W półfinale Holandia przegrała z obrońcą tytułu Norwegią 23-32, Szwecja z Francją 22-24. Dziwny to był mecz, w którym obie drużyny zaliczyły bardzo długie okresy przestoju. Srebrne medalistki poprzednich MŚ (2015 r.) i ubiegłorocznych mistrzostw Europy Holenderki po słabym początku ruszyły do ataku od dziewiątej minuty. Wtedy jeszcze przegrywały 2-4. W ciągu pięciu minut zdobyły cztery gole z rzędu i to one wyszły na prowadzenie (6-4). W dalszej części pierwszej połowy "Pomarańczowe" zaliczały trafienia seriami, w tym strzeliły cztery ostatnie gole przed przerwą. Duża w tym zasługa ich bramkarki Tess Wester. Do szatni schodziły wygrywając 14-8 i wydawało się, że miejsce na podium mają w kieszeni. Tymczasem Szwedki, które jeszcze nie mają w dorobku medalu czempionatu globu (za to srebro i brąz ME), od początku drugiej odsłony wzięły się do odrabiania strat. Hasło do walki rzuciła świetnie interweniująca, z około 50-procentową skutecznością, Filippa Idehn oraz doskonale konstruująca akcje rozgrywająca Isabelle Gullden. Holenderki zupełnie stanęły i przez około 17 minut... nie rzuciły bramki, tracąc w tym czasie dziewięć. Dopiero przy stanie 18-16 dla Szwecji "Pomarańczowe" przypomniały sobie jak się zdobywa gole. Równo trzy minuty przed końcem ponownie objęły prowadzenie (21-20) i wygrały wojnę nerwów.Finał zaplanowano na godz. 17.30. Holandia - Szwecja 24-21 (14-8) Najwięcej bramek: dla Holandii - Lois Abbingh 8, Estevana Polman 5, Angela Malestein i Yvette Broch - po 4; dla Szwecji - Isabelle Gullden 7, Hanna Blomstrand, Anna Lagerquist i Olivia Mellegard - po 3.