2148273">Koniec marzeń o medalu. "Biało-czerwoni" już za za burtą mistrzostw świata. Czy tak musiało być?</a>