To był kolejny horror polskich piłkarzy ręcznych, który wpisują do historii tego sportu. Jak za najlepszych czasów Bogdana Wenty, oby tak i teraz zaczęli budować nową historię. Nie wszystko w tym meczu układało się tak, jak powinno, a właściwie to niewiele. Pierwsza połowa obnażyła większość polskich słabości, a najbardziej grę w ataku. Tu nie było pomysłu. Jeden z najbardziej przereklamowanych bramkarzy w Europie Darko Stanić tylko w pierwszych 30 minutach obronił 10 rzutów Polaków, w tym dwa karne. W dodatku były to zmarnowane karne numer 4 i 5 z rzędu! Gra w ataku przypominała wycieraczkę, piłka chodziła w jedną i w drugą stronę, czekając, aż Serbowie sami zaproponują jakąś dziurę w swojej obronie. Z drugiej linii zagrożenia niemal nie stwarzaliśmy. Trafił raz Karol Bielecki, ale trzy kolejne jego rzuty obijały Stanicia. Nie bramkarz bronił, tylko Karol go trafiał. W 20. minucie najpierw z dystansu, a potem przy dobitce "Kola" rzucił w przyklejonego do słupka serbskiego bramkarza. Przy rzucie Michała Jureckiego Stanić zasłonił twarz, żeby piłka w nią nie trafiła. Skuteczność była największym problemem Polaków. W obronie było lepiej, ale dopiero od momentu gdy Adam Wiśniewski wyszedł do indywidualnego krycia Momira Ilića. Tyle, że bombardier THW Kiel rzucił do tej pory pięć atomowych bramek. Nie pomagali nam bramkarze. Sławomir Szmal odbił dwie piłki, ale przynajmniej Marcin Wichary obronił karnego Ilicia. Przegrywaliśmy od początku meczu. W 21 minucie już pięcioma golami - 7:12. Michael Biegler poprosił o czas, za chwilę wszedł na boisko Marcin Lijewski, zgłoszony do turnieju dzisiaj rano z Piotrem Grabarczykiem. Piorunującego wrażenia nie zrobił. W przerwie Polacy musieli znaleźć pomysły na grę, celowniki i spokój oraz pewność siebie. Pokazywali momentami dobre fragmenty, chodziło o to, by je zlepić w całość. Wydawało się, że kwadrans w szatni sporo zmienił. Polacy zaczęli drugą połowę lepiej. Znajdowali sposób na Stanicia, grali z kołowym i rzucali z drugiej linii. Szkoda tylko, że ciągle gonili wynik, tracąc 1-2 bramki. Między 37 i 40 minutą wszystko wróciło do paskudnej normy. Serbowie wykorzystali dwuminutową karę dla Bartosza Jureckiego i znów prowadzili czterema golami. W dodatku znowu dopadło naszych otępienie. Sami grając w przewadze przestrzelili czystą sytuację (Wiśniewski) i stracili gola. W 43. minucie do bramki wrócił Szmal i zaraz odbił dwa razy w trudnych sytuacjach. Wróciła nadzieja. Poczuli ją kibice, których do Saragossy zjechało już kilkuset i w hali im. księcia Filipa stworzyli znakomity doping. Serbowie, którzy do tej pory grali jedną ósemką zawodników, zaczęli popełniać błędy. Nasza obrona tylko na to czekała, nie pozwalając rywalom na nic, przesuwała się przed polem karnym jak pociąg pancerny, a za nią stał świetny już w tych momentach "Kasa". Dzięki temu udawało się wygarniać piłkę Serbom z rąk i wyprowadzać kontry. Po jednej z nich w 51. minucie Michał Jurecki dał nam pierwsze w meczu prowadzenie! 22:21! Kapitalnie grał Bartosz Jurecki, który każde podanie do siebie zamieniał na gole albo rzuty karne, które sam wykorzystywał. Do końca meczu zostało 7 minut. Ale gdyby teraz Polacy odjechali, byłoby za łatwo. Serbowie mieli przecież ciągle Ilicia w ataku i Stanića w bramce, którzy musieli się przebudzić. I rzeczywiście Ilić wyrównał na 23-23, ale odpowiedział mu Bielecki rakietą powietrze - ziemia! Za chwilę Żarko Sesum nie mogąc sobie poradzić z naszą obroną puścił latawca, jakiś metr nad bramką! Prowadziliśmy i mieliśmy piłkę, ale Krzysztof Lijewski źle podał do starszego Jureckiego i wyrównał Nikcević. Przez dwie minuty mieliśmy piłkę w ataku, rywal dostał dwie minuty (Nenadić) ale my zmarnowaliśmy akcję! Idealną sytuację wypracowali koledzy Robertowi Orzechowskiemu, ten rzucał już niemal z rozegrania, ale Stanić obronił. Teraz Serbowie byli w domu. Mieli piłkę i zagrali pod Ilicia. Tyle że my mamy "Kasę", który cudownie obronił bombę. Do końca mieliśmy 17 sekund, piłkę i przewagę jednego zawodnika. Michael Biegler wziął czas. - Mieliśmy przygotowaną akcję pode mnie, ale skoro trafiliśmy, to nie ma to żadnego znaczenia - mówił Karol Bielecki. A trafił Robert Orzechowski, tym razem w krótki róg, sekundę przed z końcową syreną! Polska pokonała Serbię 25-24 Dzięki wygranej zachowaliśmy szanse na wyjście z grupy nawet z pierwszego miejsca. - Mam nadzieję, że to szczęście, które dzisiaj złapaliśmy, to już go nie wypuścimy do końca - powiedział po meczu Bartosz Jurecki. Piątek jest w grupie C dniem przerwy. W sobotę o godz. 18 na zakończenie fazy grupowej Polacy zagrają z Koreą Południową. O 20.15 na parkiet hali w Saragossie wybiegną Słoweńcy i Serbowie i od tego spotkania będzie zależeć, z którego miejsca awansują Polacy, a możliwość są trzy: z pierwszego, drugiego i trzeciego. Leszek Salva, Saragossa Polska - Serbia 25-24 (11-13) Polska: Sławomir Szmal (8 interwencji), Marcin Wichary (4 interwencje) - Bartłomiej Jaszka 2 (bramki), Krzysztof Lijewski 1, Karol Bielecki 2, Adam Wiśniewski 1, Bartosz Jurecki 9, Michał Jurecki 2, Michał Kubisztal 2, Robert Orzechowski 5, Marcin Lijewski 1, Piotr Grabarczyk. Serbia: Darko Stanić (16 interwencji) - Momir Ilic 9, Rajko Prodanovic 6, Milos Dragas, Zarko Sesum, Marko Vujin, Ivan Nikcevic 3, Alem Toskic 2, Nemanja Zelenovic 2, Nenad Vuckovic, Ivan Stankovic 1, Petar Nenadic 1. Kary: Polska - 6 minut; Serbia - 10 minut. Sędziowali: Lars Geipel i Marcus Helbig (Niemcy). Forum: Oceń grę Polaków w meczu z Serbią! Zobacz zapis relacji z meczu Polska - Serbia Zobacz wyniki oraz tabelę grupy C